W sierpniu 2021 roku jej łzy przed kamerą TVP Sport widziała cała Polska. Po odpadnięciu w półfinale biegu na 100 m przez płotki na igrzyskach olimpijskich w Tokio 20-latka była tak rozczarowana swoją postawą, że nie mogła opanować emocji.
Minął rok i jeśli z oczu Pii Skrzyszowskiej mogą lecieć jakiekolwiek łzy, mogą to być jedynie łzy radości. Ostatniego dnia mistrzostw Europy w Monachium wywalczyła złoty medal w swojej koronnej konkurencji, by zaledwie 30 minut później wydatnie pomóc sztafecie 4x100 m w zdobyciu srebra.
- Jeszcze nie płakałam ze szczęścia. Miałam w ogóle mało czasu, żeby się tym nacieszyć. To wszystko dociera do mnie bardzo powoli. Po samym biegu nie wiedziałam, co się dzieje, myślałam sobie: "Jezu, co ja właśnie zrobiłam?!". Dociera to do mnie bardzo powoli - mówiła nam tuż po powrocie do kraju nowa gwiazda polskiego sportu.
"Złoto było moim celem"
- Czy świętowałam sukces? Nie, nie miałam czasu i siły! Dopiero przed godziną pierwszą w nocy wróciłam do hotelu. Emocje mnie mocno trzymały i spałam może godzinę, bo bardzo wcześnie musieliśmy wyjechać na lotnisko. Muszę to wszystko odespać, zregenerować siły. No i potem cieszyć się tym, co się wydarzyło!
ZOBACZ WIDEO: Na ten dzień czekaliśmy. Tylko spójrz, co zrobiła Anita Włodarczyk
A działo się. Pia Skrzyszowska była naszą kandydatką do medalu na mistrzostwach Europy. Nie mogło być inaczej, skoro do Monachium przyjechała na drugim miejscu na liście najszybszych płotkarek w obecnym sezonie. W finale pobiegła fantastycznie i wręcz znokautowała rywalki, wyprzedzając je o kilka metrów.
Uzyskała czas 12,53 s - zaledwie o 0,02 gorszy od jej tegorocznego rekordu życiowego.
- Chciałabym jeszcze raz obejrzeć ten bieg, chcę się nim nacieszyć. Nie ukrywam, że złoty medal był moim celem. Cieszę się, że wytrzymałam presję do końca, bo byłam kandydatką do podium. Po MŚ w Eugene dostałam kopniaka do przodu, choć tam nie udało się awansować do finału. Teraz jestem najlepsza w Europie i chcę być w czołówce światowej - zapowiada.
Rzeczywiście, po zdobyciu tytułu mistrzyni Europy 21-latka nie miała czasu na wielką radość, jej grafik był bardzo napięty. Czekał ją jeszcze start w finale sztafety 4x100 m, co dla niemal wszystkich było ogromną niespodzianką. Przecież tym sezonie Skrzyszowska nie biegała w niej ani razu!
"To było szalone"
Trener Jacek Lewandowski postanowił jednak zaryzykować i wystawił ją na pierwszej zmianie. I co? I zawodniczka AZS AWF Warszawa okazała się najszybsza ze wszystkich konkurentek!
- Nie boję się biegania w sztafecie, ale stresowałam się tym finałem bardziej niż startem indywidualnym. Płotki ćwiczę codziennie, a to było duże wyzwanie. Zostałam obarczona zaufaniem, to dużo dla mnie znaczyło - nie ukrywała.
Sprinterka nie ma też wątpliwości, jak nazwać ryzykowną decyzję szkoleniowca, który do składu włączył nie tylko ją, ale także Annę Kiełbasińską, która ma wprawdzie za sobą lata biegania na krótkim dystansie, ale od kilku lat skupia się na 400 metrach.
Niesamowita reakcja komentatorów TVP Sport na medal!
- Plan był szalony, pierwsza zmiana była najłatwiejsza, bo musiałam tylko oddać pałeczkę Ani. Z drugiej strony, na linii startu zobaczyłam ją po raz pierwszy od igrzysk w Tokio. Słyszałam, że pobiegłam najszybciej na swojej zmianie, ale stojąc w blokach czułam, że sobie poradzę.
Występ w sztafecie zaledwie 30 minut po zdobyciu medalu mógł być dla Skrzyszowskiej wyzwaniem nie tylko fizycznym. W bardzo krótkim czasie Polka musiała opanować emocje, odnaleźć spokój i na nowo się skoncentrować. Okazuje się jednak, że nie było to dla niej tak trudne.
- Trudniejsze było pozbieranie się fizycznie, aby utrzymać rozgrzewkę, utrzymać ciało w temperaturze. Mentalnie byłam gotowa, atmosfera wśród dziewczyn była świetna. Bieg chłopaków po brązowy medal nas natchnął, powiedziałyśmy sobie, że albo wszystko, albo nic - podkreśliła.
Nowe wyzwanie, którego się nie boi
Po powrocie do kraju to właśnie do zawodniczki ustawiła się najdłuższa kolejka dziennikarzy. Co naturalne, po tak znakomitym występie na mistrzostwach Europy zainteresowanie jej osobą wzrosło i stanie się teraz bardzo rozpoznawalna.
Mimo bardzo młodego wieku Skrzyszowska nie jest tym faktem przerażona, a wręcz przeciwnie.
- Oczywiście, to dla mnie pewna nowość. Do tej pory zdarzyły się wywiady czy prośby o autograf, ale teraz jest i będzie tego coraz więcej. To mnie nie męczy, jest wręcz dla mnie bardzo miłe, przez to czuję się doceniona i mi to nie przeszkadza, nawet buduje - oceniła.
Co dalej? Pia Skrzyszowska wystartuje jeszcze w mityngach Diamentowej Ligi, potem zasłużony odpoczynek. Kolejny sezon również zapowiada się pracowicie, zwłaszcza w sezonie halowym. Na przyszły rok zaplanowano bowiem pod dachem zarówno mistrzostwa świata jak i mistrzostwa Europy. Z kolei latem MŚ na otwartym stadionie w Budapeszcie.
- Przed startem w Monachium czytałam sobie swoją kartkę, na której miałam wypisane założone cele. Co w nich było? Złoty medal mistrzostw Europy i życiówka 12,50 s. Zabrakło bardzo niewiele. Jakie będą cele na 2023 rok? Ustalimy z trenerem po wakacjach. Rekord Polski stał się coraz bardziej realny, ale nie będę nic obiecywać - zakończyła.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty