To miał być wyjazd, jak każdy inny. Kuba Redzimski, 22-letni sportowiec, maratończyk, triathlonista, a zimą zapalony narciarz, nie spodziewał się, że ten na stałe odmieni jego życie.
- Uczę się od nowa wstawać, siadać, utrzymywać równowagę no i przede wszystkim chodzić - opisuje Kuba.
Trzy słupy
25 lutego. Ostatni dzień rodzinnego wyjazdu w słowackie góry. Kuba, jak każdego innego dnia, udał się na stok.
- Stałem mniej więcej na środku wieloetapowego stoku. Spojrzałem w górę, na etap za mną, pełno ludzi. Patrzę przed siebie, to samo. I nic się w tej kwestii nie zmieniało, nowe osoby wciąż napływały. Nie było opcji by przeczekać, aż część z nich zjedzie. Postanowiłem zatem ruszyć - opisuje ostatnie chwile przed wypadkiem popularny "Forrest", jak określają go znajomi z sekcji lekkoatletycznej.
ZOBACZ WIDEO: 3 mln odtworzeń! Tego gola można oglądać w nieskończoność
Zjazd jednak nie poszedł po myśli chłopaka. W pewnym momencie inny narciarz zajechał mu drogę. Kuba, nie chcąc w niego wjechać, odbił do krawędzi, przez co wybił się na muldzie. To nie była dla niego pierwszyzna, nieraz w takich sytuacjach bardzo szybko wracał na tor. Tym razem niestety trafił na miejsce, gdzie kończył się stok.
- Poleciałem, zobaczyłem tylko trzy metalowe słupy przed sobą, nawet nie miałem szans by spróbować ich uniknąć. Sekundę później uderzyłem plecami w środkowy z nich - wspomina Kuba.
Jednoznaczna diagnoza
Kuba, odkąd tylko rozpoczął studia na gdańskiej Politechnice, od razu dołączył do sekcji lekkoatletycznej. Wraz z nią sięgał kilkukrotnie po akademickie mistrzostwo Polski biegając na 3 kilometry, a także biorąc udział w biegach przełajowych. Miał też na koncie dwa przebiegnięte maratony, a także próbował swoich sił w triathlonie. To, co dotychczas było jego codziennością, nagle stało się wyczynem rodem z kosmosu.
- Od razu po uderzeniu, gdy tylko wylądowałem na ziemi, zdałem sobie sprawę, że nie czuję nóg. Miałem tego dnia wyjątkowo mocno dociśnięte buty, a tu nagle totalny luz - opowiada Kuba.
Od początku było wiadomo, że sprawa jest poważna. Po 30 minutach od zdarzenia "Forrest" był już na pokładzie śmigłowca, który przetransportował go do szpitala. Po upływie kolejnej godziny słowaccy lekarze mieli go na stole operacyjnym. Diagnoza? Uszkodzenie rdzenia kręgowego.
- 10 dni spędziłem w szpitalu na Słowacji, po czym przetransportowano mnie do szpitala w Gdańsku.
"Grom z jasnego nieba"
Na co dzień uśmiechnięty, pogodny chłopak, nagle wylądował przykuty do szpitalnego łóżka. Jedynym sposobem poruszania się był dla niego wózek. Jak jednak sam podkreśla, najważniejsze było, aby się nie poddawać.
- W zasadzie od razu wiedziałem, że uszkodziłem kręgosłup, zdawałem sobie sprawę, że mogę już nie chodzić. W takiej sytuacji można albo się załamać i poddać, albo przyjąć sytuację i walczyć o swoje, aby wstać na nogi - mówi.
O "Foreście" nie zapomnieli także przyjaciele z sekcji. Gdy tylko wylądował w Gdańsku, od razu w szpitalu odwiedziła go specjalna delegacja.
- Dla mnie wiadomość o wypadku Kuby, o tym że doznał tak poważnego urazu kręgosłupa, była jak grom z jasnego nieba. Po jego powrocie do Polski odwiedziliśmy go w szpitalu w Gdańsku, aby podnieść naszego Lwa na duchu, jednak to Kuba pokazał nam prawdziwą wolę walki będąc całkowicie pewnym tego że kiedyś wróci do pełnej sprawności - opowiada Wiktor Mertka, kapitan sekcji lekkoatletycznej Politechniki Gdańskiej i jeden z najlepszych oszczepników w Polsce.
- Kuba od samego początku pokazuje nam jak należy walczyć z przeciwnościami losu. Podziwiam go za determinację i wolę walki, że się nie poddaje. Jestem pewny że przebiegnie w życiu jeszcze nie jeden maraton - dodaje Mertka.
- Jest mi bardzo bardzo miło, że wszyscy o mnie pamiętają, zwłaszcza, że nie uważam, że specjalnie dużo robiłem, by mieć takie wsparcie. Jednak bardzo dużo ludzi się zainteresowało, bardzo chciało pomóc. Jestem za to bardzo wdzięczny - odpowiada "Forrest".
Nauka życia od podstaw
Obecnie życie Kuby to ciągła walka o powrót do normalności. Pięć razy dziennie chodzi na zajęcia rehabilitacyjne. Wszystko po to, by móc znów wstać na nogi.
- Jeżeli obecnie nic bym już nie robił, to bym po prostu został, tak jak jestem, do końca życia. Dziś już nikt nade mną nie stoi, nie zagania do rehabilitacji, to moja decyzja. Uczę się od nowa wstawać, siadać, utrzymywać równowagę no i przede wszystkim chodzić - opisuje "Forrest".
- Cały czas traktuję tę sytuację jako tymczasową. Gdy na początku lekarze powiedzieli mi, że nie mogą mi zagwarantować, że będę chodzić, potraktowałem to jako dobrą monetę. Nie powiedzieli bowiem, że definitywnie nie będę chodzić. To było dla mnie bardzo ważne, że wciąż jest szansa - dodaje. - Wiem, że rehabilitacja może trwać nawet 2-3 lata. To trochę mnie zasmuciło, ale walczę - zapewnia Kuba.
Czytaj także:
- Hiszpanie tak ocenili występ Lewandowskiego
- W tym miejscu pokochali polskich piłkarzy. Powiew świeżości w Serie A