Sylwester Bednarek obudził się na dobre?

PAP/EPA / Na zdjęciu: Sylwester Bednarek
PAP/EPA / Na zdjęciu: Sylwester Bednarek

Z powodu nieustannych kontuzji był bliski zakończenia kariery. Po latach gehenny Sylwester Bednarek wrócił jednak do wysokiego skakania i jest liderem światowych list w skoku wzwyż.

W tym artykule dowiesz się o:

To był szok. Na mistrzostwa świata miał nie jechać. Nie uzyskał minimum, jednak Polski Związek Lekkiej Atletyki zdecydował się tak wysłać tam utalentowanego 20-latka. Po naukę. Na miejscu okazało się, że Sylwester Bednarek skakać wzwyż nauczył się już wcześniej. Zdobył brązowy medal, zostając rewelacją imprezy. Przy okazji pobił rekord życiowy (2,32m).

Wydawało się, że mamy godnego następcę Jacka Wszoły i Artura Partyki. Łodzianin trafił na pierwsze strony gazet, wspólnie z innymi gwiazdami naszej reprezentacji - Tomaszem Majewskim, Piotrem Małachowskim czy Anitą Włodarczyk. Na kolejnych mistrzostwach i igrzyskach olimpijskich cała trójka ponownie sięgała po medale. O Bednarku świat jednak zapomniał.

Gehenna. Tak trzeba nazwać sześć kolejnych lat z jego życia. Liczba kolejnych kontuzji skoczka była zatrważająca - Bednarek miał nieustanne problemy z kolanem, czyszczono mu więzadło podrzepkowe, a z więzadła właściwego usuwano zwapnienia. Jakby tego było mało, w trakcie operacji okazało się, że pęknięta jest łękotka. Mało?

Wiosną 2012 roku wreszcie uporał się z problemami z kolanem i przed igrzyskami w Londynie był w znakomitej formie, według trenera Lecha Krakowiaka w lepszej niż w Berlinie. Na kilka tygodni przed imprezą, na mistrzostwach Polski w Bielsku Białej zerwał ścięgno Achillesa. - Dramat. Ciąży nade mną jakieś fatum, nie wiem co jest grane... - mówił załamany, gdy los zabrał mu sprzed nosa możliwość walki o medale.

ZOBACZ WIDEO Damian Janikowski o przepaści jaka dzieli MMA i zapasy: to bardzo przykre

Kolejne lata były pasmem niepowodzeń, a o jego nazwisku zapominano powoli także w naszym kraju. Pojawiały się doniesienia, że zamierza zakończyć karierę. Jednak przed kolejnymi igrzyskami wrócił. Zmienił trenera - Lecha Krakowiaka zastąpił Michał Lićwinko, mąż i trener Kamili, halowej mistrzyni świata w skoku wzwyż 2014. Zdołał wypełnić minimum i nie krył radości możliwością wyjazdu do Rio de Janeiro. - Powoli się budzę. Wreszcie spełnię marzenia - zapowiadał. Start jednak okazał się klapą - Bednarek odpadł w eliminacjach, zaliczając zaledwie wysokość 2,22 m.

Jak więc wytłumaczyć fakt, że po zaledwie kilku miesiącach od nieudanego występu w Brazylii Bednarek jest liderem światowych list? 8 lutego na mityngu w Bańskiej Bystrzycy pobił rekord życiowy, przeskakując poprzeczkę zawieszoną na 2,33. Wyrównał tym samym najlepszy halowy wynik w karierze Jacka Wszoły - mistrza olimpijskiego z Montrealu. Przed sobą ma już tylko Artura Partykę.

Skąd ta metamorfoza? Bednarek przekonuje, że dobra forma to efekt współpracy z nowym trenerem, a także braku problemów ze zdrowiem.

- Zmiana trenera dała trochę nowych bodźców. Zacząłem myśleć też bardziej pozytywnie, bo Michał wszystko poustawiał. I zaczęło wychodzić - mówi łodzianin, który niechętnie wspomina ostatnie lata, naznaczone kolejnymi kontuzjami. - To był najgorszy czas. Leczyłem się, dochodziłem do formy i znów przerwa. Łatwo nie było - wspomina.

Skupia się na przyszłości. Przed nim Halowe Mistrzostwa Europy w Belgradzie (3-5 marca) i sierpniowe mistrzostwa świata w Londynie na otwartym stadionie. Nie zamierza obiecywać medali - przeszłość nauczyła go pokory. - Oczywiście, czuję się mocny. Jednak w sporcie niczego nie można przewidzieć. Niby wynik 2,30 z małym hakiem powinien dać medal, ale każdy skok jest inny i rządzi się swoimi prawami.

- Mistrzostwa świata? Do tego czasu chcę jeszcze poprawić swoją dyspozycję i pokazać się tam z jak najlepszej strony - mówi Bednarek. Czyli ani słowa o medalach. I bardzo dobrze. Z drugiej strony Jacek Wszoła przekonuje, że 27-latka stać na zbliżenie się do rekordu Polski (2,38). - To na pewno nie jest jego ostatnie słowo - zapewnia.

Źródło artykułu: