"Czarno na białym" - bo taki tytuł nosi ta pozycja - to już kolejna książka wydana przez jedną z najwybitniejszych zawodniczek w historii MMA. Wydawnictwo jest opowieścią o sukcesie, o smaku przegranej, zagubieniu, śmierci bliskiej osoby, ale również zdradzie. Nie mogło w niej zabraknąć fragmentu opisującego ostatnią walkę Joanny Jędrzejczyk, w której olsztynianka zmierzyła się z aktualną mistrzynią UFC Weili Zhang.
Pojedynek Polki z Chinką odbył się w marcu 2020 roku na gali UFC 248. Pięciorundowa, krwawa wojna zapisała się w historii UFC jako walka roku. Obie zawodniczki zadały w oktagonie aż 351 znaczących ciosów, co okazało się trzecim wynikiem w historii UFC.
Po emocjonującym, pełnym zwrotów akcji i bardzo wyrównanym boju sędziowie wskazali zwycięstwo Chinki. Werdykt był szeroko komentowany, podobnie jak mocno rozbita twarz Polki. Skazywana przez wielu na porażkę Jędrzejczyk udowodniła jednak, że wciąż może dokonywać w UFC rzeczy wielkich.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego talentu Chalidowa nie znaliśmy. Co za umiejętności!
W "Czarno na białym" Polka ze szczegółami opisała to, co działo się po tym pojedynku. Poniżej prezentujemy fragment książki, której współautorem jest Hubert Kęska:
Werdykt, niejednogłośny. Pierwszy sędzia: JA. Drugi: Ona. Trzeci... Ona. Wciąż mistrzyni. Weili Zhang.
To Weili pierwsza udzieliła wywiadu Joemu Roganowi. Joe zapowiedział, że bezpośrednio po walce nie będzie już rozmawiał z przegranymi. Sama do niego poszłam. Zakryłam ogromnego guza na czole polską flagą. Jakbym chciała się pod nią schować.
- Zobacz, jak ja brzydko wyglądam.
- Nie, nadal wyglądasz pięknie!
To mnie podbudowało. Chciałam tego wywiadu.
(…)
Najpierw biorą cię do takiego namiotu. Tam sprawdza cię lekarz, podpisujesz raport i dopiero dokumenty związane z finansami. Przeleją ci pieniądze, jak lekarz wyrazi na to zgodę.
(…)
Lekarz z UFC jest naprawdę fajnym, kumatym gościem. Dobrze nas zna. Spojrzał na moje opuchnięte czoło.
- Chcesz, żebym ci to spuścił od razu, tutaj?
(…)
Wziął sprzęt, wkłuł się, odciągnął, a mnie poszły łzy.
(…)
Tym razem nie mogłam pójść na konferencję, od razu szatnia, moje rzeczy i zabierają mnie do szpitala.
(…)
Pamiętam, że dużo łkałam w karetce. K...a, ten werdykt... Miałam takie... Może nie żal, nie pretensje, ale spuściłam głowę i mówię: "Co ja mogłam zrobić lepiej?" "Co ja mogłam zrobić więcej?"
(…)
Podali mi kroplówkę, leki, wszystko. Pytali, czy coś mnie boli. Nie zastanawiałam się nad tym. Dla mnie nadal ważny był wynik. Adrenalina, środki medyczne i pourazowy stres to wybuchowa mieszanka. Byłam w takim amoku, czułam ogromną przykrość. "Znowu przegrana". Tym bardziej że było tak blisko. "Czemu? Co zawiodło?"
(…)
Ból fizyczny wrócił, jak zabrali mnie na badania. USG, tomografia głowy. Czułam każdy dotyk pielęgniarek, lekarzy. Krwawiło mi serce, krwawiła mi dusza, nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie ruszał. Sprawdzili mi głowę, kończyny, które też miałam strasznie poobijane. Pierwszy raz spotkałam się z tym, że przywieźli do mnie rentgen.
Weili Zhang leżała w tej samej sali, zaraz obok, dzieliła nas tylko zasłonka.
(…)
Kiedy leżałyśmy obok siebie, lekarze musieli zająć się moim uchem, bo wypłynął straszny kalafior. Nie zapomnę, jak przyszedł lekarz. "Albo rozcinamy, będzie blizna, albo ściągamy". Ściągnął mi trochę krwi z ucha. Aż krzyknęłam. "Już mnie zostawcie!". Ja wtedy tak łkałam... Ale ona powiedziała, że płakałam w szpitalu przez cały czas. To nieprawda. Ja jęczałam z bólu. Mnie po prostu bolał już naprawdę każdy dotyk. Tak to wyglądało. Ja tam nie leżałam z płaczem i tylko: "fuck, czemu, czemu, czemu". Natomiast wystarczyło, że ktoś musnął mnie palcem... Byłam tak zmęczona tymi przygotowaniami, tą walką. Chciałam wrócić. A tu jeszcze muszę leżeć w szpitalu i czekać na wyniki. Czekać na to, na tamto.
Tak zeszło kilka godzin.
(…)
Zawsze pamiętam o tym, że w walce może wydarzyć się wszystko. Nie spodziewałam się jednak, że będę aż tak potłuczona, że będę aż tak mocno cierpieć.
(…)
Wróciłam do pokoju, gdzie byli wszyscy. Użalania się nade mną nie było, ale i tak oni jacyś tacy smutni. Mówię:
- Nie jesteśmy na pogrzebie, nie jesteśmy na stypie. Pomimo że przegrałam, bawimy się. Zamawiamy room service! - Jakbym machnęła czarodziejską różdżką, nagle każdy ożył. Zrozumieli, że chcę korzystać z tego, że są.
Chociaż ogólnie byłam taka przyciszona. Zamówiłam club sandwich - kanapki z bekonem, jajkiem i kurczakiem. Wzięłam kilka gryzów, zjadłam parę frytek. Ale tak naprawdę nie byłam w stanie jeść. Nawet drinki mi nie wchodziły. Kamil cały czas się mną zajmował, rozcierał mi twarz żelazkiem. Opuchlizna była tak wielka, że nie mogliśmy nakleić tejpów. Wciąż okładałam ją lodem. Miałam od tego lodu takie ślady... Bałam się, że pozostaną mi blizny. Bo ta skóra była bardzo napęczniała. To, co jeszcze kilka godzin temu było na czole, znajdowało się już na oczach.
W kolejnych dniach w naszym serwisie pojawi się drugi fragment książki "Czarno na białym".