Wściekłość Konrada Bukowieckiego. "Spieprzyliśmy to!"

PAP/EPA / FRANCK ROBICHON
PAP/EPA / FRANCK ROBICHON

Mocnych słów nie krył Konrad Bukowiecki po finale pchnięcia kulą na mistrzostwach świata w Londynie. - Spieprzyliśmy sprawę - powiedział wprost wściekły na siebie Polak, którego zdaniem była niebywała szansa nawet na dwa medale.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Londynu Tomasz Skrzypczyński

Nie tak wyobrażał sobie finał pchnięcia kulą Konrad Bukowiecki. Choć już w eliminacjach miał poważne problemy z awansem (wywalczył go jako ostatni z grona finalistów - przyp. red), to w niedzielę miało być zdecydowanie lepiej.

Konkurs przyniósł mu jednak ogromne rozczarowanie. Przede wszystkim nasz rekordzista Polski był wściekły na swoją postawę w kole. W najlepszym pchnięciu osiągnął 20,89, co ostatecznie dało mu ósmą pozycję. Po zawodach był na siebie wściekły. I to z kilku powodów.

- Nie może tak być, że po raz kolejny palę pierwsze pchnięcie, co to w ogóle ma znaczyć... Nie może tak być po prostu. Na każdej imprezie seniorskiej jest to samo. Albo się muszę ogarnąć, albo coś z tym zrobić, nie wiem... - powiedział wprost zdenerwowany kulomiot.

Bukowiecki w całym konkursie miał tylko dwie mierzone próby, resztę spalił, co też niezmiernie go zdenerwowało. - Nie wiem co jest tego przyczyną. Czułem się znakomicie, na rozgrzewce świetnie mi się pchało. Zaczynałem ten konkurs, chciałem go od początku sobie ustawić. Myślałem że w pierwszym pchnięciu dam z 21,50, a tu lipa. Nie wyszło tak jak planowałem. Szkoda po prostu - powiedział.

ZOBACZ WIDEO Ewa Swoboda: Chcę zbliżyć się do rekordu życiowego

Jego złość była tym większa, że poziom finału nie był tak wysoki, jak można było się spodziewać. W zasięgu jego i Michała Haratyka było nawet złoto, do którego wystarczyło 22,04. Z kolei do brązu 21,46, czyli wynik, który obaj Polacy w tym sezonie już przekraczali.

- Błagam was, tu było mnie stać nawet na złoto. 22,04 dawało pierwsze miejsce? Ja myślałem że taki wynik w finale da brąz. Według mnie była realna szansa na to żeby było dwóch Polaków na podium ale spieprzyliśmy to niestety - ocenił szczerze 20-latek.

Z czego wynikają więc jego problemy z pierwszymi próbami? Sam zawodnik nie potrafił znaleźć na to odpowiedzi. - Wiem, że potrafię to robić. Choćby na młodzieżowych mistrzostwach w Bydgoszczy. Pierwsze pchnięcie w eliminacjach? 21,26. W finale pierwsze pchnięcie? 21,44. Mogę, tylko coś mi nie wychodzi i to bardzo mnie denerwuje.

Jakie plany ma Bukowiecki na najbliższe tygodnie. Wyznał, że bardzo potrzebuje odpoczynku, jednak nie będzie mu to dane. - Jestem strasznie zmęczony i chce wakacji, odpoczynku. Jest to bardzo ciężki sezon - dużo startów, ciągłe podróże, wszystko mnie już męczy. Ale mam świadomość, że jeszcze cały sierpień mnie czeka i pewnie we wrześniu jeszcze wystartuję.

Na koniec halowy mistrz Europy z Belgradu zdradził receptę, by wreszcie na światowej imprezie spisywać się na miarę swoich oczekiwań.
 
 - Ja jestem sam dla siebie największym rywalem i muszę ze sobą walczyć. Nauczyłem się już tego, że muszę się skupić na sobie, a nie liczyć na to, że komuś się powinie noga. Muszę liczyć na siebie i zacząć wykorzystywać formę - zakończył.

Michał Haratyk zajął w finale piąte miejsce (21,41). Do podium zabrakło mu zaledwie pięciu centymetrów.

Źródło artykułu: