Lubimy wyzwania - rozmowa z Piotrem Maciejewskim, kierowcą rajdowym

Na trzy tygodnie przed startem Rajdu Mazowieckiego prezentujemy rozmowę z trzykrotnym triumfatorem tej imprezy, Piotrem Maciejewskim. W jego garażu już stoi najnowsza broń, z którą pojawi się na trasach w okolicach Otwocka.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Czechowski: Dowiedzieliśmy się, że budujesz nowy samochód. Co to za nowa broń i jak idą prace?

Piotr Maciejewski: Właśnie przy nim stoję. To Ford Fiesta RC. Już niebawem przyjedzie silnik, który musimy zamontować i auto praktycznie będzie gotowe. Fiestę buduje zespół naszych mechaników pod wodzą Artura Orlikowskiego. Współpracujemy z nimi od początku i to oni stworzyli większość moich dotychczasowych rajdówek.

Skąd pomysł na starty takim autem?

- Lubimy takie wyzwania. Wprowadziliśmy kilka lat temu na polski rynek Citroena C2, a w zeszłym roku przy okazji Rajdu Polski miałem okazję przejechać się Fiestą po torze w Mikołajkach. Bardzo spodobała mi się koncepcja tego auta, jest ciekawie zbudowane, nieskomplikowane w konstrukcji i łatwiejsze w prowadzeniu od Citroena. Jedyny mankament to mniejsza moc silnika, ale z tego co wiem M-Sport pracuje nad udoskonaleniem osiągów i myślę, że w trakcie sezonu jednostka napędowa zostanie lekko przekonstruowana.

Gdzie po raz pierwszy wystartujesz tym samochodem?

- Sezon zaczynamy od naszego domowego Rajdu Mazowieckiego. Start ten traktujemy treningowo. Chcemy przed kolejnymi rajdami przetestować naszego Forda. Następnie w planach mamy rajdy Valasska i Elmot. Myślę, że już na dniach auto będzie stało na kołach i zrobimy pierwsze przymiarki. Planujemy wynajem któregoś z okolicznych lotnisk, żeby choć na chwilę usiąść w rajdówce, spróbować przyspieszać, pohamować, sprawdzić zawieszenie i przeprowadzić podstawowe testy.

A kolejne rundy Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski?

- Bardzo słabo stoimy z czasem. Pod dużym znakiem zapytania stoi nasz udział w Rajdzie Lotos, ponieważ w niedzielę 16 maja mam komunię syna i chyba nie dam rady pogodzić tych dwóch spraw. Na pewno wystartujemy w Rajdzie Polski. Jeśli tylko czas na to pozwoli, chcemy zaliczyć kolejne rundy RSMP. Wszystko jednak będziemy na bieżąco ustalać w trakcie sezonu. Podjęliśmy się kilku przedsięwzięć zawodowych wspólnie z Piotrem Kowalskim. Jeśli uda nam się dobrze zorganizować pracę, wystartujemy w większości rund. Jeśli natomiast okaże się, że coś nie gra, a nasi pracownicy będą mocno odczuwać naszą nieobecność w firmie, będziemy weryfikować plany.

W tym sezonie regulamin Rajdowego Pucharu Polski dopuszcza start aut N-grupowych. Czy uważasz, że to krok w dobrą stronę?

- To naprawdę świetny pomysł, który powinien zostać wprowadzony już dawno temu. Nie znam dokładnie regulaminu i obostrzeń technicznych, ale to słuszna i dobra koncepcja. Taki samochód, ze zwężką 30 mm, będzie miał w topowej specyfikacji 220-240 koni. Cywilne wersje Subaru czy Lancerów posiada wielu hobbystów, kierowców, którzy nie mają aspiracji na prawdziwe ściganie w RSMP, a na coś mniejszego, co zajmuje mniej czasu niż mistrzostwa Polski, a atmosfera jest bardziej piknikowa. Starty traktują jako zabawę, odskocznię od codzienności. Dzięki temu tacy zawodnicy nie będą zrażać się różnicą w poziomie ich jazdy w stosunku do czołówki RSMP. Dobrze zarabiający biznesmen, wchodząc do mistrzostw Polski w takim samochodzie, nagle uświadamia sobie ogromną przepaść, porównując się z np. Bryanem Bouffier czy Michałem Bębenkiem.

Triumfowałeś w trzech z ośmiu edycji Rajdu Mazowieckiego. W czym tkwi sposób na sukces?

- Na tych trasach rozpocząłem swoją przygodę z rajdami. To było pod koniec lat 90-tych, kiedy mieliśmy wystartować w ówczesnym Warszawskim, ale niestety zepsuło się nasze Subaru. Później mocno trenowaliśmy na tych drogach. Mieszkam w tej okolicy i byłem na trasie częstym gościem. W 2001 roku Marcin Turski pokazał mi kilka sztuczek, które do dziś wykorzystuję.

Które zwycięstwo smakowało najlepiej?

- Chyba pierwsze, ale ono było najłatwiejsze. Nie było wtedy zbyt dużej konkurencji. Najlepiej jednak pod kątem swojego występu wspominam rajd z 2005 roku. Wtedy zmarł Jan Paweł II, więc atmosfera nie była wesoła. Jednak wtedy z problemami z pompą paliwa, z dławiącym silnikiem osiągaliśmy świetne rezultaty. Wyprawialiśmy bardzo dziwne rzeczy na trasie rajdu, jadąc na przysłowiowych rzęsach.

Czy uważasz, że trasy Mazowieckiego są bardzo łatwe?

- Są bardzo specyficzne. Jest wiele trudnych miejsc, błota czy brudu. Od strony technicznej nie są ulubionymi trasami w Polsce, ale opady deszczu czy zmienne warunki mocno komplikują jazdę wielu zawodnikom. W tym roku nie będzie miało to dużego znaczenia, zwłaszcza patrząc na lokalne drogi, wokół których zalega śnieg, który topiąc się pozostawi na trasie sporo błota. Konfiguracja prób wśród pól i sadów, gdzie jest sporo gliny i wiele ciężkiego sprzętu oraz traktorów, nanosi na drogi syf. W niektórych partiach może być ostro...

Co myślisz o zmianach trasy rajdu na przestrzeni lat?

- Moim ulubionym odcinkiem były Maciejowice z szutrowymi fragmentami. Dzięki tamtemu oesowi zdobywałem największą przewagę. Było tam kilka miejsc, na których można było zaoszczędzić kilka sekund. Teraz cała trasa rajdu jest asfaltowa. Zrobiło się bardziej wyścigowo. Trzeba zamknąć się w sobie i jak najdłużej trzymać otwartą przepustnicę, liczyć na przyczepność i na to, że nikt w głupim miejscu nie wyrzuci na trasę jakiegoś błota. Właśnie w takim miejscu w 2006 roku wylądowałem swoim EVO poza trasą i mocno uszkodziłem Lancera, który szybko musiał być odbudowany na Rajd Elmot.

Czego można ci życzyć przed sezonem?

- Chciałbym otrzymać dokumenty do klatki, ponieważ jeszcze ich nie mamy. I może szybkiego przysłania zawieszenia asfaltowego, które podobno jest już na terenie Polski.

Komentarze (0)