W tym artykule dowiesz się o:
Fatalna obrona
To najsłabszy element w grze włocławskiego zespołu. W trzech ostatnich meczach Anwil stracił aż... 302 punkty! W rozgrywkach Basketball Champions League Rasta Vechta i San Pablo Burgos zdobyły odpowiednio 89 i 110 pkt, a w Energa Basket Lidze Enea Astoria Bydgoszcz uzyskała 103 "oczka". Co gorsza - tendencja jest wzrostowa. PGE Spójnia - 82, później Rasta - 89, Enea Astoria - 103 i Burgos - 110.
Tak duże straty punktowe nie biorą się znikąd. Defensywa jest po prostu dziurawa. Zawodnicy obwodowi przegrywają pojedynki 1x1, a pod koszem brakuje odpowiedniej rotacji. Brakuje też odpowiedniego powrotu do obrony po niecelnych rzutach czy stratach. To kopalnia punktów dla rywali. Bez dobrej i agresywnej obrony można zapomnieć o podboju Ligi Mistrzów.
- Znów pozwoliliśmy rywalom na zanotowanie ponad 30 asyst. Tak było w meczu z Rastą, tak też było w Hiszpanii. To wiele mówi o naszej obronie. I jeszcze więcej o naszym zaangażowaniu. Na pewno nie chcemy grać w ten sposób - mówi trener Igor Milicić.
W ostatniej ankiecie pod tekstem o rozczarowaniu Tony'ego Wrotena na pytanie o problemy Anwilu najwięcej głosów otrzymała odpowiedź: "słaba gra w defensywie". Aż 47 procent ankietowanych (ponad 1400 osób) wybrało tę opcję.
Rywal | Liczba straconych punktów |
---|---|
BM Slam Stal | 66 |
Polpharma | 72 |
Legia | 87 |
PGE Spójnia | 82 |
Rasta | 89 |
Enea Astoria | 103 |
Burgos | 110 |
W ataku zbyt indywidualnie
- Tam każdy z pozycji 1 do 4 grozi rzutem z dystansu. Na scoutingu mamy ogromny ból głowy - mówi trener Trefla Marcin Stefański. Anwil ma tak ogromny potencjał w ofensywie, że w każdym meczu mógłby przekraczać granicę 90-100 punktów. Tylko, żeby tak się działo, to zawodnicy muszą zacząć dzielić się ze sobą piłką. Indywidualne popisy nic nie dadzą. Potrzeba gry zespołowej. Wtedy każdy będzie czuł się usatysfakcjonowany i wykorzystany. Bo jeśli jeden gracz zacznie grać indywidualnie, to w kolejnym posiadaniu kto inny weźmie piłkę i zagra pod siebie (na razie tak się właśnie dzieje, prym wiodą Amerykanie). To trzeba wyeliminować. Anwil może być wielki, ale pod warunkiem, że zawodnicy zaczną grać zespołowo. - Musimy zmienić nasze myślenie - twierdzi Igor Milicić.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Szpital zamiast igrzysk. Dramat Joanny Dorociak
Problemy w strefie podkoszowej
Trener Milicić latem mocno postawił na graczy obwodowych. Na nich wydał najwięcej pieniędzy. Pod koszem zdecydował się na Milovanovicia i Sulimę, typowych graczy zadaniowych. Tymczasem coraz częściej i głośniej mówi się o problemach w tej właśnie strefie. Chodzi o brak atletycznego i dominującego centra, który sprawiłby, że rywale mieliby obawy przed wejściem pod kosz. Takich cech nie mają Milan Milovanović, Krzysztof Sulima (o nim później) i Rolands Freimanis. To mógłby robić Szymon Szewczyk, ale wypadł z powodu kontuzji kolana. Na dniach ma wrócić do gry. Milovanović, który jest pierwszym centrem Anwilu, nie wypada najgorzej pod względem statystycznym, ale już pod względem fizyki i atletyczności odstaje od centrów w Lidze Mistrzów. Ostatnio center Burgos Augosto Lima miał 15 punktów, trafiając 7 z 8 rzutów z gry.
Sulima i Karolak na bocznym torze
Martwi fakt, że Polacy (Jakub Karolak i Krzysztof Sulima), którzy odgrywali czołowe role w swoich poprzednich klubach, jak na razie w Anwilu praktycznie nie istnieją. Są w cieniu obcokrajowców: Wrotena, Ledo i Dowe'a. Obaj nie dostają za wielu szans, ich liczba minut jest mocno ograniczona. A gdy już się pojawią na parkiecie, to za wiele nie wnoszą do gry zespołu. Widać, że zarówno Karolakowi i Sulimie brakuje pewności siebie. Często są zagubieni, szukają swojej tożsamości w nowym otoczeniu. Potrzebują czasu na zrozumienie systemu trenera Milicicia. We Włocławku wierzą, że to nastąpi, choć czasu za wiele nie ma, bo w Lidze Mistrzów trzeba zacząć wygrywać już od następnego meczu.
Kwestia mentalna
To chyba najważniejszy czynnik. Zrozumienie, że indywidualnymi popisami nie wygra się meczów w Lidze Mistrzów. O ile w Energa Basket Lidze uda się przerzucić rywala, to na arenie międzynarodowej będzie z tym problem. Rywale są zbyt mocni, żeby grać w ten sposób. - Burgos w ostatnim meczu dał nam lekcję, jak walczyć w obronie, naciskać na piłkę i być w pełni zaangażowanym. To nie jest Anwil, który chcemy oglądać. Musimy zmienić nastawienie do meczów. Jeśli chcemy zwyciężać, trzeba poprawić każdy najmniejszy szczegółów, zaczynając właśnie od kwestii mentalnej - podkreśla Igor Milicić. - Jestem mocno rozczarowany. Dużo i mocno trenujemy, a efektów nie widać. Rywale wyszli z dużą agresją, pokazali, jak należy walczyć. Ośmieszyli nas - twierdzi Tony Wroten.