- Wartości krwi nie uległy znacznemu pogorszeniu. Przynajmniej na razie - wyjaśnił. To oznacza, że obecne komórki nowotworowe nie będą zwalczane przez chemioterapię, tak jak w poprzednim przypadku.
Kłopoty zdrowotne Tima Lobingera zaczęły się na początku 2017 roku. Wówczas u niemieckiego sportowca zdiagnozowano szczególnie agresywną odmianę białaczki. Lekkoatleta przeszedł aż pięć chemioterapii oraz przeszczep szpiku.
Walka z ciężką chorobą okazała się na tyle skuteczna, że Lobinger mógł wrócić do pracy jako trener personalny. Na razie nie rezygnuje z tej pracy, ale po wykryciu nowych komórek, na pewno będzie musiał się oszczędzać.
Od momentu wykrycia białaczki walka o odzyskanie zdrowia była dla niego bardzo trudna. - Nie byłem w stanie pobiegać. Moje ramię zostało napromieniowane. Nie mogłem nawet umyć głowy czy sięgnąć sobie kubka - tłumaczył.
ZOBACZ WIDEO Polki trenują w niebezpiecznym kraju. "Francuzów kiedyś pobito" (WIDEO) [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Tuż przed pierwszą diagnozą, po 15 latach małżeństwa, rozstał się z żoną Aliną. - Mimo że nasze życiowe drogi rozeszły się, to mobilizowała mnie do walki z rakiem i zawsze wspierała - podkreślił tyczkarz, który na znak wdzięczności dla swojej byłej żony nadal nosi obrączkę.
Tim Lobinger jest jednym z najlepszym niemieckim skoczków o tyczce w historii. W mistrzostwach Europy wywalczył trzy medale. Największy sukces odniósł w 2003 roku w Birmingham, gdy wywalczył halowe mistrzostwo świata.