Kontuzja wykluczyła Jana Błachowicza z gali UFC w Houston. "Jestem zły"

Ogromny pech Jana Błachowicza! Czołowy polski "półciężki" doznał kontuzji i nie wystąpi na gali UFC w Houston. 4 lutego "John" miał się zmierzyć z Ovincem Saint Preux.

Artur Mazur
Artur Mazur
Jan Błachowicz Newspix / Michał Stawowiak / Na zdjęciu: Jan Błachowicz

Do pojedynku Polaka z Amerykaninem miało dojść na gali UFC Fight Night 104. Saint Preux, podobnie jak Błachowicz, należy do ścisłej czołówki dywizji półciężkiej. W rankingu jest notowany na 6. miejscu, były mistrz KSW jest 15.

WP SportoweFakty: To miał być wywiad o pana walce. Niestety, życie napisało inny scenariusz.

Jan Błachowicz: Zaczęliśmy okres sparingowy. W trakcie drugiego sparingu trafiłem rywala w czoło. Raz, drugi i poczułem ból w prawej ręce. Dokończyliśmy sparing, ale wiedziałem, że coś jest nie tak. Miałem tylko nadzieję, że to będzie zwykłe stłuczenie. Ból okazał się jednak duży. W nocy nie mogłem spać i dlatego rano poszedłem do rehabilitanta. Zrobiliśmy prześwietlenie, które wykazało, że jedna z kości śródręcza jest pęknięta.

Czy już wtedy zapadła decyzja, że do walki nie dojdzie?

- Nie podejmowałem żadnych decyzji. Walczyłem. Chciałem odczekać parę dni, zobaczyć, jak ręka będzie się goić. Minęły trzy dni, a ja nie byłem w stanie nic robić tą ręką. Nie przestałem trenować, ale ta ręka była całkowicie wykluczona. W okresie sparingowym taki uraz sprawia, że praca nie jest efektywna. Kiedyś już zmagałem się z taką sytuacją, ale wtedy wziąłem blokadę przeciwbólową i mogłem wyjść do pojedynku.

W UFC nie jest to takie proste.

- Naprawdę chciałem wystąpić w Houston i dlatego złożyłem wniosek do USADA (Amerykańska Agencja Antydopingowa - red.). Blokada wiąże się z tym, że do organizmu mogą się dostać substancje, które są na liście dopingowej. Chciałem zgłosić ten fakt i poprosić o zgodę na leki przeciwbólowe. Poinformowałem też o wszystkim władze UFC. Kiedy matchmaker federacji zobaczył zdjęcie mojej ręki, to oczekiwanie na decyzję USADA nie miało już sensu. On od razu stwierdził, że nie wyrazi zgody na walkę z taką kontuzją. Pojedynek został po prostu zdjęty z karty (ostatecznie Błachowicza zastąpi Volkan Oezdemir - red.).

ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy

Trzeba przyznać, że zrobił pan wiele, żeby do tego starcia doprowadzić.

- Nadal jestem zły, mam wyrzuty sumienia, że do tej walki nie dojdzie. Z drugiej strony okres sparingowy straciłem i występ za wszelką cenę nie ma żadnego sensu. Byłem zdeterminowany, bo byłem bardzo zadowolony z formy. Robiłem badania krwi i miałem rewelacyjne wyniki, kapitalną wydolność. Po raz kolejny przekroczyłem pewien poziom i szkoda było mi tego zaprzepaścić. Włożyłem w te przygotowania sporo pieniędzy, poświeciłem walce święta i Sylwestra.

Kiedy będzie pan mógł stoczyć kolejny pojedynek?

- Mam zamiar odpuścić treningi tylko w najbliższych dniach. Później wrócę na matę, ale będę oszczędzał rękę. Mam nadzieję, że za dwa tygodnie założę dużą rękawicę bokserską i będę mógł uderzyć na 70 procent siły. Jeszcze w czwartek nie byłem stanie sam zawiązać buta, w piątek już mogłem to zrobić. Z każdym dniem jest lepiej, ale o zadawaniu ciosów nie ma mowy. Mam nadzieję, że za trzy tygodnie to się zmieni. Po tym czasie ponowię rentgen i konsultację ortopedyczną w centrum medycznym MML i dopiero wtedy będę mógł powiedzieć więcej. Teraz jestem pod codzienną opieka mojego rehabilitanta Piotra Kwiatkowskiego w Łomiankach. Przy tego typu kontuzji rehabilitacja jest kluczowa, abym mógł szybko wrócić do pełnej sprawności.

Wymarzonym terminem na powrót wydaje się marcowa gala UFC w Londynie.

- Fajnie byłoby wyzdrowieć i zdążyć się na nią przygotować. Dlatego też nie chcę odpuszczać treningów i schodzić z obciążeń, żeby utrzymać tę formę. Występ w Londynie to byłby idealny scenariusz z wielu powodów. Lubię walczyć w Europie, ponieważ nie muszę zmieniać czasowej. No i podatki są niższe.

Zmieńmy nieco temat. W ostatnich dniach głośno zrobiło się o wywiadzie, w którym porównał pan KSW do Ekstraklasy a UFC do Ligi Mistrzów. Słyszałem, że dzwonili niezbyt zadowoleni koledzy po fachu.

- Moje słowa zostały wyrwane z kontekstu i źle odebrane. Nie miałem nic złego na myśli, ale jeśli ktoś poczuł się urażony, to zwyczajnie przepraszam. Może źle dobrałem słowa.

Moim zdaniem Ekstraklasa to raczej komplement...

- Chcę podkreślić, że moim celem nie było obrażanie polskich zawodników. Sam trenuję w Polsce, bo uważam, że tutaj mogę to robić na najwyższym poziomie. Na sparingi też nie wyjeżdżam, bo moim zdaniem polscy zawodnicy są prawdziwymi kozakami. Gdyby zestawić polską i światową czołówkę, to wynik zaskoczyłby wielu. Nie spodziewałem, że jedno, wyjęte z kontekstu zdanie wywoła tak kompletnie absurdalną burzę.

Skoro mowa o burzy, to taka rozpętała się po walce Marcina Helda z Joe Lauzonem.

- Kiedyś też przegrałem walkę z sędziami, ale nie na gali UFC. To jest najgorsze z możliwych uczucie. Wiesz, że wykonałeś swoją robotę, że wygrałeś walkę, a schodzisz jako przegrany. Coś strasznego i przykrego. W tym wszystkim pewnym pocieszeniem jest postawa Lauzona, który otwarcie przyznał, że przegrał. Niestety, to nie wymaże porażki rekordu. Marcin jest młody, już doświadczony i na pewno wyciągnie wnioski. Uważam, że w kolejnym starciu weźmie sprawy w swoje ręce, skończy rywala przed czasem, żeby nie dawać roboty sędziom. Swoją drogą zastanawiam się, co robili dwaj sędziowie podczas walki Marcina. Chyba oglądali jakiś inny pojedynek.

rozmawiał Artur Mazur

Czy Jan Błachowicz wykuruje się do marcowej gali UFC w Londynie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×