Z Londynu Tomasz Skrzypczyński
Będzie złoty medal w pierwszej próbie, mówili. Wszystko już wiadomo, mówili. Nic z tego.
Po pierwszych dwóch rzutach Anity Włodarczyk w finale mistrzostw świata na trybunie prasowej zrobiło się cokolwiek nerwowo. Szósta pozycja i blisko za nią trzy inne zawodniczki. Pojawiła się informacja, że Polka startuje z kontuzją. Jaką kontuzją? Nikt nie wiedział o co chodzi, a szok był tym większy, że na rozgrzewce rzucała pięć metrów dalej od rywalek.
Wygląda jednak na to, że rekordzistka świata chciała się ze wszystkimi zabawić i urozmaicić nam konkurs rzutu młotem. Po lepszej trzeciej próbie w czwartej postanowiła zakończyć imprezę. Odpaliła prawdziwą rakietę ziemia-powietrze i nie dała złudzeń, kto jest najlepszy.
Radość była tym większa, że na najniższy stopień podium załapała się Malwina Kopron. Sympatyczna dziewczyna z Puław zapowiadała po eliminacjach, że jest w życiowej formie i powalczy o medal. Dotrzymała słowa.
ZOBACZ WIDEO Malwina Kopron: Z sezonu na sezon będę dokładać kolejne metry (WIDEO)
Potem były uściski, radosne podskakiwanie i pozdrawianie publiczności. Z uśmiechem na ustach obie zrobiły rundę honorową, jednak w strefie dla dziennikarzy były już poważne. Włodarczyk przyznała, że był to najtrudniejszy medal zdobyty w jej karierze i była niezadowolona ze swojego występu. Przyjechała tu przecież po nowy rekord świata. Z kolei 22-letnia Kopron oceniła, że stać ją było na więcej.
Jest się jednak z czego cieszyć. W rzucie młotem jesteśmy POTĘGĄ, i to od wielu lat. Po sukcesach śp. Kamili Skolimowskiej i Szymona Ziółkowskiego pojawili się następcy: Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek. Za plecami tej pierwszej już czai się ambitna Kopron oraz Joanna Fiodorow, z kolei do Fajdka doszusował Wojciech Nowicki. Jest moc.
I tylko Angeliki Cichockiej żal. Bo choć zajęła w finale 1500 metrów dobre siódme miejsce, trudno ją było pocieszyć. Tak po ludzku żal zrobiło się dziewczyny, która naprawdę wierzyła w medal i podporządkowała temu marzeniu wszystko.
Ten dzień nie miał prawa jednak się skończyć smutno, bo na koniec wszystkich rozkochała w sobie Anna Jagaciak-Michalska. Tak, uśmiech szóstej zawodniczki finału trójskoku może zdziałać cuda. Gdy w geście przyjaźni przytuliła na oczach dziennikarzy Cichocką, nawet ona na chwilę się uśmiechnęła.
Kobiety tak już mają.
Jak ktoś zaczyna artykuł od bzdury, to dalej się czytać nie chce...