Wydarzenie odbyło się 5 kwietnia i zawierało sześć walk amatorskich i pięć zawodowych. W pojedynku wieczoru utalentowany Damian Szmigielski pokonał przez decyzję sędziów Mateusza Juszczaka.
Waldemar Ossowski: Jak oceniasz pierwszą galę Slugfest?
Vahagn Petrosyan: - Jak na pierwszą galę Slugfest, nie mając doświadczenia organizacyjnego, uważam, że wyszło bardzo dobrze. Jest to zasługa wielu osób, a w szczególności Łukasza Bosackiego, Krzysztofa Skrzypka oraz mojej skromnej postaci. Planowaliśmy kwietniową galę od grudnia zeszłego roku. Każdy miał swoją działkę do wykonania i w efekcie, już po gali, spotkaliśmy się z pozytywnym odbiorem widowni i ludzi z branży. Uważam to za największy sukces.
Skąd pomysł na organizację gali właśnie w niewielkim Witkowie? Czy będziecie starali się wyjść z galą poza Wielkopolskę?
- Pomysł zrodził się w głowie Łukasza, który prowadzi klub sportowy właśnie w Witkowie. Jest tam baza zawodników, jest odpowiednia hala sportowa i zapotrzebowanie na takie wydarzenie. Istotne, że na co dzień pracujemy w trójkę na innych imprezach. Zapieczętowało w tym przypadku jedynie nasze doświadczenie i chęć zrobienia czegoś po swojemu. Są już plany na kolejne gale, tym bardziej, że już wiemy, z czym się to je. Krok po kroku i pewnie wyjdziemy też za Wielkopolskę.
Skąd wzięła się nazwa gali?
- Nazwa wzięła się z menadżerki i obozów MMA, które odbywają się w Witkowie, a są organizowane przez Łukasza. Sama nazwa oznacza zawziętą, ostrą walkę. Nie ukrywam, że już rozpoznawalna marka Slugfest Management będzie reklamować kilka rzeczy na raz.
Czy połączenie na gali walk amatorskich z zawodowymi będzie stałym elementem waszych imprez?
- Tak, od tego wyszliśmy na początku i tak w pewnym stopniu zostanie, raz zobaczymy mniej walk amatorskich, a więcej zawodowych i na odwrót. Pomysłem jest też możliwość starć amatorów na późniejszych galach w pojedynkach zawodowych oraz możliwość pokazania się amatorom z pobliskich miast na profesjonalnej gali.
Jak wyglądała sprawa z biletami. Czy ciężko było zainteresować miejscową publikę?
- Nasza okolica cieszy się dużym zainteresowaniem na MMA, jest sporo zawodników trenujących sztuki walki i interesujących się takimi wydarzeniami. Do tego dochodzi ich publiczność, czekająca na znajomych w oktagonie oraz ludzie szukający rozrywki i grono ludzi interesujących się MMA. Nasza gala pokazała, że takowe zainteresowanie jest. Cieszymy się, że mogliśmy zaprezentować to z naprawdę dobrej strony. My sami jesteśmy zadowoleni, a to oznacza, że wypaliło (śmiech).
Ile gal planujecie wyprodukować jeszcze w tym roku?
- Są plany na jeszcze jedną dużą imprezę w innym mieście oraz coś mniejszego również w barwach Slugfestu.
Mieliście sporego pecha jeszcze przy układaniu karty walk. Czy to wpłynęło w jakiś sposób na jakość imprezy?
- Od początku układania karty walk przez Łukasza wypadło ok. 13 zawodników! Sporo ludzi mówi, że to rekord na skalę kraju. Na pewno mieliśmy inną wizję sportową, którą zresztą ogłaszaliśmy wcześniej, ale zdrowia się nie oszuka. Zazwyczaj były to kontuzje kostne, tkanek miękkich oraz powody chorobowe. Zrekompensowaliśmy się jednak dodatkową walką zawodową, która okazała się bardzo ciekawa.
Starcie Jakuba Kowalewicza z Marcinem Wrzoskiem nadal jest w planach waszej organizacji?
- Jeżeli wszystko dopisze, to jak najbardziej jesteśmy chętni na takie starcie. Już nie mogę się doczekać!
Czy kibice mogą niedługo spodziewać się transmisji waszej gali w telewizji?
- W przyszłym tygodniu będziemy mieć materiał nakręcony specjalnie dla nas ze Slugfest I z komentarzem, więc pojawi się on wkrótce w sieci. Do kolejnej gali jest jeszcze trochę czasu. Musimy obgadać z chłopakami kwestię transmisji Slugfest II w telewizji.
Klatka będzie już stałym elementem waszych gal?
- Tak. Klatka jest odpowiednia dla zawodników MMA.
Muszę ciebie, jako doświadczonego cutmana, zapytać też o kontuzje i urazy zawodników. Czy Slugfest 1 można uznać za krwawą galę i jak dużo pracy miałeś w związku z tym?
- To była moja jedyna gala w karierze, na której nie chciałem krwi i urazów. Nie mogłem skupić się w 100 proc. na organizacji i mojej pracy. To była pierwsza nasza gala, więc wypadałoby, żeby krwi nie było aż tak wiele. Zawodnicy nie odnieśli większych urazów, poza jednym małym rozcięciem i krwawieniem z nosa.