Od grudniowej gali KSW 37 posiadaczem pasa mistrza KSW w wadze ciężkiej jest Fernando Rodrigues Jr. Brazylijczyk znokautował w 2. rundzie Karola Bedorfa. W poniedziałek federacja ogłosiła, że pierwszej obronie mistrz zmierzy się z Różalskim.
WP SportoweFakty: Czy spodziewał się pan, że przepustką do walki o pas będzie starcie z Mariuszem Pudzianowskim? To pana ostatnie zwycięstwo w karierze.
Marcin Różalski: - Nie, ale tu chodzi o coś innego. Polityka federacji KSW jest znana tylko jej właścicielom. Jest wiele pojedynków o pas, które wydają się nie mieć żadnego sensu. Nie wszystko odbywa się w "drabinkach". Taki Paweł Nastula walczył o tytuł już po pierwszym zwycięstwie w federacji. James McSweeney pokonał mnie - zawodnika, który nie był jakoś wysoko notowany - i od razu dostał szansę walki o pas z Karolem Bedorfem. Maciek Kawulski i Martin Lewandowski wiedzą najlepiej, o co w tym biznesie chodzi.
Czy od razu dostał pan ofertę pojedynku o tytuł mistrza KSW?
ZOBACZ WIDEO Joanna Jędrzejczyk: Nie mam nic przeciwko celebrytom w MMA (Żródło: TVP S.A.)
- Nie. Kiedy zadzwonił do mnie Maciek, wszystko przedstawiało się inaczej. Na początku padła propozycja występu na gali na Stadionie Narodowym. O rywalu nie gadaliśmy. Szczerze powiedziawszy, nie miałem ochoty wchodzić w to wszystko raz jeszcze, w cały ten show-biznes.
Dlaczego?
- Po gali KSW w Krakowie, gdzie oglądałem to wszystko od drugiej strony (Różalski był trenerem "Popka" - red.), wszystko mi się przyjadło. Posmak g... został mi w buzi do tej pory i dlatego trochę się broniłem.
Magia areny na pana nie zadziała? Podejrzewam, że zdecydowana większość polskich zawodników MMA marzy tylko o tym, żeby na Narodowym wystąpić.
- To zależy, czego ktoś oczekuje od życia. Dla mnie będzie to kolejna walka, w następnym miejscu, trochę większym od poprzednich. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia i nie jest to kozaczenie z mojej strony.
To co takiego pana przekonało?
- "Kawul" (Kawulski - red.) to psycholog. On tak poprowadził rozmowy, że nie byłem w stanie mu odmówić. Dostałem trzy propozycje. Pierwsza z nich jak dla mnie to był totalny gnój - nie do zaakceptowania. Druga była fajna. Kiedy jednak padła oferta walki o pas z Fernando Rodriguesem, to zwyczajnie nie mogłem odmówić. Gdybym to zrobił, to musiałbym spojrzeć w lustro i dojść do wniosku, że chyba się trochę boję. To nie w moim stylu. Jeśli jestem zdolny do walki i w ogóle chcę to jeszcze robić, to muszę podjąć wyzwanie, żeby później nie żałować straconej szansy. Kiedyś mówiłem, że nie chcę walczyć o pas, ale wtedy byłem zawodnikiem nieobytym z MMA. Uważałem, że nie dam sobie rady, ale po latach to się zmieniło.
W środowisku trochę zawrzało po ogłoszeniu tego starcia. Z ostatnich 3 pojedynków wygrał pan 1. Nie brakuje głosów, że to trochę za mało, żeby stać się pretendentem.
- Ale to nie ja decyduje o karcie walk w KSW. Dostałem ofertę i ją zaakceptowałem. I tu nie chodzi nawet o wyznaczenie, kto jest mistrzem. Otrzymałem propozycję walki z młodym, głodnym sukcesu chłopakiem, który przy okazji jest mistrzem. Tu chodzi o wyczyn! Przecież on zrobi wszystko, żeby mnie zmiażdżyć, pobić, a ja kocham takie właśnie wyzwania. Zawsze powtarzałem, że chcę takich starć. Gdybym odmówił, wyszedłbym na hipokrytę. Poza tym trudno mi znaleźć odpowiednią motywację, żeby wchodzić do klatki. Ta wydaje się idealna.
Czy to też idealne zestawienie pod względem stylów, jakie prezentujecie?
- Po tym, co pokazał Fernando Rodrigues w walce z Karolem Bedorfem, można założyć, że starcie moje z nim będzie jedną wielką burzą z piorunami i huraganem. On po prostu idzie na pełną wymianę bez żadnych oporów. Jestem podobnym zawodnikiem i mam nadzieję, że będziemy tam padać od ciosów i ze zmęczenia. Wydaje mi się, że zostaliśmy ze sobą zestawieni, ponieważ gwarantujemy bójkę, widowisko.
Mówił pan o trzech ofertach. Czy padła propozycja rewanżowej walki z Mariuszem Pudzianowskim?
- Tak, ale odmówiłem.
Dlaczego?
- A po co mi to? Jaki sens ma to starcie? Chyba tylko finansowy...
Za Pudzianowskiego płacą więcej?
- Tak. Za rewanżowe starcie z Mariuszem dostałbym więcej kasy niż za starcie z Fernando Rodriguesem. Wybrałem walkę z Brazylijczykiem, bo ona będzie miała wyznacznik sportowy. Będę się bił z gościem, który jest zawodnikiem z krwi i kości, który nie "beczy" po przegranej. Nie chcę robić kroku w tył. Pudzianowski przegrał z Peterem Grahamem i ze mną. Ostatniego epizodu w jego karierze nie traktuję jako wielkiego powrotu. Jeśli on się odbuduje w starciu z wymagającym rywalem, którego nie będzie sobie dobierał, to wtedy możemy pogadać o rewanżu. Niech sobie na to zasłuży. Inna sprawa, że straciłem do niego cały szacunek po tym, jak obejrzałem u was wywiad, którego Pudzianowski udzielił po przegranej ze mną.
Chodzi o moją rozmowę z nim w Ergo Arenie?
- Tak. Zaraz po gali gadał, że chce rewanżu, że może ze mną walczyć za chwilę, pod halą, że on wcale nie poddał walki. Chociaż mierzyliśmy się w maju, to przyznam szczerze, że obejrzałem tę rozmowę dopiero przed grudniową galą w Krakowie. Wtedy też spotkałem Pudzianowskiego w hotelu i doszło do spięcia pomiędzy nami. Wszystko mu wypomniałem. Po tym, co powiedział, w moich oczach stał się sportowym zerem. Jak można tak "płakać" i wyrażać się w ten sposób o koledze? Pudzianowski tłumaczył później, że te słowa padły pod wpływem emocji. Czy mam przez to rozumieć, że pod wpływem emocji można powiedzieć wszystko? W moim świecie tak to nie działa.
[b]rozmawiał Artur Mazur
[/b]