Starcie było walką wieczoru gali Golden Boy MMA 1 w Inglewood. Jej organizatorem był legendarny pięściarz i bokserski promotor Oscar de la Hoya, który z przytupem postanowił wejść do świata mieszanych sztuk walki.
Konfrontacja Tita Ortiza z Chuckiem Liddellem zapowiadana była jako "zakończenie wojny". Obaj wojownicy to dawni mistrzowie i gwiazdy Ultimate Fighting Championship. Wcześniej dwukrotnie się już zmierzyli i w obu starciach lepszy był Liddell. Do tych potyczek dochodziło jednak w 2004 i 2006 roku.
W pojedynku numer trzy faworytem był Ortiz, który pozostawał aktywny w ostatnich latach. 43-latek bił się ostatnio w roku 2017, zaś 48-letni fighter nie występował od 2010!
Zgodnie z przypuszczeniami, Kalifornijczyk w heksagonie okazał się być wojownikiem lepszym. Potrzebował nieco ponad czterech minut, aby znokautować swojego konkurenta. Ortiz trafił Liddella w szczękę, a po tych ciosach "Iceman" nie mógł już wstać.
Do walki legendy zdecydowały się przede wszystkim ze względów finansowych. Na konto przegranego trafiło 250 tys. dolarów, zaś budżet zwycięzcy zasilono o 50 tysięcy mniej.
ZOBACZ WIDEO: Izu Ugonoh: To była najbardziej kuriozalna sytuacja w karierze. Bardzo się wkurzyłem