W końcowej fazie wyścigu nieustannie "łapałem" Kimiego, okrążenie po okrążeniu i na trzy przed końcem zbliżyłem się wystarczająco blisko by spróbować wyprzedzania na wejściu w ostatnią szykanę - opisuje incydent Lewis Hamilton ze swojego punktu widzenia. - Udało mi się wysunąć przed niego w strefie hamowania przed pierwszym szczytem szykany. On obronił się zbliżając się do drugiego szczytu – ale robiąc tak, nie zostawił mi miejsca po wewnętrznej. Jedyne co mogłem zrobić dla uniknięcia kolizji w tej sytuacji, było ścięcie szykany po wewnętrznej.
- Wyjechałem przed Kimiego i momentalnie na prostej odleciałem, by zapewnić, że Kimi z powrotem wyjdzie na prowadzenie. Również zespół przez radio poinstruował mnie bym pozwolił Kimiemu przejechać, co też zrobiłem. W efekcie Kimi przejechał linię mety przede mną i był o 6,7 km/h szybszy niż ja.
- Po umożliwieniu Kimiemu pełnego wyprzedzenia, przeciąłem tor z lewej na prawą przejeżdżając za Kimim. Po tym zaatakowałem Kimiego po wewnętrznej pierwszego zakrętu i skutecznie wyprzedziłem opóźniając hamowanie.
Martin Whitmarsh dyrektor operacyjny zespołu uzupełnił wypowiedź kierowcy. - Z pit-wall zapytaliśmy po tym kontrolę wyścigu by potwierdzić czy zgadzają się z tym, że Lewis przepuścił Kimiego i oni potwierdzili dwukrotnie, że ich zdaniem pozycja została zwrócona w sposób, który był "okay".
- Gdyby kontrola wyścigu zamiast tego w jakikolwiek sposób wyraziła wtedy zastrzeżenia do akcji Lewisa, to poinstruowalibyśmy Lewisa jeszcze raz, by przepuścił Kimiego po raz drugi.
Wypowiedź Martina Whitmarsha świadczy o tym, że zespół McLaren-Mercedes miał wątpliwości co do "prawidłowości" przepuszczania w wykonaniu Hamiltona – nie pytałby się o to dwukrotnie, gdyby rzeczywiście wszystko było "okay". Poza tym jeżeli sędzia podczas dramatycznej końcówki, gdy ma pełne ręce (i oczy) roboty odpowiada "tak", a potem gdy na spokojnie analizuje i bada sprawę mówi "nie", to która odpowiedź i werdykt jest bliższy prawdy?