Odliczanie się skończyło, w końcu można ogłosić, że letnia lekkoatletyka w sezonie 2023 ruszyła na dobre. W Dosze w piątek wieczorem odbył się pierwszy z czternastu mityngów prestiżowej Diamentowej Ligi. Zawodnicy z całego świata zaczęli zdobywać punkty w imprezach kwalifikacyjnych do wielkiego finału w Eugene.
Jednym z takich wydarzeń będzie lipcowy Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej. Część gwiazd nie czeka jednak do wakacji. Już teraz w Katarze padły rewelacyjne wyniki. Mimo że to dopiero we wrześniu w Eugene rozstrzygną się losy głównych nagród - 30 tys. dolarów w każdej z 32 konkurencji, statuetki z diamentem oraz dzikich kart na mistrzostwa świata w Tokio - to każda odsłona prestiżowej serii ma swoje historie. I nagrody, bo przynajmniej te finansowe wszędzie stanowią świetny wabik dla międzynarodowej elity.
Najwięcej powodów do zadowolenia po inauguracji w Dosze ma z pewnością Natalia Kaczmarek. 51.64 sekundy, które uzyskała, to dopiero pierwszy raz w karierze wicemistrzyni Europy, gdy inauguracyjną rywalizację na 400 metrów kończy czasem poniżej granicy 52 s. Dość powiedzieć, że kiedy przed rokiem zawodniczka trenowana przez Marka Rożeja rozpoczynała najlepsze dotąd, przełomowe lato w jej karierze, to w Dosze na tym samym mityngu zmierzono jej blisko o sekundę więcej!
ZOBACZ WIDEO: Zrobiła to! Jechała rowerem nad przerażającymi przepaściami
- Nawet o tym nie wiedziałam, to miło! W treningach wyglądam bardzo dobrze, a nawet świetnie, ale warunki w Katarze nie były szczególnie sprzyjające. Dlatego tym bardziej mam powody do zadowolenia. Miałam mocne rywalki, do tego biegłam z ósmego toru, więc nie widziałam, co dzieje się za moimi plecami. Ale to nie był dla mnie problem - skomentowała tuż po biegu Kaczmarek.
Liderka naszej kadry odniosła się również do gonitwy za rekordem Polski Ireny Szewińskiej (49.28 s): - Nie myślę o nim na co dzień. To nie tak, że jeśli jestem dużo szybsza na inaugurację sezonu, to życiówkę też zbiję o tak dużo. Chcę być szybka, ale stawianie sobie konkretnych celów wynikowych odkładam na bok.
Siódma w biegu wygranym przez Marileidy Paulino była Justyna Święty-Ersetic - 53.08 s. Tu jednak nie ma powodów do zmartwień, bo gwiazda reprezentacji małymi krokami odbudowuje formę po kontuzjach z minionego roku. Pierwotnie w ogóle miała nie występować w Diamentowej Lidze w Katarze, ale wskoczyła na listę jako rezerwowa. A z tym cyklem jest tak, że nie wypada odmawiać, kiedy pojawia się szansa na występ.
- Mierzenie się z najlepszymi na świecie jest mi potrzebne. Podeszłam do tego występu z założeniem, że nawet najgorszy start jest lepszy niż najlepszy trening. Nie jestem zadowolona z czasów, to jasne, ale nie na tym skupiałam się w Dosze. Myślę, że mam jeszcze czas na pracę, najważniejsze jest tego lata zdrowie. Za miesiąc, nawet dwa ma być pełny gaz. Dzisiaj liczy się tylko droga do tego, szlifowanie swoich słabszych stron. Pozostaję pozytywnie nastawiona. Katar niczego nie zmienia. To lato może być naprawdę piękne - ma nadzieję Święty-Ersetic.
Cieszy powrót na bieżnię Angeliki Cichockiej, nawet jeżeli w zaciętej rywalizacji na 1500 metrów finiszowała daleko za czołową grupą (13. miejsce, 4:17.75). Trzeba pamiętać, że to był jej pierwszy letni występ na ulubionym dystansie od aż trzech lat, w dodatku w wybitnie mocnej stawce. Zwyciężczyni, Faith Kipyegon, uzyskała 3:58.57. Tak szybko w tym roku nie biegała jeszcze żadna z jej rywalek.
To pokazuje, że chociaż światowa czołówka przygotowuje formę dopiero na sierpniowe mistrzostwa świata, już teraz na stadionach mogą padać fantastyczne wyniki. Tak w Katarze było też chociażby w biegu na 100 m kobiet, w którym Sha'Carri Richardson zmierzono znakomite 10.76 sekundy - najszybciej w tym roku na świecie.
Inną historię obejrzeliśmy w męskim trójskoku, gdzie po raz pierwszy w dziejach aż czterech zawodników uzyskało ponad 17,70 m! Dotąd nigdy nie udało się to chociażby trzem. Przy za mocno sprzyjającym wietrze Pedro Pichardo uzyskał 17,91 m, ale to drugi Hugues Zango z Burkina Faso wyjechał z Dohy jako nowy lider list światowych (17,81). Bo on akurat skoczył przy podmuchu, który zmieścił się w limicie 2 m/s prędkości.
Równocześnie po drugiej stronie stadionu najwyżej w tym roku o tyczce - 4,81 metra - skoczyła o tyczce Katie Moon, a oszczepnik Neeraj Chopra rzucił wartościowe 88,67 m. U dyskoboli zresztą też było interesująco. Słoweniec Kristjan Ceh posłał sprzęt na niesamowite 70,89 m i zapowiedział, że jego celem jest stabilizacja na takim poziomie. Biorąc pod uwagę, że jego trenerem jest wielki Gerd Kanter (to były szkoleniowiec Piotra Małachowskiego), można założyć, że nie są to słowa rzucane na wiatr.
Wysokie, czwarte miejsce w konkursie skoku wzwyż zajął Norbert Kobielski, który zakończył konkurs z wynikiem 2,18 m. Polaka wyprzedzili Amerykanin JuVaughn Harrison (2,32), Koreańczyk Woo Sanghyeok (2,27) i Katarczyk Mutaz Essa Barshim (2,24).
Następny mityng Diamentowej Ligi jeszcze w maju odbędzie się w Maroku. A 16 lipca elita światowej lekkoatletyki - już w topowej formie - zaprezentuje się widowni na Stadionie Śląskim. W kalendarzu serii na stałe znalazł się bowiem Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej.
- To ze Stadionu Śląskiego mam swój rekord życiowy, uwielbiam tam występować. Proszę mi uwierzyć, że bardzo poważnie traktuję tę datę - deklaruje Kaczmarek. - To jest dom polskiej lekkoatletyki. Kocham ten obiekt i te zawody - wtóruje jej Święty-Ersetic.
Już wiadomo, że do Polski - poza całą plejadą liderów naszej reprezentacji - przyjedzie m.in. rekordzista świata w skoku o tyczce Armand Duplantis czy mistrz olimpijski w biegu na 1500 metrów Jakob Ingebrigtsen. Im bliżej zawodów, tym lista sław oczywiście będzie się wydłużać. Bilety na polską Diamentową Ligę są już w sprzedaży na platformie eBilet.pl.