"Jest zażenowanie". Damian Janikowski przed trudną decyzją

Materiały prasowe / kswmma.com / Na zdjęciu: Damian Janikowski
Materiały prasowe / kswmma.com / Na zdjęciu: Damian Janikowski

Już w sobotę medalista olimpijski Damian Janikowski stoczy kolejną walkę w formule MMA. Po niej przyjdzie czas na trudną decyzję. Były zapaśnik zdecyduje, w którym klubie będzie przygotowywał się do kolejnych pojedynków.

Przypomnijmy, że kilka tygodni temu główny trener Janikowskiego i Warszawskiego Centrum Atletyki podał się do dymisji. Robert Jocz utrzymywał przy tym, że pozostanie w klubie i będzie pracował z grupą swoich zawodników. Po czasie okazało się jednak, że trener Jocz wraz z zaprzyjaźnionymi trenerami powołał do życia nowy klub - Skrę.

W takich właśnie okolicznościach Damian Janikowski przygotowywał się do starcia z Tomem Breesem, do którego dojdzie podczas sobotniej gali KSW 74. A trzeba przyznać, że na papierze rywal medalisty olimpijskiego z Londynu prezentuje się bardzo solidnie. Breese ma na koncie 14 zwycięstw, 3 porażki i całkiem ciekawą karierę w organizacji UFC.

Artur Mazur, WP SportoweFakty: Już w sobotę konferansjer wywoła cię do klatki KSW. Jaki klub będziesz reprezentował?

Damian Janikowski, zapaśnik i zawodnik MMA: Do tej walki wychodzę pod szyldem "Team Janikowski". W tym momencie nie reprezentuję żadnego klubu.

ZOBACZ WIDEO: Ukrainiec pobił historyczny rekord. Po walce przemówił po polsku

Czy to były najdziwniejsze przygotowania, biorąc pod uwagę konflikt trenerski w WCA?

Nie. Większość przygotowań odbyła się w WCA bez żadnych zmian. Dopiero w ostatnim miesiącu szukaliśmy rozwiązań i sparingpartnerów pod mojego przeciwnika. Gościnnie trenowałem w Uniq Fight Club. Przyznam szczerze, że potrzebowałem takiego nowego bodźca. Wydaje mi się, że to nawet wyszło mi na dobre.

Kto stanie w narożniku?

Stary zestaw: Krzysztof Gutowski, Adam Grabowski i Robert Jocz.

Trenowałeś w WCA, w Uniq Fight Club, ale również w utworzonej właśnie Skrze. Gdzie widzisz swoją przyszłość?

Na to pytanie odpowiem po walce. Nie myślę o tym w tym momencie i nie chcę podejmować decyzji pochopnie. Po walce usiądę i zastanowię się, gdzie się zakorzenię na dłużej. Rozmawiałem już z trenerami Skry, rozmawiałem z trenerami w WCA, ale na decyzję dopiero przyjdzie czas.

Trenerzy Jocz i Szamajew przekonywali, że żadnego konfliktu nie ma, ale wiemy, że to była kurtuazja. Jan Błachowicz stwierdził, że jest zażenowany tym, co się stało. A jak odbierasz konflikt pomiędzy trenerami?

Powiem dokładnie tak samo. Wszystko zaczęło się od niedomówień. Wiadomo, że trener Jocz ma swój charakter, podobnie jak Arbi Szamajew. Każdy miał pewną wizję klubu. Doskonale wiemy, że Szamajew nieformalnie jest szefem Warszawskiego Centrum Atletyki. Poróżnili się i dlatego Robert Jocz postanowił odejść, a za nim inni związani z nim trenerzy. Dla nas zawodników niefajne było to, że ekipa sparingowa została podzielona. Poza tym jest wiele niedomówień, jedni mówią tak, drudzy - inaczej. Jest zażenowanie, że to stało się w takim momencie i takich okolicznościach.

Znów jesteś rzucony na głęboką wodę. Walczysz w takim momencie, a na dodatek trzeba przyznać, że Tom Breese to wymagający rywal.

Ale ja lubię być rzucany na głęboką wodę. Sam do niej wskakuję. Nie miałem czasu na to, żeby budować swoją karierę na zawodach amatorskich albo bić się z ogórkami i budować rekord. Przyszedłem z zapasów do MMA i - mając małe doświadczenie w tym sporcie - od razu mierzyłem się z najlepszymi. Taki już jestem. Mam w sobie tego "bijoka", chuligana, solidne podstawy techniczne, fizyczne i siłowe z zapasów, dlatego nie bałem się konfrontacji z najlepszymi. Jeśli chcesz zarabiać kasę, musisz bić się z czołówką.

Po stronie Breese'a będzie doświadczenie w MMA, wzrost i zasięg. Co będzie twoim atutem?

Psychika. On sam przyznał nawet w trailerze, że zbiłem jego byłego kolegę klubowego Yannicka Bahatiego. Myślę, że to siedzi w głowie Breese'a. Poskładałem jego klubowego kolegę w 18 sekund. To może wzbudzać strach u najbliższego rywala. I to jest właśnie moja przewaga.

Jesteś w MMA już 5 lat. Jak z perspektywy tego czasu oceniasz transfer z zapasów do mieszanych sztuk walki?

To jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Nie wiem, czy tkwiłbym w zapasach do tej pory, biorąc pod uwagę to, co się tam dzieje. Bardzo bym tego nie chciał i cieszę się, że tak się stało. MMA otworzyło przede mną nowe możliwości. Rozwijam się sportowo, jestem w stanie zapewnić bezpieczeństwo rodzinie. Czego chcieć więcej?

Złośliwi twierdzą, że w ciągu tych pięciu lat mogłeś osiągnąć więcej.

Każdy mógł w tym czasie osiągnąć dużo więcej. Ci złośliwcy również. Dlatego uważam, że każdy powinien skupić się na sobie. Ja skupiam się na ciężkiej pracy i rozwoju. Wszystko przede mną. Jeszcze parę lat powalczę.

Czy jest coś, co zrobiłbyś inaczej w ciągu tych pięciu lat?

Myślę, że nie.

Wyszedłbyś jeszcze raz do Michała Materli, mając rekord 2:0?

Tak. Ja nie rozpatruję tego na zasadzie: czy popełniłem błąd, czy podjąłem słuszną decyzję. Słuchaj, dla mnie to była ogromna szansa. To prawda, że zabrakło mi doświadczenia, że mogłem mądrzej tę walkę rozegrać, ale to była dla mnie wielka szansa i jeszcze większa lekcja. Myślę, że po przegranej z Michałem i Aleksandarem Iliciem stałem się innym, lepszym zawodnikiem. W tych starciach przekonałem się, czym tak naprawdę jest walka MMA.

Kiedy zbliża się gala z twoim udziałem, zawsze zastanawiam się jakiego Damiana zobaczymy w klatce.

Zawsze jestem inny: raz jestem agresywny, innym razem - spokojny. To zależy od tego, jak potoczy się walka i jakie będzie napięcie będzie w klatce. Jestem gotowy na wszystko. Ale jedno jest pewne - nie będziecie się nudzić. Będą latać cepy, kopnięcia, będą salta, fiflaki i suplesy. W tej walce będzie wszystko.

Rozmawiał Artur Mazur, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
MMA Attack powraca

Błachowicz wskazał termin powrotu

Komentarze (0)