USADA nie patyczkuje się z zawodnikami, którzy w jakimś stopniu próbują pomóc genetyce i zrobić się bardziej wytrzymali, silni i zbudowani jak niejeden kulturysta. MMA to jednak nie zawody pokazowe, więc "koksiarzy" eliminuje się prędzej czy później i to często z "hukiem".
UFC to światowy potentat MMA i jak na razie tylko tę organizację stać na to, aby rutynowo kontrolować swoich zawodników na obecność zabronionych środków. Badania do tanich nie należą, ale Dana White i spółka konsekwentnie nie szczędzą na nich grosza.
Zobacz także: Paweł Derlacz o powrocie Mameda Chalidowa
O tym, że program UFC i Amerykańskiej Agencji Antydopingowej to nie przelewki przekonały się już przecież największe gwiazdy, m.in. Jon Jones, Anderson Silva czy Brock Lesnar. Niemal co tydzień mamy do czynienia z ogłoszeniem kolejnego zawodnika, który nie grał fair wobec kibiców i swoich rywali. Zawieszenia i kary sypią się jak lawina, a każdy przykład jest inny. Jedni biorą nieświadomie, inni tłumaczą to leczeniem złego stanu zdrowia, a pozostali dokonują skruchy i obiecują poprawę.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #34: co czeka Rafała Kijańczuka po dwóch porażkach?
Istotne jest to, że kontrola może nadjeść w każdej chwili. Zawodnicy UFC mają obowiązek podawać do informacji USADA, gdzie i o której będą przebywać danego dnia. Ciekawy przykład z życia podała Karolina Kowalkiewicz, która w okresie między walkami leczyła się z przeziębienia. "Większość leków, które bym przyjęła, są na liście substancji zakazanych przez USADA. Biorąc je, mogłabym wpaść na dopingu i byłoby, że Karolina Kowalkiewicz została złapana na dopingu. Komisja Antydopingowa bardzo często bada zawodników i poważnie do tego podchodzi. Przepisy są bardzo restrykcyjne. Ostatnio miałam taką sytuację. 29 grudnia, godzina 22.00, u mnie w domu goście, a tu wpada komisja. Na szczęście alkohol jest dozwolony" - powiedziała była mistrzyni KSW.
Nikt nie zna dnia, ani godziny, kiedy zapukają przedstawiciele komisji i poproszą o próbki. Problem w tym, że naprawdę wielu zawodników ponosi karę za swoją nieświadomość. Lista zakazanych substancji przez USADA jest tak duża, że część suplementów dostępnych na rynku jest kompletnie zabroniona bądź zanieczyszczona. Niestety ofiarą tej nieświadomości padł w 2017 roku Michał Oleksiejczuk i poniósł karę rocznego zawieszenia. Teraz za pilnowanie tego, aby "Lord" nie zażył niczego zabronionego czuwa m.in. jego menadżer. Sprawdzana jest każda odżywka, lek, a nawet jedzenie. Czujność trzeba zachować na każdym kroku.
Nieco inaczej sprawy się mają, kiedy kontrakt z UFC podpisują zawodnicy, którzy przez swoją karierę od dopingu nie stronili, ale chcą pokazać, że jest inaczej. Wtedy pojawia się problem, duży problem. Kłopoty mają najczęściej fighterzy ze wschodu. Taki Iwan Sztyrkow, który z UFC związał się w marcu, nie miał okazji stoczyć nawet jednej walki dla amerykańskiego giganta, bo wpadł jeszcze przed debiutem. "Uralski Hulk" poprosił więc o zwolnienie z kontraktu i poszedł szukać szczęścia tam, gdzie kontroli nie ma - w Japonii. Z kolei Rusłan Magomiedow zapisał się w historii UFC jako pierwszy zawodnik, który otrzymał dożywotnie zawieszenie od USADA. Rosjanin nie dość, że wpadł kilka razy na dopingu, to później wygnał z domu przedstawicieli komisji.
W UFC nie ma miejsca na nieczystą grę. Dziwi mnie tylko naiwność tych zawodników, którzy doskonale wiedzą o swojej dopingowej przeszłości, a i tak chcą włączyć się do rywalizacji z tymi, którzy nie biorą. Amir Aliakbari, dożywotnio zdyskwalifikowany i pozbawiony tytułu mistrza świata w zapasach, jest specem w aplikowaniu do swojego organizmu wszelkich wspomagaczy. Pomimo tego UFC wysyła mu kontrakt do podpisu, który ten akceptuje, wiedząc, że USADA będzie nękać go jeszcze bardziej niż innych.
Wiceprezes UFC ds. zdrowia i wydajności sportowców, Jeff Novitzky zadeklarował, że w 2019 roku dojdzie do ok. 30-40 procent więcej badań przeprowadzonych przez USADA niż w roku ubiegłym.
Waldemar Ossowski
Inne teksty autora >>>