Na początku jego starty traktowano jako ciekawostkę. Dla Patryka Dobka bieganie 800 metrów miało być też początkowo pewnym urozmaiceniem i nową formą treningu. Bo przecież nikt nie mógł zakładać, że zawodnik, specjalizujący się w konkurencji 400 metrów przez płotki nagle stanie się czołowym zawodnikiem na świecie na dwa razy dłuższym dystansie.
Pytanie, czy przeczuwał to Zbigniew Król. To właśnie doświadczony polski szkoleniowiec, który kilka miesięcy temu przejął nad nim opiekę, jest odpowiedzialny za fenomenalne wyniki Dobka i złoty medal Halowych Mistrzostw Europy w Toruniu. Wychowawca m.in. Pawła Czapiewskiego i Adama Kszczota po raz kolejny udowodnił swój kunszt.
W niedzielę Patryk Dobek wygrał bieg na 800 metrów na Memoriale im. Janusza Kusocińskiego w Chorzowie. I mimo niezwykle trudnych warunków (temperatura przekraczała 30 stopni Celcjusza) osiągnął kapitalny wynik. 1:43,73 s to oczywiście jego nowy rekord życiowy, ale przede wszystkim najlepszy rezultat w tym roku na świecie (WIĘCEJ TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: Droga do Tokio: Małachowski i Włodarczyk
A wszystko dokładnie miesiąc przed startem igrzysk olimpijskich w Tokio. I jeśli ktoś do tej pory jeszcze go lekceważył i wątpił w jego sukcesy na nowym dystansie, musi posypać głowę popiołem. Tym bardziej, że jeszcze nie widać limitu jego możliwości. Nowy rekord Polski, któremu w tym roku stuknęło dokładnie 20 lat, naprawdę wydaje się być kwestią czasu.
- Uważam, że możliwy jest rekord Polski. Jak Patryk będzie miał zdrowie i jak się będzie słuchał - a na razie tak to wygląda - to będzie dobrze. Ja mam zawsze wysokie cele - przekonuje w rozmowie ze sport.pl trener Król, a Paweł Czapiewski dodaje, że może to być czas grubo poniżej 1:43,00 s.
A przecież Dobek miał bić rekord Polski, ale na płotkach. Przecież po zaledwie kilkunastu miesiącach treningów na nowym dystansie 400 m przez płotki (wcześniej biegał na płaskim dystansie) awansował do finału mistrzostw świata w Pekinie, zbliżając się do rekordu kraju Marka Plawgo na mniej niż 0,3 s.
Sam Plawgo widział wtedy ogromne rezerwy u młodszego kolegi i wieszczył nie tylko rekord kraju, ale medale wielkich imprez. Jednak niestety, po udanym 2015 roku kariera Dobka zwolniła. Głośniej nie było o jego świetnych wynikach, ale konflikcie z trenerem Krzysztofem Szałachem, któremu publicznie zarzucił popełnienie błędów w przygotowaniach do igrzysk w Rio de Janeiro.
Ale było, minęło. Dziś 27-latek sprawia wrażenie niezwykle dojrzałego i pewnego siebie zawodnika, jakby nic nie było w stanie wytrącić go z równowagi. I choć biega 800 metrów od kilku miesięcy, wygląda na bieżni jak stary wyga. Nie nadrabia dystansu, idealnie wyczuwa moment do ataku i nie daje rywalom szans na ostatniej prostej. Szybkość z 400 metrów jest nieodzowna.
Król skromnie przyznaje jednak, że on dostał już gotowego zawodnika. - On na pierwszych treningach wytrzymałościowych odstawał od dziewczyn. Po dwóch miesiącach pracy one nie mogły być już jego partnerkami do pracy treningowej. Wielka w tym zasługa jego dawnego trenera Krzysztofa Szałacha, który zbudował świetne podwaliny pod wytrzymałość tego chłopaka. Potem Walentyn Bondarenko pracował nad jego szybkością. Ja tylko pazernie wykorzystałem te elementy - mówi.
Dziś Dobka każdy musi stawiać w gronie kandydatów do medalu w nadchodzących igrzyskach. Jednak walka o podium igrzysk to jedno, dwa to wygranie nadchodzących mistrzostw Polski (25-27 czerwca). Konkurencja na 800 m mężczyzn robi się ogromna.
Mateusz Borkowski na pewno nie odpuści, nie można zapominać o Adamie Kszczocie, a przecież w Chorzowie z fantastycznej strony zaprezentował się 18-letni Krzysztof Różnicki, schodząc poniżej 1:45,00 s. Do tego ten dystans mogą biegać Marcin Lewandowski i Michał Rozmys, dla których celem nr 1 jest jednak 1500 m.
- Zamieniłbym siedem wcześniejszych złotych medali na jeden na 800 m - zapowiedział przed MP w Poznaniu Dobek.