Luke Barnatt, pomimo doświadczenia wyniesionego z UFC, nie był w stanie nic zrobić w starciu z Mamedem Chalidowem, od razu został stłamszony, poczęstowany mocnymi ciosami na przywitanie w klatce, które okazały się mieć zabójczy ładunek. Anglik runął na matę jak rażony piorunem, Chalidow okazał radość ze zwycięstwa, czego dawno już nie oglądaliśmy. W końcu wróciła dawna iskra, nie ma już mowy o wypaleniu gwiazdy KSW, czas na nowy etap w jego karierze. Drżyjcie kolejni rywale!
W Manchesterze miało być ciężko, Chalidow miał uważać, aby nie nabawić się przypadkowej kontuzji, która automatycznie wyeliminowałaby go z walki wieczoru gali KSW 39 na PGE Narodowym. Poszło szybko, łatwo i przyjemnie, Chalidow zamknął usta hejterom, którzy po jego walce z Azizem Karaoglu naśmiewali się w internecie z odleżyn mistrza i mówili o końcu jego kariery. To był zupełnie inny wojownik niż w ostatnich walkach. Oglądając to starcie Borys Mańkowski musiał z pewnością wziąć głęboki oddech, myśląc, jakie zadanie czeka go w klatce 27 maja. Mamed Chalidow znów jest nieobliczalny, zjawiskowy, jedyny w swoim rodzaju. Ta wygrana da mu jeszcze większą sławę w Europie, bo federacja ACB zyskała już jakiś czas temu duży rozgłos, a miejsce w jej szeregach zajmuje wielu utytułowanych zawodników z całego świata. To zwycięstwo z pewnością pójdzie w świat, Chalidow wciąż będzie uważany za najlepszego zawodnika wagi średniej spoza UFC.
Teraz pula biletów na historyczną galę KSW na PGE Narodowym powinna rozchodzić się w jeszcze szybszym tempie niż dotychczas. Tak efektowna wygrana to najlepszy sposób reklamy walki Mameda Chalidowa przed 50-tysięczną publicznością. Wszyscy znowu będą wyczekiwać nokautu bądź poddania ze strony zawodnika Berkutu Arrachion. W jednym ze wcześniejszych artykułów napisałem, że nadchodzi wielki czas fightera pochodzącego z Kaukazu i nie myliłem się. Już niedługo do rąk jego fanów trafi książka, ze szczerze opowiedzianą historią mistrza KSW, a następnie ukaże się też film.
Walka, za przyzwoleniem KSW, na gali ACB 54 w Manchesterze była dobrym wyborem. Fani mieli okazję wyjątkowo nie płacić za pojedynek swojego ulubieńca, co przecież nie zdarzało się w Polsce od 2013 roku. Pomimo, iż w tym roku Chalidow skończy 37 lat, to wciąż nie traci on na wartości, nadal jest tak samo groźny dla każdego rywala.
Waldemar Ossowski
Inne teksty autora >>>
ZOBACZ WIDEO Mamed Chalidow znów wielki: byłem żądny krwi