Pieniądze winne wszystkim dopingowym brudom - rozmowa z Dariuszem Błachnio

Nawet jak będziemy odbierać sportowcom-oszustom majątki i wsadzać ich do więzienia i tak znajdą się ludzie, którzy sięgną po doping. Pokusa jest zbyt wielka.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Zdaniem niemieckich i brytyjskich dziennikarzy, którzy kilkanaście dni temu ujawnili aferę dopingową w lekkiej atletyce, aż jedna trzecia medali igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, czy Europy w latach 2001-2012 została zdobyta przez sportowców, u których występuje podejrzenie stosowania dopingu. Jesteśmy świadkami narodzin jednej z największych afer w historii sportu.
- Od 20 lat zajmuję się problemem dopingu w sporcie. Śmiem twierdzić, że nic nie jest w stanie mnie już zadziwić. Przyjąłem więc te rewelacje z zainteresowaniem, ale nie byłem zszokowany - tak Dariusz Błachnio, kierownik Wydziału Edukacji i Promocji Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, rozpoczął rozmowę z serwisem SportoweFakty.pl.

Marek Bobakowski: To największa afera dopingowa w historii sportu?

Dariusz Błachnio: Na razie mamy jeszcze za mało danych. Doszukuję się jednak wielu analogii z wielką aferą w kolarstwie, w której "wpadł" Lance Armstrong.

Pojawiają się głosy, że afera stała się narzędziem walki o funkcję szefa światowej lekkiej atletyki. Przecież wybory za pasem.

- To bardzo możliwe. Dziennikarze otrzymali cynk akurat na kilkanaście dni przed mistrzostwami świata i tuż przed wyborami szefa IAAF. W takie przypadki trudno wierzyć. W sumie jednak to teraz nie jest ważne. Mamy aferę, czekamy na zachowanie całej dyscypliny.

A jakie powinno być?

- Na razie najważniejsi działacze wypowiadają się bardzo ostrożnie. Jedynie Siergiej Bubka, który ma kandydować na szefa międzynarodowej federacji, dość mocno dał do zrozumienia, że nie będzie tolerował dopingu. Moim zdaniem IAAF w końcu pójdzie drogą, którą kilka lat temu przetarło kolarstwo. Czyli zostaną wprowadzone zaostrzone procedury, światowa centrala przekaże dodatkowe miliony euro na badania, sportowcy nie będą znali ani dnia, ani godziny przyjazdu komisji antydopingowej.

Fakt, medialnie kolarstwo wyszło z sytuacji podbramkowej obronną ręką. Kibice nie odwrócili się od tego sportu, nadal są sponsorzy, wielkie toury przynoszą takie same pieniądze jak kiedyś. To efekt programu antydopingowego?

- Po części tak. Ten program dał złudzenie, że w peletonie nie ma koksiarzy.

Złudzenie?

- Oczywiście, przecież nadal są zawodnicy, którzy stosują niedozwolone środki. Chciałbym wierzyć, że tak nie jest, ale przecież nie jestem naiwny.

Kto jest temu winien?

- Raczej: co? Winą za wszystkie dopingowe brudy sportu, nie tylko kolarstwa, czy lekkiej atletyki, obarczam komercję, pieniądze i ludzką chciwość.

Wokół sportu krąży za duża kasa?

- Ależ oczywiście, chyba nie ma pan wątpliwości. Pierwszy przykład z brzegu: piłkarz ligi angielskiej zarabia tygodniowo 150 tysięcy funtów. Przecież to daje prawie milion złotych. Czy to jest normalne?

Jak rozumiem dążenie do coraz wyższych kontraktów, umów ze sponsorami, pcha sportowców do sięgania po doping.

- Taka jest już natura ludzka, chcemy być bogatsi, bogatsi i jeszcze bogatsi. Doping zawsze był, jest i będzie. Do końca świata. Czy tego chcemy, czy nie.

I mówi to człowiek, który poświęcił się w zwalczaniu tej choroby współczesnego sportu?

- Mam kłamać? Mam opowiadać bzdury, że wyplenimy kiedyś tego raka, że zapanuje ład i porządek? Sumienie mi nie pozwala. Zamiast rzucać słowa na wiatr, wolę działać.

Zapytam złośliwie: po co? Przecież dopingu nie da się wyplenić.

- Można ograniczyć, można ścigać oszustów, na dodatek - co uważam za bardzo ważne - można wychowywać młodzież. Teraz medale zdobywają ludzie, którzy byli juniorami 10 i więcej lat temu. Nikt im nie opowiadał o uczciwości, o szkodliwości dopingu. Teraz to robimy. Mam więc nadzieję, że już wkrótce będzie lepiej.

W jaki sposób pracujecie z młodzieżą?

- Na największych imprezach juniorów organizujemy różne spotkania promujące uczciwość. Mamy pogadanki w Szkołach Mistrzostwa Sportowego, rozmawiamy z rodzicami i trenerami. To bardzo ważne osoby, które niejednokrotnie mają decydujący wpływ na młodego sportowca. Jesteśmy obecni na Facebooku. Na profilu Akademia Prawdziwych Mistrzów pokazujemy piękno prawdziwego sportu. Rozdajemy koszulki, gadżety. W taki sposób trafia się do młodych ludzi.

Wracając do walki z dopingiem. Czy są jakieś kary, które mogłyby spowodować zatrzymanie fali oszustów?

- To po kolei. Finanse. Już teraz wielu sportowców, którym udowodniono doping, musi oddać całość, albo dużą część pieniędzy, które zarobili dzięki nieuczciwym praktykom. Taki na przykład Lance Armstrong. Ma wiele spraw o odszkodowania, zwrot nagród, itd.

Amerykanin tłumaczy się, że nie ma już tej kasy.

- No właśnie. I tak pewnie będzie w każdym przypadku. Sportowcy za poradą prawników będą zarobione pieniądze lokowali w tak zwanych bezpiecznych miejscach. W chwili ewentualnego wyroku sądowego, pokażą stan konta bankowego. Zerowy stan.

To może kara więzienia?

- Wprowadzili to kilka lat temu Włosi. Nie słyszałem jakoś, aby ktoś ze sportowców poszedł za kratki. Nawet jak dochodzi do procesów, to adwokaci robią wszystko, aby ze względów proceduralnych odwlekać sprawy w nieskończoność, a na koniec wnioskować o karę w zawieszeniu. A to była literówka w nazwisku, a to nie było kropki na końcu zdania w wynikach badań, a to data jest pomylona. Boję się, że nigdy nie stworzymy prawa, które będzie srogo i błyskawicznie karało sportowców-oszustów.

Na koniec czysto teoretycznie: powiedzmy, że komisje antydopingowe wyłapują 100 procent koksiarzy, sądy wrzucają ich do więzień, odbierają całe majątki... Czy w tak idealnym świecie i tak znajdą się sportowcy, którzy sięgną po doping?

- Tak. Zawsze mały ułamek sportowców będzie liczył na szczęście. A nuż nie zostaną wylosowani do badań, będą lawirowali na krawędzi, a może nawet, jak będą pod ścianą, to jakoś uda im się skorumpować innych. Tacy są ludzie, niestety. Wiem, że to czarne podsumowanie naszej rozmowy, ale znów wolę powiedzieć prawdę, niż mamić kibiców obietnicami bez pokrycia.

Wiceprezes IAAF o dopingu: Nie ma kryzysu w lekkoatletyce, ale niektóre rzeczy musimy robić inaczej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×