My mamy Jędrzejczyk, Irlandia - McGregora. Szalony wojownik UFC

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Budzi skrajne emocje. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Niezwykle pewny siebie, mistrz "trash talkingu", arogancki. W nocy z sobotę na niedzielę polskiego czasu stoczy najważniejszą walkę w życiu.

W tym artykule dowiesz się o:

"Kto następny?", "Nikt mi nie odbierze tego pasa!" - powtarza Joanna Jędrzejczyk, od marca tego roku mistrzyni UFC w wadze słomkowej. Wojowniczka z Olsztyna zaimponowała kibicom nie tylko efektownymi "front kickami", ciosami łokciami czy kolanami, ale także dużą pewnością siebie. Lubi prowokować rywalki. Przed ostatnim pojedynkiem w Berlinie obiecała Jessica Penne wojnę. Po tym, jak zamieniła twarz rywalki w "krwawą maskę", z dumą w głosie zapytała kibiców: "Była wojna? Prawdziwa wojna!".

Amerykanie uwielbiają wyraziste postaci, które wywołują ogromne emocje. W dywizji żeńskiej UFC furorę robi Jędrzejczyk. W dywizji męskiej także jest jeden człowiek z Europy, który - w wyjątkowo spektakularny sposób - błyskawicznie podąża na sam szczyt. To Irlandczyk Conor "The Notorious" McGregor. [ad=rectangle] 26-letni wojownik z Dublina jest dużo bardziej arogancki od Polki, pyskaty, momentami wręcz bezczelny. Od "JJ" różni go także to, że nie posiada mistrzowskiego pasa. Dodajmy: jeszcze nie posiada, ale już w nocy z soboty na niedzielę (polskiego czasu) może się to zmienić. Na gali UFC 189 w Las Vegas McGregor stanie do walki z Amerykaninem Chad Mendes.

"Ukradł" mistrzowi pas

Nie tak to miało wyglądać. McGregor szykował się do starcia z Brazylijczykiem Jose Aldo, najdłużej panującym mistrzem w UFC (od 2011 r., od powstania wagi piórkowej). Federacja chciała sprzedać je jako najciekawsze wydarzenie roku, zawodnicy jeździli po świecie i reklamowali pojedynek. Aktywny był zwłaszcza Irlandczyk. Na całość poszedł na spotkaniu zorganizowanym w rodzinnym Dublinie.

Obrzucali się z Aldo wyzwiskami. McGregor położył nogi na stole, nagle wstał i... bezceremonialnie wyrwał zaskoczonemu Brazylijczykowi pas. Trzymał go i śmiał się mistrzowi w twarz. Ku uciesze irlandzkiej publiczności. Zadowolony musiał być także - rozdzielający zawodników - Dana White. Z obu fighterów aż biło nienawiścią. Szef UFC wiedział, że ich walka będzie murowanym sukcesem.

Zobaczcie to na tym filmie - od 8:00

Jednak 30 czerwca wszystko się posypało. Aldo zrezygnował z pojedynku, zasłaniając się kontuzją żeber. White nie krył rozczarowania. - Nie czujemy się z tym dobrze, wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na promocję tego pojedynku, wielu ludzi go wyczekiwało. Aldo zaś wycofał się już z pięciu mistrzowskich walk - przypominał szef UFC. Miał jednak w zanadrzu plan awaryjny. Wspomnianego Mendesa, który plasował się wysoko w rankingach, a jedynych dwóch porażek w karierze doznał właśnie z Aldo.

Załóżmy się o trzy "bańki"

Władze UFC ogłosiły, że McGregor i Mendes powalczą o tytuł tymczasowego ("interim") mistrza wagi piórkowej. - Conor jest gotowy do walki, Mendes także, więc ma to sens, by walczyli o tytuł tymczasowy. Jak Aldo będzie gotowy, zrobimy walkę unifikacyjną - oznajmił White.

Zmienił się rywal, ale nie zmieniło się zachowanie McGregora. "Trash talking" (czyli słowne utarczki) ma opanowany do perfekcji. Szybko zaczął kpić z nowego przeciwnika. - Mendes to zawodnik z poziomu "B". Zapaśnik, który szybko traci kondycję, męczy się. Gdy wywrę na nim presję, będę napierał, będą wymiany, to jego ciało zacznie "krzyczeć" o tlen. A ja ciągle będę tuż przed jego twarzą. W końcu się podda, jak oni wszyscy - mówi "Notorious". I dodaje: - Zarżnę go!

Kilka dni temu McGregor zaskoczył samego White'a. Przyszedł do niego z szaloną propozycją. - Chcecie wiedzieć, jak pewny siebie jest ten dzieciak? - mówił White w jednej z audycji radiowych. - Powiedział mnie i Lorenzo (Fertitta, właściciel UFC - przyp. red.): "Załóżmy się o 3 miliony dolarów, że znokautuję Mendesa w drugiej rundzie". To fascynujące, jak strasznie pewny siebie jest ten facet.

Albo inny przykład. Irlandczyk zamieścił w środę na Instagramie zdjęcie. Widzimy go w sklepie z torebkami Louis Vuitton, wraz z dziewczyną Dee Devlin. Fotografię podpisał następująco: "Z wyprzedzeniem cieszymy się pieniędzmi za sobotnią wygraną".

Enjoying this Saturday's winnings in advance.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Conor McGregor Official (@thenotoriousmma)

Wróg numer 1 w Brazylii

Widząc takie obrazki, ktoś może powiedzieć o Irlandczyku: pozer, który chce wykorzystać swoje pięć minut w UFC. Jednak ci, którzy dobrze znają Conora, twierdzą, że to nieprawda. - Jest tym, kim był od zawsze - podkreśla jego dziewczyna, z którą jest od ośmiu lat. - Żeby do czegoś dojść, trzeba narobić hałasu. Dla niego to naturalne - dodaje Tom Egan, przyjaciel McGregora jeszcze od czasów dziecięcych. - Wielu ludzi pytało mnie: "Czy Conor poza kamerą też taki jest?". Zawsze taki był. Miał zdumiewającą zdolność budowania pewności - w sobie i w ludziach, o których dbał.

Już jako chłopiec czuł przewagę nad rówieśnikami. Gdy mieli zagrać mecz piłkarski, lubił jeszcze przed jego rozpoczęciem "osłabić" rywali. Stał przy murawie, czekał na przeciwników, a gdy się pojawili, przeszywał ich wzrokiem. - By im namieszać w głowie, by później grali wystraszeni - wspominał ze śmiechem. - Conor posiada charyzmę i cechy, których nie można się nauczyć. Albo to masz, albo nie - podkreśla Dana White. - Niektórzy z tym się rodzą. Gdy spojrzycie na wywiady Conora z 2008 r., kiedy walczył jeszcze za grosze na lokalnych galach, był taki sam - arogancki, młody mężczyzna - wspomina John Kavanagh, jego trener.

McGregor budzi skrajne emocje. Można go albo kochać, albo nienawidzić. W rodzinnej Irlandii jest idolem, zwłaszcza młodego pokolenia. Gdy siłą odebrał pas Aldo na wspomnianej konferencji, fani zawyli z radości. Nie brakuje jednak także krytycznych opinii, wśród starszych kibiców sportu. Podkreślają oni, że irlandzkich mistrzów zawsze cechowała pokora, a tej u McGregora za bardzo nie widać.

Wrogiem publicznym numer 1 "Notorious" jest w Brazylii. W październiku ub. roku pojawił się w Rio de Janeiro, przy okazji gali UFC 179 (której głównym wydarzeniem była walka Aldo - Mendes). Ubrany w trzyczęściowy garnitur - to jego znak rozpoznawczy na większości eventów - rozjuszył brazylijskich fanów. - Nie ma znaczenia, jak zakończy się walka Aldo z Mendesem, bo jest tylko jeden mistrz. UFC o tym wie, dlatego mnie tu przysłała - wypalił. - Zginiesz! - skandowali wściekli kibice. - Wciąż żyję - odpowiedział z uśmieszkiem Irlandczyk. Później zaś zaprosił na scenę "hejtujących" go fanów: - Łatwo wam mówić, gdy jesteście tam na trybunach. Chodźcie i powiedzcie mi to w twarz.

"Zabiłbym Mayweathera w niecałe pół minuty"

Właściciel UFC Lorenzo Fertitta porównał McGregora do młodego Muhammada Alego. Pięściarza, który robił, co chciał, z wielkimi rywalami w swojej kategorii, a do tego był niezwykle "mocny w gębie". Skoro już o boksie mowa... "Notorious" został niedawno zapytany o Floyda Mayweathera juniora. Pewnie się domyślacie, że na kurtuazyjne wypowiedzi się nie silił.

- Człowieka, który jest ekspertem w jednej dziedzinie, nie postrzegam jako specjalisty. Patrzę na niego jak na nowicjusza w dziesięciu innych dziedzinach. Jeśli umiesz boksować, to co stanie się, jeśli złapię cię za nogi? Gdybym z nim walczył, zabiłbym go w mniej niż 30 sekund. Owinąłbym się wokół niego jak wąż boa i go udusił - ekscytował się McGregor.

Dziś McGregor wspiął się niemal na sam szczyt, ale kiedyś nic nie wskazywało na to, że będzie słynnym sportowcem. Do nauki go nie ciągnęło, skończył edukację w wieku 17 lat, matka załatwiła mu pracę. Miał się przyuczać do zawodu hydraulika. W tym czasie Conor chodził już na treningi MMA, próbował godzić obie rzeczy, ale szybko spasował. - Pewnego dnia powiedziałem: "pier**** to" i odszedłem z pracy.

Gdy przyszedł do domu, wybuchła awantura. Ojciec chciał go zmusić do powrotu, Conor nie chciał o tym słyszeć. W końcu się pobili. - Przegrałem, ale... w pewnym sensie wygrałem. Ojciec może i skopał mi tyłek, ale do roboty już nie wróciłem - wspomina McGregor. Obwieścił rodzicom, że zamierza zostać zawodowym fighterem. - Jaki Irlandczyk zrobił w tym karierę? - pytali. - Nie mogłem im nikogo wskazać, bo nie było nikogo przed mną. Pamiętam, jak mówiłem im, że w wieku 25 lat będę milionerem. Ojciec mnie wyśmiał. Spóźniłem się o rok, ale to zrobiłem - przyznaje z dumą 26-latek.

Zobacz zapowiedź walki McGregor - Mendes na gali UFC 189

"Kornik" wypuścił szansę z rąk

Miał dwa "zakręty" w karierze. Na samym początku. Przegrał z Litwinem Artemijem Sitenkovem (dźwignia na kolano) i rodakiem Josephem Duffym (duszenie trójkątne). Od drugiej porażki, w listopadzie 2010 r., już nie dał sobie zrobić krzywdy. Zwyciężał trzynaście razy z rzędu.

W tym raz z Polakiem Arturem Sowińskim. Zawodnik z Radzionkowa w pierwszej rundzie pojedynku toczonego w czerwcu 2011 r. usiłował poddać McGregora. Miał wielką szansę, ale - dosłownie - wypuścił ją z rąk. Później "Notorious" osiągnął przewagę i wygrał przez TKO w II rundzie. Komu "Kornik" kibicować będzie w starciu McGregor - Mendes? - Naprawdę ciężko jest obiektywnie ocenić tę walkę, ale wiem jedno, będę ją oglądał z zapartym tchem, bo szykuje się naprawdę porządne starcie. Jestem przekonany, że walka skończy się przed czasem - napisał Sowiński na Facebooku. Z ostatnim zdaniem trudno się nie zgodzić. McGregor z 17 zwycięskich walk tylko jeden, jedyny raz musiał poczekać na werdykt sędziów (w 2013 r., w pojedynku z Maxem Hollowayem).

Do Las Vegas nadciągają fani z Irlandii. - Oczekuję całego kraju! - wypalił w swoim stylu McGregor. A Dana White już zaciera ręce. Obawiał się, że po zmianie rywala dla McGregora spadnie zainteresowanie galą. Nic z tego. Wpływy z biletów wyniosą prawdopodobnie 7,1 mln dolarów, co będzie rekordowym wynikiem na galach UFC w Stanach Zjednoczonych. - A przecież ten facet stoczył zaledwie pięć walk w UFC - mówi o szalonym Irlandczyku White.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)