"Nieśmiertelny" obecnie dochodzi do pełni zdrowia po wyczerpującym starciu z Victorem Marinho o pas wagi koguciej Fight Exclusive Night. 21-latek pojedynkiem we Wrocławiu udowodnił swoją ogromną wolę walki i nieustępliwość, ale ostatecznie przegrał w 5. rundzie przez nokaut.
Waldemar Ossowski: Jak teraz się czujesz. Czy jeszcze odczuwasz trudy walki we Wrocławiu?
Tymoteusz Świątek: Czuję się naprawdę bardzo dobrze. Trudów walki nie odczuwam już - zresztą wbrew pozorom, nie odniosłem żadnych poważniejszych obrażeń. W sumie to praktycznie całkowicie wydobrzałem.
[ad=rectangle]
Spodziewałeś się, że Victor będzie aż tak trudnym rywalem?
- Muszę przyznać, że nie. Nie spodziewałem się też, że walka potoczy się w taki sposób. Nastawiony byłem na obronę przed obaleniami, stąd moja niska pozycja w walce. Victor okazał się naprawdę twardym fighterem i chwała mu za to, bo dzięki temu i dzięki mojej nieustępliwości stworzyliśmy obaj niezapomniane widowisko.
Czy ani przez chwilę nie myślałeś podczas walki, żeby się poddać?
- Absolutnie nie. Ja zawsze walczę do końca, nigdy nie odpuszczam. Wierzyłem więc, że swoją nieustępliwością zmęczę przeciwnika i zmuszę do błędu. A wtedy jednym ciosem rozstrzygnę walkę na swoja korzyść. Nie udało się niestety, ale trudno. Następnym razem będzie lepiej.
Miałbyś pretensje do swojego narożnika bądź sędziego, gdyby przerwał walkę? Sporo krytyki spadło zwłaszcza na sędziego Sebastiana Jagielskiego po tym pojedynku - uważasz, że słusznie?
- Muszę to stanowczo podkreślić - miałbym ogromne pretensje! W moim odczuciu cała ta krytyka jest nieuzasadniona. W mojej ocenie sędzia postąpił słusznie i będę go zawsze za to bronił. Oczywiście dziennikarze, eksperci mają prawo do swojej opinii. Ale ja również. W tej konkretnej sprawie nie zgadzamy się, no trudno. Szanuję ich zdanie ale proszę też o uszanowanie mojego. Przykro mi, że Sebastiana Jagielskiego spotkała taka fala krytyki, bo lubię go i szanuję. Całkowicie nie rozumiem również głosów krytycznych pod adresem mojego trenera Tomka Knapa. To świetny trener i jeszcze lepszy przyjaciel. Tym bardziej bolało mnie więc, gdy czytałem niepochlebne i nieprawdziwe komentarze na jego temat.
Czy ta walka zmieniła jakoś twoje plany na dalszą karierę? Może jednak coś się zmieniło - stałeś się przecież jeszcze bardziej zauważalnym zawodnikiem.
- Mam świadomość własnych braków, walka świetnie niestety to pokazała. Wiem, że muszę dać z siebie więcej, poprawić technikę. Mój trener jest gwarantem, że tak się stanie. To naprawdę świetny fachowiec. Zresztą nie tylko on. W klubie mamy wyśmienity sztab trenerski. Co się zmieniło po walce? Spotkałem się z ogromną falą sympatii. Mnóstwo osób do mnie pisze. Za wszystkie komentarze (nawet i te krytyczne), za wszystkie życzenia powrotu do zdrowia, za wszystkie oferty pomocy i wsparcia bardzo dziękuję. Stałem się w pewnym stopniu rozpoznawalną osobą. To miłe.
Czy rozważasz rewanż z Victorem?
- Bardzo bym tego chciał. Oczywiście czeka mnie mnóstwo pracy, sporo wysiłku i intensywnych przygotowań w klubie, ale jestem na to gotowy i zdecydowany. Liczę, że włodarze FEN dadzą mi tę szansę.
Czy to prawda, że gdyby walka zakończyła się po twojej myśli, to szykowałeś jakąś specjalną niespodziankę dla swojej dziewczyny?
- Tak, to prawda, ale zachowam to dla siebie. Czekam na następną okazję.
Chcesz do końca swojej kariery spędzić czas na treningach w Fightmanie? Tworzycie jedną, zgraną "rodzinę"?
- Zdecydowanie tak! Fightman Bochnia to naprawdę wspaniały klub, świetna kadra, super zawodnicy. Wychowankowie trenera Tomasza Knapa to przecież medaliści mistrzostw Polski, zdobywcy Pucharu Polski. Mamy nawet swojego mistrza świata! To w tym klubie spotkałem niesamowitych ludzi, poznałem moją miłość - Asię, przeżyłem wiele niezapomnianych chwil. Dzięki temu MMA stała się moją pasją, a klub rodziną. Zresztą, często to powtarzamy - Fightman to nie klub, to rodzina!
Kiedy planujesz wrócić na matę?
- Możliwie jak najszybciej, ale oczywiście najpierw muszę się w pełni zregenerować.
Czy wyobrażasz sobie życie związane z samym MMA, aby nie pracować na budowie? Czy jest to raczej nierealna opcja?
- Nie jest to łatwe. Bez sponsorów, bez wsparcia innych raczej jest z tym ciężko. Z samych gaż za walki z pewnością nie da się utrzymać. Zwłaszcza, że człowiek nie walczy przecież co miesiąc. Będę się starał całkowicie poświęcić MMA. Czy to się uda? Nie wiem. Nie jest to prosta sprawa, bo wiadomo, że uprawianie tego sportu kosztuje, a z czegoś człowiek musi żyć. Wierzę jednak, że to całe zamieszanie, jakie po walce zrobiło się wokół mojej osoby pomoże mi w tym i znajdą się jakieś firmy, które zechcą nawiązać ze mną współpracę. Tym samym pomogą w poświęceniu się mojej pasji.
W federacji Fight Exclusive Night masz już status gwiazdy, czołowej postaci organizacji. Oznacza to, że teraz tylko na galach FEN będzie można ciebie zobaczyć?
- Na tę chwilę czuję się dobrze w FEN, federacja dużo mi dała i jestem jej za to wdzięczny. Mam z nimi podpisany długoterminowy kontrakt, więc tak, teraz tylko FEN.