Problem polega na tym, że zespoły chcą ów procent zwiększyć, a właściciele praw - spółka CVC i Bernie Ecclestone - zachować status quo. Koniec obowiązywania porozumień otwiera szerokie pole do zmian. Trudno mówić o konkretach, ponieważ porozumienia są tajne, i do wiadomości publicznej trafiają przecieki trudne do zweryfikowania - określenie "walka buldogów pod dywanem" idealnie pasuje do tej sytuacji.
Tym razem, to prezes FIA Max Mosley podzielił się z dziennikarzami swoją wiedzą o planach CVC. - Powiedzieli mi, że im się nie spieszy, że nie mają żadnych planów sprzedaży. Ostatnio, gdy zapytałem "co gdyby samodzielny bogaty fundusz przyszedł do was z ogromnymi pieniędzmi?", odpowiedzieli, że to byłoby kuszące, ale planów nie mają.
W ocenie Mosley’a dla CVC kluczowa jest stabilizacja biznesu i osoba Ecclestone’a - bo kto chciałby kupić biznes, który zależy od 78-letniego człowieka - z drugiej strony zastąpienie Berniego Ecclestone nie wchodzi w grę bez jego zgody, bo oznaczałoby to otwartą wojnę, która byłaby niszcząca dla wszystkich.
CVC na rewelacje prezesa FIA odpowiedziało na Hungaroring. - Nie mamy planów sprzedaży naszych udziałów w Formule 1. Nasza inwestycja ma charakter długoterminowy i dotychczas jesteśmy zadowoleni z jej wyników. Formula One Group będzie nadal kierowana przez Bernie Ecclestone’a. Nie mamy planów, by go zastąpić i jesteśmy usatysfakcjonowani z rezultatów biznesu pod jego kierownictwem.
"Formula One Group podpisała porozumienie, które w latach 2008-2012, reguluje podział dochodów generowanych przez sport, w drodze Funduszu Nagród" - ten fragment oświadczenia CVC dotyczył wypowiedzi Mosleya, że zespoły F1 chciałyby wzrostu swojego udziału do 75 procent zysków ze sprzedaży praw.
"Wojna o kasę" w Formule 1 już się rozpoczęła, na razie zainteresowane strony badają się - w użyciu są przecieki i oświadczenia. W razie otwartego konfliktu wydaje się, że to zespoły mają mocniejszą pozycję, bo kto chciałby oglądać Formułę 1 bez Ferrari, McLarena, BMW-Sauber, Renault, Hondy, Toyoty i Red Bulla - a w takim przypadku wartość praw do transmisji zmalałaby z kilkuset do kilku milionów dolarów. Jednak do tego potrzebna jest jednomyślność zespołów, a historia Formuły 1 pokazuje, że osiągnięcie jej jest bardzo trudne. Taka wojna, przynajmniej na początku oznaczałaby utratę pieniędzy od CVC, a nie każdy zespół może sobie na to pozwolić.