Nie do trzech razy sztuka...

Nie tak sympatycy basketu z Zielonej Góry wyobrażali sobie ten sezon. Koszykarze Wiecko Zastalu z przejściem przez pierwszą rundę play-off nie mieli mieć najmniejszych problemów. Komplikacje, teoretycznie mogły pojawić się w półfinałach, ale oczywiście nie musiały. Dziś, fanom "Zastalowców" nie pozostaje już nic innego, jak tylko rozmyślać, jakby to było w drugiej rundzie play-off, gdyż podopieczni Tadeusza Aleksandrowicza z walki o awans zostali wyeliminowani już w ćwierćfinałach...

Blamaż w Stalowej Woli, po którym ekipa Wiecko Zastalu pogrzebała swoje szanse na awans, przegrywając 1:3 ze Stalą, był chyba jednym z najboleśniejszych ciosów zadanych zielonogórskiej koszykówce od początku jej istnienia. W tym sezonie, zielonogórzanie podjęli już trzecią "próbę" wejścia na salony polskiego basketu. W dwóch poprzednich latach zmagań, "braki" awansu mogły być jeszcze uzasadnione, gdyż do sezonu 2005/2006 "Zastalowcy" przystąpili jako ligowi średniacy, którym celem było zajęcie bezpiecznego miejsca w granicach środka tabeli. Wtedy zielonogórzanie niespodziewanie zaskoczyli i doszli nawet już do półfinałów, w których byli o krok sforsowania bram ekstraklasy. Jednak w decydującym o awansie meczu (stan 2:2), lepszy okazał się Kager Gdynia. W następnym roku zmagań, team z Winnego Grodu został wzmocniony wychowankami - Pawłem Szcześniakiem i Robertem Morkowskim. Właśnie ci zawodnicy w Zielonej Górze dali podstawy do walki o trochę wyższe cele niż tylko miejsce w czołowej ósemce. Ekipa Zastalu potwierdziła, że drzemie w niej niemały potencjał i do play-offów przystąpiła z pierwszej pozycji. Ale znów okazał się ktoś mocniejszy, a mianowicie zespół Basketu Kwidzyn. Po tych niepowodzeniach, zielonogórska drużyna do sezonu 2007/2008 już przystąpiła w pełni "przygotowana" do walki o najwyższe cele. Wzmocnienia graczami z ekstraklasowym doświadczeniem, pojawienie się sponsora tytularnego, jeden z największych budżetów - to mówiło samo za siebie... Jednak po raz kolejny czegoś zabrakło zielonogórzanom... - Zagraliśmy z mniejszym zaangażowaniem niż "Stalówka". Stal po prostu pokazała całą swoją wolę i wielką chęć zwycięstwa. My, jako zarząd, po tej zwycięskiej serii (21 triumfów z rzędu!), bez przerwy musieliśmy namawiać koszykarzy, żeby na parkiecie zostawiali wszystko. Niby w Stalowej Woli, nasza gra tak wyglądała. Ale do tego trzeba jeszcze umiejętności. Ich niestety trochę zabrakło - mówi Rafał Czarkowski, prezes Wiecko Zastalu.

Dla rozgrywającego Pawła Szcześniaka, przegrany bój ze Stalą, był największą porażką w jego karierze. - Trzeba zdecydowanie powiedzieć, że w sezonie zasadniczym graliśmy dobrze. A w play-offach zaprezentowaliśmy się, tak jak byśmy zjeżdżali po równi pochyłej - im bliżej końca rozgrywek, tym słabiej graliśmy. Stal to wykorzystała i wygrała. To chyba największa porażka w mojej karierze. Stalowowolanie zagrali bardzo dobrze, ale gdybyśmy my zrobili swoje, to pewnie przynajmniej jedno spotkanie zakończyłoby się naszym sukcesem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie wiem czemu tak było. Ciężko jest teraz powiedzieć, czemu po dobrym sezonie ponownie zawaliliśmy play-offy - mówi popularny "Pawka".

Źródło artykułu: