Rywalizacja tyczkarzy była jednym z głównych akcentów ostatniego dnia 87. Mistrzostw Polski, które w sobotę zakończyły się w Bydgoszczy. Bez presji do tej rywalizacji mogli podejść zawodnicy miejscowego Zawiszy, Łukasz Michalski i Paweł Wojciechowski, którzy już wcześniej zapewnili sobie minimum na Mistrzostwa Świata w Korei. Natomiast dla Mateusza Didenkowa była to ostatnia szansa na zdobycie biletu do Daegu i zawodnik SKL-u Sopot wykorzystał ją. W trzeciej próbie zaliczył wysokość 5,72 m, poprawiając przy tym o 2 cm swój rekord życiowy. Takim samym rezultatem mógł pochwalić się Michalski i ta dwójka stanęła na najwyższym stopniu podium. Brązowy medal przypadł Wojciechowskiemu, który zakończył zawody z wynikiem 4,60 m. Wyniki osiągane przez tyczkarzy mogły być lepsze, ale plany zawodnikom i organizatorom, po raz kolejny na tej imprezie, pokrzyżowały opady deszczu.
- Musieliśmy długo czekać, bo konkurs zaczął się od wysokości 4,30 m i musieliśmy tak naprawdę czekać jeden metr. Deszcz aż tak bardzo nie przeszkadzał, ale to męczy psychicznie, kiedy ręce często trzeba przecierać talkiem, żeby tyczka się nie ślizgała, także to jest bardziej kwestia psychiki i takiej pewności skoku. Można też sobie życzyć większej bydgoskiej publiczności w następnych latach - stwierdził Łukasz Michalski.
- Wiedziałem, że stać mnie przynajmniej na ten wynik 5,72 m. To pokazały ostatnie treningi, na których regularnie pokonywałem 4,60 m. Na zawodach jest większa adrenalina, człowiek jest bardziej zdeterminowany, więc można było liczyć na wynik 4,70 m.wiedziałem, że mnie na to stać, tylko czekałem na potwierdzenie, które przyszło w ostatniej chwili. Nie wątpiłem ani chwilę w to minimum, bo uważam, że w sporcie nie ma miejsca na takie wątpliwości - powiedział Mateusz Didenkow.
Cała trójka medalistów do Daegu wylatuje w przyszłym tygodniu. Tam czeka ich aklimatyzacja, ostatnie szlify na treningach i rozpoczęcie walki o wejście do ścisłego finału.