Dla takich pojedynków kibice kupują bilety na gale i zasiadają przed telewizorami. Byli kickbokserzy w sobotni wieczór w Libercu dosłownie skradli show. Przez dwie rundy dominował Wrzosek, który potężnymi kopnięciami co chwilę posyłał rywala na deski. Możny nie odpuszczał i w trzeciej rundzie to on piekielnym prawym zamroczył Polaka. Wrzosek dotrwał jednak do końca pojedynku, pewnie zwyciężył na punkty, ale zaraz po ogłoszeniu werdyktu opuścił halę na wózku z podejrzeniem złamania nogi.
Artur Mazur, WP SportoweFakty: Jesteś już po serii badań w Czechach i w Polsce. Jaką diagnozę postawili lekarze?
Arkadiusz Wrzosek: Najważniejsza wiadomość jest taka, że noga nie jest złamana. Jest po prostu porządnie zbita. Uszkodzeniu uległy tkanki miękkie. Kiedy tylko zejdzie opuchlizna, wrócę do treningów. Myślę, że to kwestia kilkunastu dni. Poruszam się już bez kul, co mnie bardzo cieszy.
Halę opuściłeś jednak na wózku. Rokowania nie były dobre.
Lekarze, którzy zajmowali się mną tuż po walce, byli najgorszej myśli. Byli przekonani, że noga jest złamana. Podobne obawy mieli specjaliści z czeskiego szpitala. Kiedy tylko mnie obejrzeli, byli przekonani, że noga nie jest cała. Po prześwietleniu okazało się jednak, że wszystko skończyło się na strachu. Ale czułem, że to się tak skończy.
Dlaczego?
Wyprowadzałem wiele kopnięć, bo one były główną częścią planu, ale byłem przy tym precyzyjny. Trafiałem głównie na łydkę, a to dość miękka część ciała przeciwnika. W żadnym momencie nie poczułem, że stało się coś złego.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski o gali KSW na Stadionie Narodowym: Liczymy na rekord frekwencji
Jakim cudem Możny przetrwał twoje ataki?
To jest twardy gość. On zawsze toczy tego typu walki. Nie ma opcji, żeby go znokautować do odcięcia. Nie pamiętam takiej walki, po której padł i nie wstał. Spodziewałem się właśnie takiej postawy z jego strony i właśnie za to zawsze go szanowałem. Nieważne, ile ciosów przyjmował w swoich pojedynkach. On zawsze po nich wstawał i - co więcej - zawsze się odgryzał.
W KSW stoczyłeś dwie walki i jesteś gwarantem emocji. Posyłasz rywali na deski, ale sam też na nich lądowałeś - nie ma nudy.
Szczerze powiedziawszy jest mi miło, bo kibice i szefostwo KSW mocno doceniają to, co robię. Biorąc pod uwagę własne zdrowie, wolałbym dać tych emocji odrobinę mniej. Nie ma się co oszukiwać - cios, który otrzymałem od Możnego w trzeciej rundzie, był bardzo mocny. Pojawiło się rozcięcie i mnóstwo krwi, a czoło boli mnie do dziś. Na szczęście wszystko rekompensują reakcje kibiców.
Współwłaściciel KSW porównał cię do Michała Materli.
Myślę, że te słowa trzeba umiejętnie odebrać. Na pewno miał na myśli właśnie te emocje, które dostarczam. Myślę, że nie miał na myśli moich umiejętności. Nie zmienia to faktu, że takie porównania są po prostu miłe, bo Materla to legenda tego sportu.
Sam też o te emocje zadbałeś. Pojawiły się elementy taneczne, z których swego czasu zasłynął zawodnik UFC Cody Garbrandt.
Nie wiem, co mi do głowy strzeliło. Mam tak na sparingach, że kiedy łapię ten luz, to lubię się powygłupiać. Tutaj też wyszło to naturalnie, zadziałała pamięć mięśniowa. Nie będę ukrywał, że oberwało mi się za to od trenerów. Nick Hemmers nie był z tego powodu zadowolony, bo wiedział, że jest szansa skończyć walkę przed czasem.
Teraz możesz już snuć plany dotyczące występu na PGE Narodowym.
Jest kilka pomysłów, jeśli chodzi o rywala, ale do realizacji daleka droga. Wydaje mi się, że KSW w moim przypadku nie będzie miało łatwego zadania. Ale to jest walka na Narodowym i przeciwnik nie jest dla mnie kwestią najważniejszą. Nie będą wydziwiał, bo ja po prostu chcę tam być. Będę gryzł matę, żeby tę walkę dostać i ją wygrać. Ze swojej strony mogę zapewnić, że emocji nie zabraknie. Ja zadbam o nie w klatce, a moi kibice stworzą niezapomnianą atmosferę.