Tomasz Skrzypczyński: Ambicja rzecz święta (komentarz)

W sporcie nikt nie każe się nikomu kochać. Jednak na wewnętrznych konfliktach, które, co gorsza, wypływają do mediów, tracą wszyscy. Ucierpią też Marcelina Witek i Maria Andrejczyk. Choć możliwe, że obie nie miały złych zamiarów.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
PAP / Adam Warżawa

Był taki czas, że mieliśmy dwie tyczkarki na światowym poziomie. Monika Pyrek i Anna Rogowska przez wiele lat zdobywały najważniejsze medale największych imprez. Czy były to mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata czy nawet igrzyska olimpijskie. Wiedzieliśmy już przed startem, że choć jedna z nich wskoczy na podium.

I choć nigdy nie zostały przyjaciółkami, ich relacje nigdy nie przybrały znamion konfliktu. - Nigdy nie było tak źle, żebyśmy siebie unikały. Cieszę się, że trafiłam na Monikę, bo największego rywala można nazwać największym przyjacielem. Wiele się od niej nauczyłam - mówiła po latach Rogowska.

I o to chodzi. Nikt nie każe nikomu się z nikim kochać. Jednak inteligentny człowiek zawsze wyniesie z rywalizacji z drugim coś dla siebie, a na walce o lepsze wyniki zyskać może każdy. A przede wszystkim polski sport.

Nie mam wątpliwości, że inteligentnymi kobietami są Marcelina Witek i Maria Andrejczyk, na dodatek wielce utalentowanymi. Wierzę też, że nie zabraknie im mądrości, by nie kontynuować wewnętrznych konfliktów, a co gorsza, załatwiać ich na na oczach kibiców.

ZOBACZ WIDEO Iga Baumgart w nowej roli. Piotr Małachowski pod gradobiciem pytań

O co poszło? Andrejczyk miała powiedzieć publicznie, że Witek zdobyła medal Młodzieżowych Mistrzostw Europy pod jej nieobecność. Ambitna 22-latka poczuła się ponoć urażona. - Nikogo nie zastępowałam. Nie rozmawiajmy o niej - powiedziała później dziennikarzowi "Przeglądu Sportowego". A więc ambicja.

Jej wpis pod postem Andrejczyk na Facebooku był zupełnie niepotrzebny. Nie zyskała na nim zawodniczka ze Słupska, ponieważ na pewno zraziła do siebie część fanów drugiej. Z kolei druga nie przekona teraz największych kibiców Witek o swoich dobrych zamiarach.

To, że Witek chce pracować na własne konto rozumiem. To, że nie chce być nazywana zastępcą rówieśniczki - także. Że ma ambicję - brawo. Ale że chce prać brudy publicznie - tego już nie.

O tym, że między sportowcami tej samej narodowości może dochodzić do konfliktów, wiemy od lat. Szkoda jedynie, że coraz częściej dochodzi do nich właśnie w naszej lekkoatletyce. Tak, jakby właśnie konfliktów nam nad Wisłą szczególnie brakowało.

Z igrzysk w Londynie najbardziej zapadła mi w pamięć bójka Patryka Dobka z Kamilem Budziejewskim. Cztery lata później doszło do kolejnego kłótni w sztafecie, tym razem tej 4x100 metrów kobiet z Agatą Forkasiewicz w roli głównej. Gdy kurz opadł, wszystkich zaskoczyły rozmiaru konfliktu pomiędzy Anitą Włodarczyk a Joanną Fiodorow i pozostałą grupą polskich lekkoatletów.

Trochę za dużo, jak na jedną dyscyplinę.

Czy konflikt obu oszczepniczek wkrótce się zakończy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×