Rozmawiamy po Rajdzie Kormoran, w którym odniosłeś pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Jak się czujesz po tym sukcesie?
Paweł Hankiewicz: Czuję ogromną radość z wygranej, bo bardzo się przyłożyliśmy, aby osiągnąć taki sukces. Już połowa sezonu za nami, czas było więc skończyć z problemami z autem i z własnymi błędami. Dodatkowo czuję wielką radość z jazdy po szutrze, to była wspaniała zabawa.
Czy na wynik miała wpływ luźna nawierzchnia Kormorana? Podobno wolisz szutry od asfaltów.
- Zdecydowanie. Asfalty trochę mnie nużą i czuję się na nich jak w pracy (śmiech). Jednocześnie mam przed nimi respekt. Szuter z kolei czuję świetnie, uwielbiam po nim jeździć, bo daje mnóstwo frajdy.
Na Rajdzie Kormoran było niemało problemów organizacyjnych, nie była to chyba komfortowa sytuacja dla zawodników?
- Pod tym względem to był dramat. Nie wiedzieliśmy czy się śmiać, czy płakać. Wstaliśmy na rajd o 6 rano, by potem odwołali pierwszy odcinek i musieliśmy posiedzieć dwie godziny na trawce przed kolejnym. Strefa serwisowa - dowcip, start - dowcip i tak ze wszystkim.
Jak oceniasz poziom organizacyjny pozostałych rund Rajdowego Pucharu Polski?
- To zależy, każdy rajd jest inny. Są ludzie jak Marek Kisiel, który organizował Rajd Karkonoski, i takim ludziom się po prostu chce. To ich pasja i robią to doskonale. A są tacy śmieszni ludzie jak organizatorzy Kormorana, którzy chyba po prostu muszą, choć nie chcą. I im to zdecydowanie nie wychodzi.
Wiele mówi się o wadach łączenia rund Rajdowego Pucharu Polski i Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Jak wygląda to z perspektywy zawodnika?
- Jadąc za RSMP można wstawać później (śmiech). Nie przeszkadza mi kto za kim jedzie. Naprawdę czy my wyrzucimy asom z mistrzostw Polski trochę brudu, czy oni zrobią to nam, leszczom z RPP to wszystko jedno. Jedyne co nas denerwuje to absolutny brak medialności Pucharu w wypadku łączenia rund. Nikogo nie interesuje to, że tak naprawdę to runda RSMP odbywa się dzięki Pucharowi i wpisowemu pucharowiczów. Nikogo nie obchodzi, że np. Goście jadący w rundach Pucharu są podawani jako zwycięzcy. Problemem jest to, że PZM nie zdecyduje się aby RSMP mogło umrzeć śmiercią naturalną i nie stworzy czegoś od nowa. Najprawdopodobniej tonące RSMP będzie ciągnęło za sobą Rajdowy Puchar Polski i jak to pięknie powiedział niedoszły białostocki prezydent "nie będzie niczego".
Rajdowy Puchar Polski zawsze pozostaje w cieniu RSMP. Jak krótko opisałbyś cykl, w którym startujesz?
- Rajdowy Puchar jest dla mnie kwintesencją mistrzostw samochodów przednionapędowych. Tutaj ściga się 80, a czasem nawet 100 załóg! W stosunku do 10 w RSMP jest chyba odrobinę ciekawiej. Chcemy się świetnie bawić, chcemy to robić profesjonalnie, ale nie mamy aspiracji by być mistrzami świata, bo mamy swoje firmy i swoje zajęcia.
Karierę rozpocząłeś od startów w wyścigach, jak mógłbyś porównać je do rajdów i czy jest to w ogóle możliwe?
- Wszystko jest inne. To jak żaglówka i motorówka - niby pływające skorupy, a jednak inne. Wyścigówki są lekkie i delikatne, rajdówki cięższe i pancerne. W wyścigach liczy się perfekcyjna powtarzalność i nudna jazda w kółko przez np. 10 zakrętów. W rajdzie na jednym odcinku mamy 200 zakrętów i non stop nieprzewidywalne warunki. Improwizujemy i to jest piękne!
A dlaczego w ogóle rajdy? Co skłoniło Cię do wyboru właśnie tej dyscypliny?
- Zawsze kochałem jazdę samochodem, zawsze chciałem jeździć lepiej i szybciej. Zacząłem od wyścigów, które są bardziej przystępne, ale mnie znudziły i zdenerwowały. W rajdach się odnajduję i robię to całkiem nieźle. Na odcinku specjalnym nic się nie powtarza, a ja nie lubię monotonii.
Jak oceniasz obecność polskich rajdów w mediach na przykładzie Rajdowego Pucharu Polski?
- Obecność w mediach nie istnieje. Nikt nie chce w to zainwestować, więc nie ma takiej możliwości żeby samoczynnie nakręcić popularność rajdów. W związku z tym w komercyjnej stacji poświęconej motoryzacji w rankingach oglądalności wygrywa "Pan Wiertarka" - chyba powinni zmienić nazwę z Turbo na Udar (śmiech).
Czy Rajd Polski, będący rundą WRC, zwiększył rozpoznawalność rajdów w naszym kraju?
- Rajd Polski niewątpliwie zgromadził gigantyczną rzeszę zainteresowanych. Ćwierć miliona ludzi to łakomy kąsek dla każdego reklamodawcy. Nie byli to jednak prawdziwi kibice, ale ludzie zainteresowani takim wydarzeniem motoryzacyjnym. W związku z tym, jeśli nie dajemy im kolejnej pożywki i nie dostarczamy takich atrakcji nie stwarzamy też możliwości wypowiedzi i reakcji. Dlatego ich obecność nie przełożyła się na realny efekt. Zróbmy z Rajdu Polski nasz coroczny główny rajd, cykliczne wielkie wydarzenie motoryzacyjne. Wypromujmy go, a na pewno rozpoznawalność będzie ogromna.
Rozpoznawalność rajdów przekłada się na ilość sponsorów. Jak wygląda to w Twoim przypadku?
- Moi sponsorzy, firmy Tedex i SUPREMIS, realnie myślą i liczą korzyści z reklamy w rajdzie. Wiedzą, że nawalony autochton ze wsi, przez którą idzie rajd nie kupi u nich najbardziej zaawansowanego systemu IT za pieniądze, które widział tylko w Totolotku. Sami znajdują swój target i to jemu podsuwają swoją reklamę. Rajdówka to nie billboard reklamowy, tylko narzędzie marketingowe.
Masz więc mocne wsparcie, co pozwala skupiać się tylko na walce o sekundy. Jakie są Twoje rajdowe plany na przyszłość?
- Sytuacja w rajdach zmienia się na bieżąco. Nie wiem jeszcze, co będę robił w przyszłym roku. Jak każdy facet chce mieć jeszcze lepszą i jeszcze fajniejszą zabawkę. Nie chcę jednak wcisnąć się w coś bezsensownego. Zbudowanie auta klasy R3 do RSMP jest bez sensu, bo ścigać się z 2-3 rywalami to paranoja. Na razie idzie nam dobrze i skupiamy się na tym, co mamy.
Już drugi sezon startujesz rajdówkami przygotowanymi przez bielską stajnię Inter-JAR. Jesteś zadowolony z tej współpracy?
- Bardzo. To prawdziwi profesjonaliści. Jarek Dąbrowski, właściciel Inter-Jaru, to człowiek, który wie co chce osiągnąć i ma w pełni sprecyzowane plany. Zainwestował wielką kasę w doskonały sprzęt i najlepszych mechaników. Wystarczy spojrzeć jak to wygląda na rajdzie. Śmiało możemy porównywać się z dużymi serwisami w RSMP. W zeszłym roku z Inter-Jarem zajęliśmy sześć razy 1. miejsce w klasie N3, pięciokrotnie 1. miejsce w grupie N oraz 1.,2. i 3. miejsce na podium generalki. To dość sporo, a to w dużej mierze ich zasługa.
W Rajdowym Pucharze Polski widać coraz więcej profesjonalizmu. Czy to dobra droga rozwoju, czy też niepotrzebne podwyższanie kosztów?
- Opóźnienie w rozwoju chyba nigdy nie jest dobre. Faktycznie Maluchy czy Polonezy były by tańsze. Polska jest wystarczająco zacofana w wielu dziedzinach. Niech rajdy idą do przodu za całym światem.
Czy poza rundami Rajdowego Pucharu Polski planujesz jeszcze inne starty w tym sezonie?
- Dla przyjemności planowaliśmy start w Rajdzie Lausitz w Niemczech. To świetnie zorganizowana impreza, na doskonałych szutrowych odcinkach. Niestety bliskie terminy Rajdu Dolnośląskiego (dwie rundy RPP) i Rajdu Zamkowego sprawiły, że musimy zrezygnować z tego występu. Na pewno pojawimy się natomiast podczas kończącego sezon Rajdu Barbórki Warszawskiej.
Na koniec opowiedz naszym czytelnikom czym zajmujesz się na co dzień.
- Wraz z Agnieszką Wierzchowską, moją narzeczoną i pilotką prowadzimy kilka firm, zajmujemy się zarówno produkcją, jak i handlem. Aktualnie nasze oczko w głowie to imprezy integracyjne, eventy i imprezy firmowe. Pod szyldem Platinum Events zajmujemy się organizacją imprez firmowych w rajdowym stylu, łącząc przyjemne z pożytecznym.