Analiza wyścigu: Grand Prix Kanady

Usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego na imprezie, którą ogląda średnio 150 milionów ludzi na całym świecie - bezcenne. W końcu doczekaliśmy się zwycięstwa polskiego kierowcy, który mógł to uczynić już w zeszłym sezonie podczas GP Chin. Szkoda tylko, że sukces Kubicy został nieco przyćmiony przez Mistrzostwa Europy w piłce nożnej.

Robert Chruściński
Robert Chruściński

Zaskoczenie pozytywne:

Zacznijmy od Nicka Heidfelda. Niemiec bardzo dobrze zaprezentował się w ostatnim wyścigu na torze Giles Villeneuve Circuit. Pomimo odległej pozycji startowej udało mu się zająć drugie miejsce i tym samym poprawić humor jego fanom, którzy mogli być ostatnio zaniepokojeni słabą formą zawodnika BMW Sauber. Na pochwałę zasłużył również doświadczony David Coulthard, który dzięki swojej sumiennej i równej jeździe mógł stanąć na najniższym stopniu podium. Szkot oczywiście nie byłby w stanie osiągnąć tego rezultatu gdyby nie kolizja mistrza i wice mistrza świata w pit lane. Ostatni z kierowców, który zaskoczył pozytywnie podczas GP Kanady to Timo Glock. Zawodnik Toyoty bardzo umiejętnie bronił się przed szybszym Felipe Massą dowożąc dla swojego japońskiego teamu cenne punkty.

Zaskoczenie negatywne:

Bez wątpienia w niedzielę zawiódł team Rona Dennisa. Lewis Hamilton był murowanym kandydatem do zwycięstwa w Montrealu. Brytyjczyk doskonale spisał się w kwalifikacjach, zdobywając pole position z ponad pół sekundową przewagą nad Robertem Kubicą. W trakcie wyścigu czarnoskóry zawodnik McLarena systematycznie oddalał się od Polaka potwierdzając, że jest w wysokiej dyspozycji. Jednak sytuacja zmieniła się w trakcie neutralizacji, kiedy wszyscy kierowcy z czołówki postanowili zjechać do swoich mechaników. Brytyjczyk zdenerwowany tym, że w pit lane stracił dwie pozycje na rzecz Kubicy oraz Kimi Raikkonena nie zauważył czerwonego światła i ratując się, próbował ominąć bolid Fina, jednak było już za mało miejsca na ten desperacki manewr. Skutek błędu "cudownego dziecka" brytyjskiej motoryzacji był katastrofalny. Mistrz świata, który niczym nie zawinił w tej sytuacji mógł już zapomnieć o dalszej jeździe. Hamilton miał szansę na dalsze ściganie, ponieważ uszkodził tylko przednie skrzydło i zapewne zjechałby ponownie do boksów naprawić uszkodzenia. Jednak w Brytyjczyka uderzył Nico Rosberg, który również nie popisał się refleksem i tym samym dwóch najgroźniejszych rywali krakowianina zostało wyeliminowanych z GP Kanady.

Najszybsze okrążenie:

Po raz trzeci z rzędu najszybszy czas jednego okrążenia należy do Kimi Raikkonena. Zawodnik Ferrari miał w niedziele najszybszy bolid i był bardzo groźnym rywalem dla Roberta Kubicy. Fin zbliżał się do niego na każdym okrążeniu, ale znając naszego kierowcę nie miałby żadnych szans na jego wyprzedzenie. Raikkonen mógł liczyć, że uda mu się znaleźć przed Polakiem zaraz po wyjeździe z pit lane, ale wtedy właśnie Lewis Hamilton uderzył w tył czerwonego bolidu spod znaku skaczącego, czarnego konia. Popularny Iceman był bardzo rozczarowany po wyścigu: - Błąd Hamiltona zrujnował mi wyścig. Oczywiście każdy może popełnić błąd, ja zrobiłem go dwa tygodnie temu. Ale co innego pomylić się przy prędkości 200 km/h, a co innego rozbić samochód stojący na czerwonym świetle.

Najlepsza akcja:

Niewątpliwie najlepszą akcją podczas GP Kanady popisał się Felipe Massa na 50. okrążeniu. Brazylijczyk umiejętnie wykorzystał walkę pary: Rubens Barichello - Heikki Kovalainen i na zakręcie L'Epingle awansował o dwie lokaty. Na trzy okrążenia przed końcem wyścigu zawodnik Ferrari ponownie pokazał, że nie przypadkowo jeździ dla włoskiej stajni. Massa skorzystał na błędzie Jarno Trullego, który został przyblokowany przez swojego partnera z ekipy i tym samym mógł cieszyć się z piątego miejsca na mecie.

Szczęściarz:

Tytuł największego farciarza GP Kanady tym razem przypadł Robertowi Kubicy. Krakowianin wygrał dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom, ale gdyby nie wypadek w pit lane, to zwycięzcą byłby ktoś inny. Skoro mowa o tym zdarzeniu, to warto nadmienić, iż Kubica cudem uniknął zderzenia z Hamiltonem. Brytyjczyk mógł uderzyć w Polaka, ale starał się ominąć czekających zawodników na zielone światło i trafił w tył bolidu Raikkonena. Po raz trzeci poszczęściło się polskiemu kierowcy w końcówce zawodów, kiedy doszło do wypadku Giancarlo Fisichelli na 52. okrążeniu. Bernd Maylander czekał już w swoim Mercedesie na sygnał od Charliego Whitinga, aby wyjechać na tor. Neutralizacja zniwelowałaby przewagę Kubicy nad drugim Heidfeldem, co oznaczałoby utratę pierwszego miejsca. Na szczęście ten czarny scenariusz się nie sprawdził i mogliśmy dopisać do dorobku Polaka kolejne 10 punktów.

Pechowcy:

Najgorzej wyścig w Montrealu wspominać będzie Kimi Raikkonen. Fin miał ogromną szansę na wygranie GP Kanady. Tuż po wizycie u swoich mechaników zawodnik Ferrari zrównał się z Robertem Kubicą i przynajmniej awansowałby o jedną pozycję. Niestety Raikkonen po raz drugi z rzędu nie zdobył ani jednego punktu. Drugi poszkodowany w incydencie spowodowanym przez Hamiltona, to Nico Rosberg. Fin z niemieckim paszportem w wyniku błędu Brytyjczyka stracił przednie skrzydło i musiał zapomnieć o dobrym rezultacie w Kanadzie. W końcu ostatni pechowiec - Fernando Alonso. Dwukrotny mistrz świata wydawał się być bardzo szybki. Hiszpan miał sporą szansę na wyprzedzenie zatankowanego pod korek Nicka Heidfelda, lecz awaria skrzyni biegów na 43. okrążeniu pozbawiła zawodnika Renault nadziei na dobry występ.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×