"Nie chciałam się wychylać". Na taki wynik Polka czekała trzy lata

Getty Images / Na zdjęciu: Maria Andrejczyk
Getty Images / Na zdjęciu: Maria Andrejczyk

To już trzecie igrzyska olimpijskie, na których Maria Andrejczyk pojawia się w prawdziwie olimpijskiej formie. Polka niespodziewanie stała się po eliminacjach faworytką konkursu rzutu oszczepem. Finał tej konkurencji odbędzie się w sobotę.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

To była prawdziwa demonstracja siły w wykonaniu naszej zawodniczki. Maria Andrejczyk w najważniejszym momencie sezonu zapomniała o wszystkich kontuzjach i już w pierwszym rzucie eliminacyjnym nie tylko zapewniła sobie awans do finału, ale także pokazała rywalkom, że zamierza walczyć o kolejny medal olimpijki, a tym razem może to być medal złoty.

Konkurs w jej wykonaniu trwał zaledwie kilka minut, a wynik uzyskany w pierwszej próbie 65,52, to piąty najlepszy rezultat na świecie. Po tej próbie nasza zawodniczka zaczęła ubierać dres i po chwili zeszła z płyty Stade de France. W eliminacjach żadna z rywalek nawet nie zbliżyła się do tego osiągnięcia. Najbliżej była Chorwatka Sara Kolak, ale jej oszczep spadł prawie metr bliżej.

Po swojej próbie Andrejczyk dość mocno zaskoczyła. - Plan był taki, by rzucić spokojniej. Nie chciałam się wychylać. Niestety to nie wyszło. Przed startem nie miałam pewności, ile mogę rzucić, więc w ostatnich krokach stwierdziłam, że pociągnę trochę z łapy dla pewności. Gdybym miała pewność, że jestem w stanie rzucać aż tak daleko, to pewnie zrobiłabym to nieco luźniej - przyznała srebrna medalistka z Tokio.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Stanowczy głos przed meczem z USA. "Bardzo nie lubię"

Wynik podopiecznej Cezarego Wojny robi tym większe wrażenie, że jest najlepszym uzyskanym przez zawodniczkę od... maja 2021. Na igrzyskach w Tokio taki rzut też dałby srebrny medal. Ostatnie trzy lata to była ciągła walka z kontuzjami, a ze względu na ból oszczepniczka nie była w stanie pokazać pełni swoich możliwości choćby na ostatnich mistrzostwach Europy w Rzymie. Tym razem jednak trafiła z formą idealnie.

- To dobrze, że nie jestem już tak emocjonalna jak kiedyś. Cieszę się, że dźwignęłam to psychicznie, ale równocześnie zdaje sobie sprawę, że na razie to ja tylko zakwalifikowałam się do finału. Przede mną jeszcze najważniejsza walka, a do soboty chcę dotrwać w świętym spokoju. Najważniejsze jednak, że poczułam moc i wróciła do mnie pewność siebie, której nie miałam przez cały sezon. Dobrze technicznie zaczęłam rzucać tak naprawdę na ostatnim treningu przed wylotem do Paryża - przyznała po eliminacjach wyraźnie szczęśliwa Andrejczyk.

Taki wynik sprawia, że wśród polskich kibiców w naturalny sposób wracają myśli o kolejnym spektakularnym wyniku tej zawodniczki. Przypomnijmy, że w Rio zupełnie niespodziewanie była o krok od medalu, a w Tokio zdobyła srebrny. Teraz apetyty stają się jeszcze większe.

Czytaj więcej:
Sensacja na igrzyskach. Polak pokonał mistrza świata
Historia jak z amerykańskiego filmu

Źródło artykułu: WP SportoweFakty