Przyswajam wiedzę jak gąbka - rozmowa z Tarekiem Saffiedine, zawodnikiem UFC

Tarec Saffiedine to jeden z najlepszych eksportów belgijskiego MMA, które nie słynie z wybitnych fighterów. "Gąbka" jednak udowadnia raz za razem, że nie można go lekceważyć.

W tym artykule dowiesz się o:

Arkadiusz Pawłowski: Jak zainteresowałeś się sportami walki?
Tarec Saffiedine

: - Dorastałem jako wysportowany chłopak, brałem udział w wielu różnych sportach. Sztuki walki odkryłem dzięki Bruce'owi Lee, mandze i oczywiście niezawodnych przyjaciołach. Rozpocząłem treningi taekwondo w wieku 15 lat, później zainteresowałem się shihaishinkai karate, które jest podobne do kyokushinkai. Potem przyszły treningi judo, muay thai, wszystko więc było w okolicach MMA. Walczyłem w wielu różnych sportach walki, a mieszanymi sztukami walki zająłem się profesjonalnie w 2006 roku.

Jak wygląda twój okres przygotowawczy do walk?

- Trenuję dwa lub trzy razy dziennie, rano z drużyną i trenerami, a po południu lub pod wieczór trening kondycyjny, siła, uderzenia, grappling i zapasy. Jeśli zaś chodzi o przygotowanie mentalne, pracuję z psychologiem sportowym, który pomaga mi w wizualizacji moich walk i razem ustawiamy moje podejście zarówno do treningów jak i do samej walki w klatce.
Twój ringowy pseudonim to "Sponge" czyli "Gąbka". Skąd takie wymyślne przezwisko?

- Mój były trener mnie tak ochrzcił, bo kiedy uczył mnie technik łapałem je w lot i potrafiłem powtórzyć od razu. Coach powiedział, że jestem jak gąbka, absorbuję wszystko czego mnie uczy w bardzo szybkim tempie.

Twoim ostatnim przeciwnikiem był Nate Marquadt. Co zadecydowało o wyniku tej walki?

- Myślę, że byłem naprawdę zmotywowany, żeby wygrać tę walkę z trzech powodów. Po pierwsze, zawsze chcę wygrywać. Po drugie, chciałem być pierwszym zawodnikiem pochodzącym z Belgii, który wygrał znaczący tytuł mistrzowski w Strikeforce, no i po trzecie, chciałem pokonać kogoś takiego jak Nate Marquadt, którego bardzo szanuję. Chciałem udowodnić, że jestem w dobrym miejscu, i reprezentuję odpowiednio wysoki poziom, żeby osiągać sukcesy na tak wysokim szczeblu.
Który z przeciwników sprawił ci najwięcej kłopotów w ringu?

- Raymond Jairman był ciężkim orzechem do zgryzienia, bo złamałem rękę w pierwszej rundzie, przy okazji łamiąc mu nos, a mimo to cały czas szedł do przodu. To prawdziwy twardziel. Walka z Tylerem Stinsonem też była ciężka, bo byłem podczas niej chory i nie byłem w pełni sił, ale nie szukam wymówek, Tyler to naprawdę mocny przeciwnik.

Jak oceniasz poziom MMA w twojej ojczyźnie, Belgii?

- Ostatni raz kiedy tam byłem przy okazji prowadzenia sesji treningowych udowodnił mi, że poziom zarówno sekcji jak i zawodników jest naprawdę wysoki. Wszystko idzie szybko do przodu i cieszę się widząc ewolucję, jaka nastąpiła w ciągu paru ostatnich lat.
Większość walk wygrywasz przez decyzję sędziów. Czy to twój styl, zdobywać przewagę, ale nie kończyć walk jednym ciosem czy dźwignią?

- To zabawne, bo kiedy walczyłem w formule muay thai miałem więcej nokautów niż zwycięstw przez decyzję w dwunastu walkach, ale cóż, wydaje mi się, że po prostu mój czas jeszcze przyjdzie. Kolesie z którymi się spotykam w ringu są naprawdę twardzi i potrafię ich zdominować przez całą walkę, ale to jeszcze nie jest pełnia mojego potencjału. Wciąż jest we mnie wiele energii, którą ludzie niedługo zobaczą.

Kto jest według ciebie najlepszym zawodnikiem na świecie w twojej kategorii wagowej?

- Chyba Georges St. Pierre jest najlepszy. Jest bardzo uniwersalnym fighterem, ciężko znaleźć słaby punkt w technice, a do tego jest bardzo dobrym atletą.

Źródło artykułu: