W tym artykule dowiesz się o:
Genialna atmosfera. Rekord frekwencji w Gdyni
3521 - tyle dokładnie osób zasiadło na trybunach gdyńskiej hali podczas sobotniego meczu Arki z Anwilem (78:65). Organizatorzy zdecydowali się otworzyć dodatkowy sektor. Została nawet odsłonięta kurtyna, która przez cały sezon przykrywała krzesełka. To był najlepszy wynik gdyńskiego klubu w obecnych rozgrywkach Energa Basket Ligi. Rekord frekwencji to duża zasługa kibiców z Włocławka, którzy w bardzo dużej grupie pojawili się w Gdyni. Przygotowali specjalną oprawę, którą zaprezentowali podczas prezentacji.
- Atmosfera w trakcie meczu była genialna. Kibice obu drużyn byli niezwykle głośni. Zawodnikom bardzo dobrze gra się w takich warunkach. I to cieszy, bo we Włocławku będzie podobnie - mówi trener Frasunkiewicz.
Specjalni goście na trybunach
Anwil w tym meczu mógł liczyć na wsparcie m.in. Pawła Leończyka, który zasiadł w sektorze włocławskich kibiców. Koszykarz nie ukrywa, że nadal odczuwa duży sentyment do klubu, z którym rok temu zdobył mistrzostwo Polski. W trakcie play-off umieścił zdjęcie na swoim Instagramie w bluzie Anwilu. "Ja mam swojego faworyta" - napisał. Arkę tego dnia wspierał z kolei Armani Moore, były koszykarz Stelmetu Enei BC, który do Gdyni przyjechał odwiedzić swojego przyjaciela - Jamesa Florence'a. Amerykanin na trybunach siedział w bluzie gdyńskiego klubu.
ZOBACZ WIDEO KSW 49. Martin Zawada pokonał legendę MMA! "Na co dzień jestem kierowcą autobusu"
Iskrzyło między zawodnikami, był trash-talking
- To był typowy mecz play-off - mówi trener Igor Milicić. W trakcie spotkania często iskrzyło między zawodnikami. Kilku z nich lądowało na parkiecie. Nie brakowało mocnych i twardych starć. Kamil Łączyński i James Florence urządzili sobie "pogawędkę", za którą obaj zostali ukarani przewinieniami technicznymi. Amerykanin już wcześniej mógł zarobić taki faul, po tym jak wyrzucił swój ochraniacz na zęby w kierunku trybun.
Licznik Arki Gdynia bije
Arka w tym sezonie ma sposób na Anwil. Drużyna Frasunkiewicza w tym sezonie już pięciokrotnie pokonała mistrza Polski. Włocławianie jeszcze nie znaleźli sposobu na najlepszą ekipę rundy zasadniczej. W sobotę na przeszkodzie stanęła fatalna skuteczność. Anwil grał indywidualnie, próbując w pojedynkę pokonać Arkę. Zanotował tylko 28-procentową skuteczność z gry. Do tego przestrzelił kilka rzutów wolnych (18/26).
Gdyński zespół wyraźnie nie leży Anwilowi. Należy od zacząć od Jamesa Florence'a, który jest niezwykle trudny do upilnowania. Nawet jak go włocławianie podwajają, to on jest w stanie wykreować kolegom wolne pozycje do rzutu. W Arce jest komu rzucać. Na dodatek ludzie "drugiego planu" (Wołoszyn, Ginyard, Szubarga) robią różnicę. Dają Arce tlen w najważniejszych momentach. Swoje robi mocna i szczelna defensywa. Gdynianie mają odpowiedź na kluczowych zawodników Anwilu: Almeidę, Łączyńskiego czy Lichodzieja.
Ivan Almeida bez wyrazu
W pierwszym meczu Ivan Almeida grał dobrze, ale miał problemy z przewinieniami i to go nieco wybiło z rytmu. Z kolei, w drugim spotkaniu trafił zaledwie 2 z 13 rzutów z gry. Trener Milicić bardzo mu ufał, bo Kabowerdeńczyk spędził na parkiecie aż 31 minut, mimo że drużyna z nim na parkiecie była na minusie (-19). Należy zwrócić uwagę na świetną grę defensywy Arki. Trener Frasunkiewicz wysyła na niego swoich najlepszych obrońców. Ginyard, Dulkys czy Bostic bardzo uprzykrzają mu życie. Po zakończeniu spotkania Almeida usiadł koło ławki i wyraźnie zasmucony przeżywał kolejną porażkę Anwilu.
- Jego słaba skuteczność to zasługa całej drużyny, a nie tylko jednego zawodnika. Swoje robią także wysocy zawodnicy: Upshaw, Łapeta. Ivan jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale tego dnia zafunkcjonowało wszystko to, co sobie założyliśmy. Jestem jednak przekonany, że we Włocławku będzie trafiał znacznie lepiej. Trzeba być czujnym - mówi trener Frasunkiewicz.