Uciekał przed Niemcami, w Korei wszedł na minę. Dramatyczna historia maratończyka

YouTube / Olympic / Etienne Gailly na mecie maratonu podczas IO 1948
YouTube / Olympic / Etienne Gailly na mecie maratonu podczas IO 1948

Etienne Gailly do mety miał tylko 400 metrów. Był blisko realizacji celu, zdobycia złota olimpijskiego dla Belgii. Przegrał, ale walczył do końca. Taką postawę prezentował przez całe swoje życie. 46 lat temu odszedł w tragicznych okolicznościach.

W tym artykule dowiesz się o:

Etienne Gailly, belgijski spadochroniarz i biegacz długodystansowy, przeżył w swoim życiu nazistowskie bombardowania w czasie II wojny światowej i maraton olimpijski w Londynie (w 1948 r.), po ukończeniu którego został przewieziony do szpitala z powodu wycieńczenia organizmu.

Nie poddał się nawet wtedy, kiedy w wojnie koreańskiej (w latach 1950-53) wszedł na minę i został poważnie ranny. 21 października 1971 r. nie miał jednak żadnych szans na przeżycie. Gailly odwiedził wtedy swoich dziadków, mieszkających w miejscowości Nivelles (w belgijskiej prowincji Brabancja Walońska).

Śmierć dopadła go na drodze

W drodze powrotnej do Genval, gdzie mieszkał razem ze swoją żoną i dwoma synami, były maratończyk - idąc poboczem jezdni - został potrącony przez samochód. W wyniku odniesionych obrażeń zmarł kilka godzin później w szpitalu (niektóre źródła podają, że do śmierci doszło 3 listopada). Zostawił małżonkę (kobieta zmarła trzy tygodnie później, prawdopodobnie z żalu po stracie ukochanego męża) i osierocił 15-letniego Pierre’a i o dwa lata młodszego od niego Philippe’a.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik: Nie wykluczam wypożyczenia z Napoli

- Zapamiętałem ojca jako surowego i niezwykle silnego człowieka z poczuciem humoru. Miał pewne ograniczenia ruchowe ze względu na przejścia wojenne, ale i tak, kiedy biegaliśmy dwa, trzy razy w tygodniu, to ja i brat nigdy nie mieliśmy z nim szans na zwycięstwo. Nie sposób było za nim nadążyć. W swoim życiu wykonał setki skoków spadochronowych, a... zginął na drodze. Do momentu wypadku pozytywne myślenie, którym zarażał wszystkich, pomogło mu kilka razy wymknąć się z objęć śmierci - przyznał po latach w rozmowie z mediami Philippe Gailly.

Dramat maratończyka

Był 7 sierpnia 1948 r. 41 biegaczy z 21 krajów przygotowywało się na stadionie Wembley do rywalizacji na trasie maratonu podczas pierwszych powojennych igrzysk olimpijskich.

Na starcie pojawił się zawodnik z Belgii, niespełna 26-letni Etienne Gailly. Był to dla nie debiut w tak wymagającej imprezie. Wcześniej najdłuższy dystans, jaki pokonał  w jednym biegu, to tylko 30 km. Gailly, który w 1943 r. musiał uciekać z kraju przed niemieckim okupantem, poruszony ogromem zniszczeń, jakich dokonała wojna, zapowiedział zdobycie złotego medalu olimpijskiego dla Belgii.

Od początku biegu maratońskiego w Londynie debiutant spisywał się znakomicie. Po przebiegnięciu ok. 30 km przewodził stawce. Na ostatnich kilometrach dopadł go wprawdzie kryzys, ale to on wbiegł na stadion na pozycji lidera. - Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Byłem zszokowany tym, że prowadzę - mówił potem dziennikarzom.

Do pokonania miał już tylko czterysta metrów. Niestety, nie dał rady. Opadł całkowicie z sił. Nie był w stanie utrzymać prostej linii biegu i przewrócił się kilka metrów przed linią mety. Potem zdołał się podnieść i wszedł na metę na trzeciej pozycji, zdobywając brązowy medal. Mistrzem olimpijskim został Argentyńczyk Delfo Cabrera (czas 2:34:51,6). - Ależ to był dramat! W biegu maratońskim przez długi czas prowadził Belg Etienne Gailly. Na ostatnich metrach zaczął jednak słabnąć i ostatecznie - słaniając się na nogach - przekroczył linie mety jako trzeci - relacjonowali przebieg dramatycznego biegu komentatorzy telewizyjni.

Gailly nie mógł stanąć na podium podczas ceremonii wręczenia medali, ponieważ w tym czasie przebywał w szpitalu. Wyszedł z tego bez szwanku. Zaledwie tydzień po występie olimpijskim wziął udział w zawodach biegowych na dystansie 3 km. Rok później został mistrzem Belgii na 20 i 30 km. - Gailly będzie głównym faworytem do złotego medalu w maratonie na igrzyskach olimpijskich w Helsinkach (w 1952 r.) - pisały gazety.

Zapłacił wysoką cenę za patriotyzm

W 1951 r. Gailly, który był spadochroniarzem, zgłosił się na ochotnika do armii i wyjechał na wojnę na Półwysep Koreański. W latach 1950-53 komunistyczna KRLD (wspierana przez ChRL) walczyła z połączonymi siłami Republiki Korei i ONZ. Sportowiec zawarł z wojskiem kontrakt na dwanaście miesięcy. Jego zarobek wynosił 3 tys. franków belgijskich plus dodatki. Nie chodziło jednak o pieniądze. - Ojciec zgłosił się na wojnę w Korei z pobudek patriotycznych. Uważał bowiem, że jest to winny Belgii. Zapłacił za to jednak wysoką cenę - zdradził mediom Philippe Gailly.

W trakcie jednej z bitew - 13 października 1951 r. - medalista olimpijski z Londynu wszedł na minę, która prawie rozerwała jego lewą nogę. Na szczęście, operacja przeprowadzona w Tokio uratowała kończynę. O kontynuowaniu kariery sportowej nie mogło być jednak mowy. Po powrocie do Europy, Gailly rozpoczął pracę jako przedstawiciel jednego z browarów i założył rodzinę. W końcu, po latach bolesnych doświadczeń, mógł cieszyć się życiem. Sielanka nie trwała zbyt długo. W wieku 49 lat zginął na drodze z Nivelles do Genval.

Komentarze (1)
avatar
yes
21.10.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
okazjonalny artykuł...
Różne są postawy.Na przykład Muhammad Ali nie pojechał na wojnę do Wietnamu.