W sporcie, gdzie sekundowa różnica w czasie okrążenia to przepaść, utrzymanie pełnej koncentracji przez cały wyścig to często klucz do sukcesu. W kokpicie bolidu podczas wyścigu takiego jak Grand Prix Węgier panuje temperatura rzędu 70 stopni Celsjusza - podczas siedemdziesięciu okrążeń toru, trwających około 100 minut, kierowca jest w stanie stracić kilka litrów wody wraz z cennymi elektrolitami. Owszem w bolidzie jest instalowana butelka z napojem i specjalna pompka podająca napój wprost do ust kierowcy, ale pojemność butelki, to maksymalnie półtora litra. Ta ilość nie jest w stanie zrównoważyć utraty płynów przez kierowcę. Zwłaszcza, że czasami i ta instalacja zawodzi, co Robertowi Kubicy przytrafiło się podczas GP Turcji w 2006 roku.
Dlatego przed gorącymi wyścigami kierowcy piją na "zapas" - często już od początku tygodnia zwiększają dzienną dawkę płynów z elektrolitami, by przyzwyczaić do tego organizm. Przed samym wyścigiem kierowca wypija kilka litrów płynów - Nick Heidfeld przyznał, że na Hungaroringu lub w Malezji wypija przed wyścigiem o cztery litry płynów więcej niż normalnie - to "normalnie" to ok. 3,5 litra - więc w niedzielne przedpołudnie, kolega Roberta z zespołu, wypija łącznie 7,5 litra płynu!
Konsekwencje wypicia takiej ilości płynu są wszystkim znane, a wyjście do toalety w trakcie wyścigu jest raczej trudne - co robią kierowcy? Odpowiedź jest równie prosta, jak mało estetyczna. Kierowcy szukają też ulgi w inny sposób - przed startem używają ręczników schłodzonych w lodówce, a niektórzy, tak jak Jarno Trulli do ostatniej chwili przechowują w lodówce swój kask, przez co zyskują dodatkowe 10 minut komfortu.
A alkohol dla kierowców dzisiejszej Formuły 1 jest absolutnie niewskazany, z jednym wyjątkiem - szampan na podium po wyścigu.