- Samochód zapalił się nam na wydmach. Nagle buchnął ogień i dym spod maski, ale nawet jej nie otwieraliśmy. Zgasiłem to przez wloty powietrza i pojechaliśmy dalej - opowiadał po dotarciu do mety Albert Gryszczuk. Przy okazji zawodnicy RMF Caroline Team pozbyli się całego zapasu wody pitnej. - Wywaliliśmy wszystko, żeby zgasić samochód - dodał Gryszczuk, a Michał Krawczyk podkreślał, że nie mogli użyć gaśnicy. - To byłby koniec rajdu dla nas, bo gdzie tu kupić drugą gaśnicę.
Najpierw jednak panowie musieli zmierzyć się z problemami z wahaczem (to element zawieszenia auta). - To są konsekwencje wczorajszego dnia, bo startując z końca, chcieliśmy odrobić. I właściwie odrabialiśmy do 190. kilometra, dogoniliśmy prawie ponad 30 załóg. Ale było tak szybko, że w korycie rzeki uderzyłem lewym kołem w kamień i po jakichś czterech kilometrach na mocnym łuku koło odjechało razem z wahaczem. Naprawialiśmy to na odcinku. Później problemów oprócz tego, że zapalił się nam samochód już nie było - relacjonował Gryszczuk.
Źródło: rmf24.pl