Ksiądz zarzucił jej złamanie tajemnicy spowiedzi. Odpowiedziała

Newspix / Stanislaw Krzywy / Na zdjęciu: Joanna Jędrzejczyk
Newspix / Stanislaw Krzywy / Na zdjęciu: Joanna Jędrzejczyk

- Byłam zaskoczona przebiegiem dyskusji, bo padły dość mocne dwa zdania ze strony księdza - mówi Joanna Jędrzejczyk, odnosząc się do niedawnego zamieszania w mediach. Była mistrzyni UFC została skrytykowana za swoje poglądy.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

[/b]Oto #HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

- Pani się określiła, że jest za czarnym protestem, za wolnymi mediami i ja mam z panią problem. Widzę, że pani co tydzień przychodzi do kościoła i jest wierząca, ale nie wiem, co z panią zrobić. Mam dać rozgrzeszenie? Komunię? Jestem księdzem, a pani jest za zabijaniem ludzi - miała usłyszeć od księdza Joanna Jędrzejczyk, czym podzieliła się w podcaście prowadzonym przez Przemysława Górczyka.

Odpowiedział jej inny z duchownych, Daniel Wachowiak. To ksiądz znany z wygłaszana kontrowersyjnych kazań zarówno z ambony, jak w internecie.

"I tacy chcą dzisiaj mówić, jak ma zachowywać się kościół. A co gorsze, mam wrażenie, że niektórzy hierarchowie Kościoła i kościelny mainstream boją się opinii takich ludzi i chcą im ulec. Brawa dla księdza, który nie dał rozgrzeszenia. "Lepszy pusty Kościół niż pełen diabłów" - napisał w odpowiedzi na filmik z Joanną Jędrzejczyk.

Teraz Jędrzejczyk w rozmowie z WP SportoweFakty odniosła się do zamieszania w mediach. - Byłam zaskoczona przebiegiem dyskusji, bo padły dość mocne dwa zdania ze strony księdza - wyjawiła.

***

Joanna Jędrzejczyk była pierwszą i do tej pory jedyną Polką, która sięgnęła po pas największej organizacji MMA na świecie. W zawodowej karierze wygrała szesnaście pojedynków i pięć razy przegrała. Jędrzejczyk zakończyła karierę w czerwcu 2022 roku po drugiej walce z Weili Zhang.

Zawodniczka odnalazła inne pasje: spełnia się w biznesie, ma szereg planów, ale też wielkie marzenie: chce ponownie wrócić na matę.

Jędrzejczyk opowiada, jak wygląda życie bez rękawic na dłoniach, a także dzieli się przemyśleniami na temat hejtu w internecie, freak fightów, depresji i rozmowie z księdzem Danielem Wachowiakiem - krytykującym poglądy zawodniczki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siłownia stała się jej pasją. Tak trenuje Rozenek-Majdan


Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak jest po drugiej stronie oktagonu?

Joanna Jędrzejczyk: Trudno. Byłam niedawno na walce Mateusza Gamrota w Las Vegas. Strasznie za tym tęsknie, bardzo chciałabym walczyć, ale żadne pieniądze i sława nie zwrócą mi zdrowia. Brakuje mi adrenaliny, ale znajduje ją gdzie indziej.

Gdzie mianowicie?

Rzuciłam się w pracę, bo jestem pracoholiczką, ale świadomą, wszystko kontroluję. Moje dwie siostry mają rodziny, dzieci. Pracują od 8 do 16. Ja wiem, że to nie dla mnie. Lubię uparcie do czegoś dążyć, z ogniem, z pasją. To mnie ekscytuje, daje mi prąd. To ja.

Co jest teraz tym ogniem dla ciebie?

Jestem aktywna w ponad dziesięciu projektach. Ostatnio znowu przyjechałam do Stanów, bo UFC zaprosiło mnie na galę do Madison Square Garden jako gościa specjalnego. Podjęłam studia biznesowe na Harvardzie, uczę się zdalnie i pod koniec listopada mam zaliczenie. Jestem wśród czterdziestu sportowców z całego świata, którzy dostali się na uczelnię. Kolejnym celem jest program majowy, do którego wybierają tylko dwudziestu sportowców chcących wejść do świata biznesu.

Wiążesz swoją przyszłość z biznesem?

Dwa lata temu otworzyłam własną markę suplementów. Rynek nie jest pod tym względem do końca kontrolowany, bo w obiegu krąży dużo zanieczyszczonych środków. Znam wielu sportowców, którzy wpadli na dopingu przez głupią witaminę, która była zanieczyszczona. W czasie kariery sama nie brałam wielu środków, bo się po prostu bałam.

Wiem, że jestem sama w sobie marką, mam wiele kontraktów. Przez lata kariery sama lub z pomocą innych osób negocjowałam kontrakty. Dziś ważę ryzyko i idę za tym, co jest w zgodzie ze mną. Nie jestem postacią wykreowaną przez media, doszłam do czegoś od zera.

Pamiętasz, od czego się zaczęło?

Gdy byłam małą dziewczynką, bardzo chciałam polecieć do Nowego Jorku, bo wujek wysłał mi stamtąd rower na komunię. Myślałem wtedy: to niemożliwe, bo drogo, daleko, to inny świat. Co się okazało? Później mieszkałam w USA, a moja twarz wisiała na Times Square. Walczyłam w mekce całego showbiznesu, czyli w Madison Square Garden. Od zawsze wiedziałam, że mam głowę i dwie ręce. Działałam, żeby zmienić swoje życie. Wiesz, co było moim pierwszym pasem mistrzowskim?

Co takiego?

Z wystawy w sklepie w Olsztynie świeciły piękne buty nike. Patrzyłam na nie, jak na trofeum UFC. Miałam trzynaście lat i wiedziałam, że rodzice nie dadzą mi pieniędzy. W wakacje szłam o piątej rano na rynek i przez trzy godziny, kilka razy w tygodniu, sprzedawałam jagody, żeby zarobić na buty. Każdy ma swoje mistrzostwo świata, dlatego powtarzam ludziom: podejmujcie wyzwania, nawet jeżeli ma to być tylko wstanie z łóżka lub poranny spacer. Takie małe wygrane ukształtowały mnie jako świadomą kobietę. Od zawsze miałam w sobie głód pracy i zwycięstwa.

Dlatego zdobywając pierwszy pas UFC pracowałaś w warzywniaku?

Czułam obowiązek wobec rodziców, chciałam im pomóc. Wiele lat ciężko zasuwali i mnie wspierali. Czasem wstawałam nawet o godzinie 4 rano i jechałam na giełdę. W warzywniaku byłam o 7. Na 10 rano szłam na trening. Zapierdzielałam fizycznie: dźwigałam skrzynki, po kilkanaście worków z ziemniakami po 25 kilo w jednym. Miałam wagę w ręku - potrafiłam ocenić, ile waży kilka sztuk pomarańczy czy bananów, na oko sypałam dwa kilo ziemniaków do torby.

Na początku łatwo nie było: musiałam pożyczyć osiem tysięcy złotych, by polecieć na mistrzostwa świata do Tajlandii na zawody w muay thai, za które nic nie otrzymałam, jedynie uścisk dłoni prezesa. Pamiętam, jak szkoda mi było wydać 150 złotych na pakiet suplementów.

Chcesz tę wiedzę wykorzystać, by pomóc innym?

Momentów, w których potrzebowałam odpowiednich ludzi, było wiele, dlatego teraz wyciągam rękę do sportowców. Pieniądze, które będę zarabiała z pracy menedżerskiej, zamierzam inwestować w platformę, która pozwoli zabezpieczyć zawodników pod względem prawnym, psychologicznym, także dietetycznym i fizjoterapeutycznym.

Już teraz współpracuje z olimpijczykami, jedną piłkarką, zawodnikami MMA. Oni widzą mój sukces pozasportowy. Nie jest tak, że ja im "menadżeruję" - nasz kontakt opiera się bardziej na stopie przyjacielskiej. Pełnię dla nich trochę rolę mentora. Świat jest bardzo skomercjalizowany, szybki. Dzieciom wydaje się, że na karcie nie ma limitu pieniędzy, że wystarczy tylko pójść do bankomatu.

Jakie masz rady dla nowego pokolenia?

Chcę uczyć zawodników, że należy być skupionym w stu procentach na sukcesie sportowym, ale trzeba też równolegle dbać o szkołę, naukę języków, monetyzację kariery i to już w czasie jej trwania. To wszystko wymaga dyscypliny i umiejętnego zarządzania czasem. Ludzie myślą często, że na zabezpieczenie przyszłości przyjdzie pora. Nie. Trzeba działać tu i teraz.

Na własnej skórze doświadczyłam skutków wielu błędów i złych stron sportu. Dziś jesteś sportowcem, masz sukcesy, zarabiasz pieniądze, ale kariera mija. Doznasz porażki albo kontuzji i wszystko może się posypać: odetną się sponsorzy, odsuną się od ciebie wpływowi ludzie.

Ty potrzebowałaś takiej pomocy?

Inaczej - miałam przy sobie ludzi, którzy mi pomagali. Ich wiedza nie była jednak wystarczająca. Oni na tamte czasy byli dobrzy, ale ja chciałam robić siedmiomilowe kroki. Zanim poszłam do UFC, niektóre firmy obiecywały mi wielkie walki i pieniądze. Nie potrafiły mi jednak wynegocjować lepszych kontraktów, dlatego robiłam to sama. Słuchałam, rozmawiałam z zawodnikami, patrzyłam, jak oni to robią. Uczyłam się w praniu.

Chciałem zapytać, czy potrafisz zwolnić po karierze, ale w sumie już nie muszę, bo przy okazji poznałem odpowiedź.

No, chyba nie. Cały czas szukam bodźców, bo potrzebuję dyscypliny. Nie zatrzymywałam się przez ostatnie dwadzieścia lat mojego życia, dlatego nie położę się teraz na kanapie, bo nie lubię.

Dzieje się u ciebie chyba więcej niż podczas kariery.

W pierwszym roku po karierze byłam w domu tylko miesiąc. Mam cele i marzenia. Chciałabym pracować w telewizji. Lubię, gdy ludzie się śmieją, ale też znajdują głębszy sens, motywację.

Bardzo ważna w tym wszystkim jest też dla mnie działalność mojej fundacji i pomoc innym. Chcę dawać ludziom siłę, wiarę i nadzieję, że też mogą zmienić swój los.

Naprawdę czuję rękę Boga w swoim życiu i to, że mam jakąś misję. Jeżeli zarobię pieniądze, to dużą część przelewam na cele charytatywne. Siostra, moja księgowa, nieraz mówiła: "Ogranicz to". Nie. Nie daję, bo wypada, tylko dlatego, że chcę. Pierwszą akcję charytatywną zorganizowałam w wieku 11 lat.

Jak wyglądała?

To była "Akcja Miś". Zbieraliśmy ze znajomymi zabawki dla żłobka położonego naprzeciwko naszej szkoły. Ostatnio byłam na spotkaniach z dziećmi w Sulejówku i w Skierniewicach. Na pewno pomogę kilku z nich.

Wspominałaś też o marzeniach.

Chcę przejechać rajd Paryż - Dakar, ale na rok musiałam wstrzymać jakiekolwiek próby treningowe, żeby zadbać o zdrowie. Myślę, że pod koniec listopada powinnam poznać datę powrotu do sportu, bo ja tego pragnę. Marzę o ponownym wyjściu na matę. Chcę wystąpić w prestiżowych zawodach ju-jitsu. Nikt nie wykroi ze mnie pierwiastka sportowca, nadal chcę rywalizować. Wierzę, że mogę osiągać sukcesy mniejsze lub większe - na poziomie amatorskim, a być może nawet i wyższym.

Skąd pomysł startu w rajdach?

Jestem osobą o wielu talentach i zainteresowaniach. Od zawsze lubiłam motoryzację i chcę to zrealizować.

Jak z twoim zdrowiem?

Za chwilę minie pół roku od operacji barku. Wszystko się ładnie zagoiło, ale wyszło, że po dwudziestu latach walk mam poważne zwyrodnienie kości ramiennej. Kontuzja zatrzymała mnie kompletnie, obecnie nie mogę uprawiać sportu. Walczyłam z barkiem przez końcowe cztery lata kariery, wyciągałam ból z moim wspaniałym fizjoterapeutą Kamilem, ale przyszedł czas leczenia. W planach mam naukę gry w golfa. Pograłam trochę w tenisa, z kontuzjowanym barkiem opatentowałam nawet jednoręki backhand.

Słuchając ciebie mam dziwne przeświadczenie, że spełnisz swoje cele. Mówisz o tym z dużą pewnością i energią. 

Tak. Ludzie słyszą o ostatnich ośmiu-dziesięciu latach mojego życia i kariery. A ja od małego chciałam coś osiągnąć. Często szybko nasycamy się w życiu, albo mówimy o wypaleniu zawodowym. Nasz organizm potrzebuje po prostu innych bodźców, musimy sobie znaleźć inną strefę, w której możemy się rozwijać i uczyć. Nie możemy się tego bać i sami siebie szufladkować na zasadzie: praca mnie męczy, ale robię tu już tyle lat, to bezpieczny dołek, bo mam trzynastkę, premię. No nie. Nie na tym życie polega.

Jak ci się żyje bez presji?

Tęsknie za częstszym uśmiechaniem się. Niestety, życie kopie każdego. Nieważne, że jestem twardą psychicznie JJ, choć boję się myszy czy spania samej w domu. Nauczyłam się jednak, że każdy z nas musi sobie pozwolić na przeżywanie emocji na własny sposób. Tak jak napisał Matthew McConaughey w książce "Zielone światła": Powinniśmy celebrować nasze dziwactwa, różnorodność zachowań. Kariera czy pieniądze nie spowodowały, że mam mniej problemów. OK, jeżeli zepsuje mi się pralka, mogę kupić nową, ale pieniądze nie dają mi supermocy.

Co jest dla ciebie walką z własnym cieniem?

Może zbyt mało dbam o siebie? Na pewno powinnam nad tym popracować.
[b]

Trudno kończyło ci się karierę?[/b]

Bardzo. Nie zaplanowałam tego. Po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że ściągnęłam to myślami. Po pierwszej walce z Weili Zhang (marzec 2020 r. - red.) wiedziałam, że jeżeli coś złego mi się stanie, to będę musiała powiedzieć "pas". I wiem, że do drugiej walki z Chinką (czerwiec 2022 r. - red.) wyszłam nie po wygraną, a żeby nie przegrać. I to było błędem. Mogę teraz powiedzieć: kochani sportowcy, idźcie na każde wyzwanie po zwycięstwo, nie po przetrwanie.

Dlaczego szłaś po przetrwanie?

Dopiero później sobie to uświadomiłam, że tam zabrakło tego ułamka procenta pewności. Pół roku zasuwałam na treningach, osiągnęłam formę życia. Wiedziałam, że idę na wojnę. W wieku 34 lat byłam w najlepszej dyspozycji fizycznej i psychicznej. Dostałam duży kontrakt ze względu na to, jak wyglądało pierwsze starcie z Zhang. Poza tym: zawsze chciałam walczyć o wielkie tytuły i potrzebowałam konfrontacji właśnie z Weili, żeby zbudować wielką formę. Ale jeden cios przerwał wszystko.

To było dla ciebie za duże wyzwanie?

Pierwsza walka była na szpilki, bardzo wyrównana. W drugiej dostałam cios, którego nie miałam prawa zobaczyć - przy zmianie pozycji, a Weili miała idealne ustawienie.

Ze sceny zeszłaś z porażką...

... z przegraną.

OK, z przegraną. W każdym razie, czy potrzebowałaś dużo czasu, by poukładać sobie w głowie taki sposób zakończenia kariery ze swoją mentalnością zwycięzcy?

To prawda, nie pożegnałam się z klatką na własnych zasadach. Hmm, chyba tak miało być. Czułam, że przeciągam swoją karierę. Straciłam pas, goniłam za odzyskaniem. Czy ślepo? Nie wiem, ale w imię czego? Co by zmienił kolejny pas? Tak, dałby mi satysfakcję, ale ja ten tytuł broniłam pięciokrotnie. To była gonitwa ambicji. Ja już te buty z wystawy w Olsztynie kupiłam. Kolejną parę też. I jeszcze jedną.

Czujesz zazdrość innych?

Nie mogę powiedzieć, że hejt mnie nie dotyka. Ostatnio miałam kilka głębszych refleksji. Od małego jesteśmy bodźcowani - nagradzani albo karani. Przez rodziców, Kościół, szkoły, szefa, przyjaciół. Będziesz niegrzeczna: kara. Grzeczna: nagroda. Przez to żyjemy tak, jak ktoś nam każe. Ja chcę być sobą - nie krzywdząc oczywiście innych. W internecie posypały się na mnie wszelkie możliwe wyzwiska, a ludzie mnie nie znają. Często mówię: napisz do mnie maila, wiadomość, może porozmawiamy telefonicznie? Ja swoje media społecznościowe prowadzę sama.

Też bardzo często znajduje się w tej spirali szykanowania, na zasadzie: "Albo jesteś z nami, albo przeciwko". W dzisiejszym świecie nie możesz mieć innego poglądu, ubioru, zachowania, wymowy. Od razu cię ludzie definiują. Przeklniesz? Jesteś degeneratem. To jest po prostu obrzydliwe. Czasem mnie to rani, czasem po mnie spływa.

Ostatnio zaczepił cię ksiądz Daniel Wachowiak.

I nawet rozmawialiśmy po tej akcji w Internecie. Byłam zaskoczona przebiegiem dyskusji, bo padły dość mocne dwa zdania ze strony księdza. Powiedział: "Gdybym wiedział, że to pani, to bym tego nie upubliczniał". Najpierw ze mną pojechał, a później przedstawił takie wyjaśnienie... Ma to w ogóle znaczenie, czy temat strajku kobiet, czarnego protestu, poruszyła Joanna Jędrzejczyk czy Grażyna Kowalska? Ksiądz stwierdził także, że złamałam tajemnicę spowiedzi. Odpowiadam: Nie, bo to nie była spowiedź. Tak to oceniam.

Dlaczego?

Ponieważ ksiądz, który mnie spowiadał i który dobrze mnie zna, mógł zapytać: "Czy jesteś za aborcją?". A on mi na koniec powiedział: "Niech to zostanie między nami". Tak się przecież nie mówi. Byłam zszokowana.

W podcaście Przemysława Górczyka przytoczyłaś sytuację ze swojej spowiedzi. - Ksiądz powiedział mi: pani się określiła, że jest za czarnym protestem, za wolnymi mediami i ja mam z panią problem - przyznałaś.

Po tej sytuacji odezwało się do mnie wielu księży i mnie przepraszało. Wiele osób nazwało mnie też morderczynią, dzieciobójczynią. Nigdy nie byłam za aborcją - jestem za życiem od poczęcia aż do śmierci. Całe szczęście, że wiem kim jestem i wiem, w co wierzę. Jestem chrześcijanką z wyboru, praktykuję, czytam pismo święte. Przez tyle lat ciągnęłam ludzi do wiary, pokazywałam świadectwo Boga. Ludzie myślą, że ja przeklinałam u spowiedzi... to nieprawda. Podczas rozmowy w podcaście były we mnie emocje, użyłam brzydkiego słowa, ale przecież nie jestem "patuską", żeby przeklinać w konfesjonale.

Znalazłam się między młotem a kowadłem: jedni księża mnie przepraszają, ludzie po mnie jadą, inny ksiądz o mnie pisze w Internecie, ktoś mnie edukuje, jak wygląda spowiedź i że zabijanie jest złe. Z chęcią odpowiem: nie jestem za zabijaniem dzieci.


Świat Internetu zmierza w dziwną stronę. Potwierdzają to choćby f
reak fighty. Jak patrzy na to zjawisko mistrzyni UFC?

Z pozytywów: plusem jest to, że gale zbudowane są na wspaniałym sporcie, który cały czas się rozwija. Ale otoczka... Pokazuje jedynie, jakie my mamy potrzeby, bo sukces freaków leży w tym, że dostarczyli treść do widza. Z jednej strony czasy technologii i Internetu są wspaniałe, ale z drugiej - mocne i brutalne.

My tego nie zatrzymamy, ale możemy kontrolować. Nie powiem, mam pomysł i chciałbym wejść w jakąś freakową federację, by pokazać sportowy kierunek. Jest też wielu prawdziwych sportowców w tych organizacjach.

Nie mam problemu, żeby ludzie ze sobą walczyli, ale nie róbmy z tego pato-imprezy, cyrku. Wiem, że ktoś zaraz się przyczepi, że ja też pyskowałam przed walkami. Tak, miałam mocny "face off", ale nie obrażałam moich przeciwniczek. Stawałam przed nimi pewna siebie: spojrzenie, wymiana jakiś zdań, ale nie bluzgałam.

Za tobą dwadzieścia lat w sportach walki. Masz radę dla tych, którzy znajdują się na ostrym zakręcie w swojej karierze? Artur Szpilka mówił nam niedawno, że dwukrotnie skręcał sznur, by się powiesić.

Depresja jest straszną chorobą, doświadcza tego bardzo dużo ludzi. Kochani, nie bójcie się - idźcie do specjalisty. Musimy znać swoją wartość. Często bierzemy odpowiedzialność za czyny innych ludzi. Ubierzesz się ładnie do pracy, koleżanka ci powie, że jesteś gruba i będziesz się wkurzać. Zadbajmy najpierw o siebie.

A ty kiedy zadbasz, odpoczniesz?

Jako były sportowiec potrzebuje wyzwań i dyscypliny. Tu nie chodzi o zarobienie pieniędzy, ale o to, co mogę udowodnić sobie.

Ten rower, który dostałaś od wujka ze Stanów, gdzie on teraz jest?

Na wsi, u dzieciaków z naszej rodziny. Gdy pierwszy raz wylądowałam w Stanach, od razu pomyślałam o tym prezencie. Rower od wujka długo prowadził mnie przez życie. Był biletem do moich marzeń.

rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Poruszające wyznanie Artura Szpilki. "Myślałem o samobójstwie"

Polski bokser: "Byłem największym łajdakiem, jakiego znałem"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty