Na zaledwie kilka dni przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich możemy być spokojni o formę Pii Skrzyszowskiej. Nasza gwiazda w biegu na 100 m przez płotki udowodniła ostatnim występem w Szwajcarii, że jej forma jest już bardzo wysoka. A może być jeszcze lepiej!
Podczas mityngu w La Chaux-de-Fonds medalistka tegorocznych mistrzostw Europy pobiła rekord życiowy, uzyskując czas 12,37 s, zaledwie o 0,01 s gorszy od rekordu Polski Grażyny Rabsztyn.
Po ślubowaniu kadry olimpijskiej na Paryż, Skrzyszowska przyznała w rozmowie z dziennikarzami, że bardzo chciała pobicia tego rekordu jeszcze przed igrzyskami, jednak z drugiej strony widzi plusy tej sytuacji.
ZOBACZ WIDEO: Klątwa Harry'ego Kane'a? "Nie miał dobrej formy na tym turnieju"
- Nie mam pełni satysfakcji, więc to może dobrze. Mam w sobie dużo motywacji i determinacji przed igrzyskami - wyznała.
Zapytana, czy swoich startach czyta i przejmuje się komentarzami internautów, odpowiedziała twierdząco.
- Po moim niedawnym starcie w Hengelo (12,57 s) słyszałam, że już formy nie ma, że co ona sobie myśli, że już po igrzyskach. A tydzień później jestem blisko rekordu Polski. Wiem, że kibice oczekują coraz więcej i zawsze chcieliby mój nowy rekord życiowy. Ale każdy start jest inny - tłumaczyła.
Po starcie w Holandii 23-latka ujawniła w mediach społecznościowych, że ten występ wywołał u niej ogromną złość i wręcz łzy niemocy. Na szczęście trwało to bardzo krótko.
- Byłam zła, bo wiedziałam, co źle zrobiłam i nic nie mogłam poprawić. Ta złość trwała przez jeden wieczór, potem wróciłam do pracy. Szybko wszystko wróciło do równowagi - usłyszeliśmy od naszej gwiazdy.
W Szwajcarii Skrzyszowska zajęła drugie miejsce, bo o jedną setną sekundy jeszcze lepsza była Nadine Visser. Wynikiem 12,36 s Holenderka pobiła zresztą własny rekord kraju. Polka nie była tym rezultatem zaskoczona. Obie trenują bowiem w jednej grupie.
- Razem trenujemy na obozach, wiedziałyśmy że nasza forma jest wysoka i bardzo podobna - powiedziała. Ujawniła także historię ich zakładu.
- Miałyśmy z Nadine zakład, że jak zrobimy życiówki w sezonie, to musimy przebiec 400 metrów. Ale to nie ma sensu, bo to nie jest chyba nagroda, a kara! - śmiała się 23-latka i dodała, że nawet nie chce za dużo myśleć o czekającym ją wyzwaniu.
- Nie wiem czy to się wydarzy, nie wiem kiedy, ale zakład to zakład, trzeba dotrzymać słowa. Jestem jednak trochę przerażona, że muszę przebiec 400 metrów! - podsumowała z uśmiechem.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty