W Belgii zapanował prawdziwy koszykarski szał. Mały kraj niemający praktycznie żadnych sukcesów na arenie międzynarodowej bije się o awans na mistrzostwa Europy, rywalizując z niezwykle silną Francją. Trójkolorowi przystępowali do czwartkowej rywalizacji pewni swego i bez większych obaw o końcowy wynik. Początkowa faza meczu nie pozostawiała żadnych złudzeń ponad 5-tysięcznej publiczności w Antwerpii. Przyjezdni czuli się jak u siebie w domu, a Tony Parker grał wprost nieprawdopodobnie. Gwiazdor ligi NBA urodzony w... Belgii, poradził sobie z presją gry przed własnymi rodakami i zaaplikował Belgom 16 punktów w inauguracyjnej kwarcie!
Podopieczni Vincenta Colleta wygrali tą część gry 27:19, legitymując się ponad 80 proc. skutecznością w rzutach za dwa punkty. Po pierwszych 10 minutach nic nie wskazywało na diametralny obrót sytuacji, który nastąpił już u progu drugiej kwarty. Miejscowi szybko ocknęli się po laniu jakie spuścił im Parker i przystąpili do kontrofensywy. Sygnał do ataku dał Roel Moors, najaktywniejszy gracz Belgów w tej części gry. Po serii dziewięciu punktów bez odpowiedzi rywala miejscowa publiczność po raz pierwszy wybuchła z radości, bowiem ich pupile objęli prowadzenie 28:27.
Gra stała się o wiele bardziej wyrównana. Parker wyraźnie zwolnił tempa, a pozostali liderzy gości (Batum, Diaw, Pietrus) byli niewidoczni. Zgoła inaczej prezentowali się ambitni Belgowie. Oprócz Moorsa (11 punktów do przerwy), aktywni byli także Mbenga, Van Rossom oraz Hervelle. Ten ostatni wziął sprawy w swoje ręce w trzeciej odsłonie, nie pozwalając przeciwnikowi na ponowne rozwinięcie skrzydeł.
Les Bleus prowadzili 48:41, kiedy skrzydłowy Realu Madryt przejął na siebie ciężar zdobywania punktów. Po kilku minutach i runie 10:0, podopieczni trenera Casteelsa znów wyszli na czoło, 51:48. Do ostatnich sekund żadnemu z zespołów nie udało się już wypracować znacznej przewagi. Przed ostatnimi 10 minutami prowadzili jeszcze goście, 56:55.
Można było się spodziewać, że bardziej doświadczeni Trójkolorowi jako pierwsi opanują nerwy i spokojnie utrzymają korzystny wynik. Tymczasem kwartę celną "trójką" otworzył Dmitri Lauwers. Doświadczony strzelec w każdym z dotychczasowych spotkań dodatkowego turnieju kwalifikacyjnego choć raz dziurawił kosz rywala rzutem za trzy punkty. Tym razem uczynił to trzykrotnie, w tym dwa razy podczas ostatniej minuty gry!
Bezsilny był wówczas nawet Parker, w pojedynkę próbujący odrobić nieznaczny deficyt. Lauwers niczym rasowy snajper karcił rywali i wprawiał w szał miejscową publikę. Ostatecznie po zaciętym i pełnym zwrotów akcji pojedynku, Belgowie ograli Francuzów i niespodziewanie zbliżyli się do mistrzostw Europy. O wszystkim zadecyduje niedzielna potyczka w Pau, której początek zaplanowano na godzinę 17.
Belgia - Francja 70:66 (19:27, 18:12, 18:17, 15:10)
Belgia: Hervelle 14, Moors 13, Lauwers 12, Van Rossom 9, Mbenga 7, Bosco 6, Beghin 6, Oveneke 3, Van Der Jonckheyd 0.
Francja: Parker 26, Turiaf 14 (12 zb), Koffi 8, Diaw 6, Batum 5, Jeanneau 2, Mahinmi 2, De Colo 2, Pitrus 1, Diot 0, Traore 0.