W tym roku Jarosław Wierczuk będzie ekspertem SportoweFakty.pl i będzie dzielił się swoimi spostrzeżeniami z wyścigów Formuły 1. Zapraszamy do zapoznania się z analizą Grand Prix Australii.
Andrzej Prochota: Skąd wzięło się zainteresowanie sportami motorowymi i dlaczego
kariera kierowcy wyścigowego?
Jarosław Wierczuk: Na samym początku, we wczesnym dzieciństwie chyba nie ma świadomości konkretnej kariery. Ja przynajmniej takich wyobrażeń nie miałem, ale rzeczywiście początki zainteresowania motoryzacją, z dużym ukierunkowaniem na jazdę to w moim przypadku bardzo młode lata, aczkolwiek nie miałem w tamtym czasie bezpośredniego kontaktu ze sportem. Końcówka lat 80-tych to jak wiadomo rozkwit telewizji satelitarnej i właśnie ta technologia umożliwiła mi śledzenie licznych imprez wyścigowych. Szczególnie przypadły mi do gustu on boardy, bo to umożliwiało utożsamianie się z zawodnikiem. Oczywiście moja ocena jazdy poszczególnych osób była w tamtym czasie przeważnie bardzo negatywna, ale jest to chyba standard w przypadku kierowców. W ramach własnej skromności każdy uważa się za najlepszego. Częste były również relacja z zawodów kartingowych na Eurosporcie (szkoda, że to już przeszłość) i chyba to, w połączeniu z sekcją kartingową w warszawskim Pałacu Kultury zdecydowało o moim braku zainteresowania rajdami. Po prostu karting oznaczał szybszą możliwość jazdy i rywalizacji. Natomiast z czasem, już po rozpoczęciu startów byłem w pełni przekonany co do takiego ukierunkowania.
Miał Pan szanse być pierwszym Polakiem w F1, co wtedy poszło nie tak?
- Współpraca z zespołem Forti była perspektywiczna i rzeczywiście mogła się rozwinąć. Trzeba jednak pamiętać, iż był to inny okres, a testy w tym zespole to dla mnie dopiero pierwszy sezon startów w samochodach. Tempo rozwoju kariery było wówczas dużo niższe, kolejne serie stanowiły nieodzowny jej element i na pewno nierealne było otrzymanie wtedy superlicencji. Kolejne lata to z jednej strony upadek finansowy zespołu Forti, a z drugiej, pomimo przejścia przez kolejne kategorie i potencjalnych możliwości komplikacje sponsorskie po naszej stronie. Na tym poziomie wymagania budżetowe są niestety spore, a pamiętajmy, iż wtedy mało kto oceniał taki transfer za realny.
Najbardziej zapamiętany wyścig w karierze?
- Japonia rok 2000, Formuła Nippon, 35 stopni w cieniu, duża wilgotność, obiecujące kwalifikacje, niezły start, defekt pod koniec wyścigu, średnie samopoczucie psychiczne, niewiele lepsze fizyczne, a na deser bezcenne miny japońskich sponsorów zespołu po orzeźwiającym zanurkowaniu głową w lodowy barek z mrożoną kawą. Konsekwencje mniej bezcenne.
Jest Pan założycielem fundacji Wierczuk Race Promotion. Czym
dokładnie się ona zajmuje?
- Najogólniej rzecz biorąc fundacja zajmuje się popularyzacją sportu wyścigowego w Polsce i wsparciem największych talentów w tej dziedzinie, ze szczególnym uwzględnieniem kartingu jako podstawowego etapu w profesjonalnej karierze. Poza oczywistą pasją i poświęceniem tej dyscyplinie dobrych paru lat życia bodźcem do podjęcia działalności był fakt, iż nie było do tej pory jakiejkolwiek zewnętrznej pomocy finansowej na poziomie kartingu w Polsce. Cały ciężar finansowy ponosiły rodziny. To po pierwsze mocno ogranicza możliwości dostępu do tego sportu, ponieważ po prostu nie każdego na to stać, a po drugie praktycznie uniemożliwia kontynuację kariery na wysokim poziomie. O ile karting w Polsce ma się całkiem dobrze głównie dzięki pasjonatom i ich rodzinom, o tyle bardzo znikoma jest kontynuacja kariery w profesjonalnych, uznanych na europejskiej arenie seriach wyścigowych. Jest to tym bardziej niefortunne, iż w ostatnich latach tendencje w promocji młodych zawodników bardzo mocno się zmieniły i osoba o wyjątkowym talencie, uzyskująca poważne wyniki w kartingu może być postrzegana jako potencjalny zawodnik światowego formatu, na tyle skróciła się odległość kartingu od Formuły 1, co ma pierwszorzędne znaczenie dla możliwości promocji takiego zawodnika i dla ewentualnych sponsorów.
Kiedy narodził się pomysł o założeniu fundacji i co Pana do tego przekonało?
- Pomysł powstał w zeszłym sezonie podczas debiutu żony w zawodach kartingowych. Ponowny kontakt ze sportem nie mógł w jakiś sposób nie odbić się na dalszych działaniach. Osobiście fascynujący dla mnie był fakt, iż pomimo upływu lat nadal jest wiele osób bardzo zaangażowanych w tą dyscyplinę, przychodzą kolejne pokolenia, talentu nie brakuje, wyników również, wielu Polaków z powodzeniem startuje w najbardziej prestiżowych imprezach kartingowych na świecie. Gwarantuję, iż wielu zawodników ze ścisłej czołówki tego typu zawodów za kilka lat będzie stanowiło bezpośrednią konkurencję takich osób jak Vettel, czy Rosberg. Dlaczego mielibyśmy być wyłączeni z tych aspiracji?
Jacy polscy kierowcy korzystają z pomocy fundacji?
- Michał Grzyb oraz Jaś Antoszewski. Ten pierwszy jest laureatem prestiżowej nagrody ROK Talent Award 2012, przyznawanej corocznie najbardziej obiecującym zawodnikom. Natomiast Antoszewski potwierdził swoje predyspozycje i dojrzałość sportową sukcesem w zeszłym sezonie w wysoko konkurencyjnej kategorii Mini Rok. Wspomniana przeze mnie tendencja do obniżania wieku w Formule 1 niesie bowiem ze sobą pewne konsekwencje, konkretnie w formie poziomu sportowego, który w dzisiejszych wyścigach jest wyjątkowo wyrównany. Stąd talent, mimo że nie gwarantuje to jednak jest koniecznym elementem pozwalającym myśleć o poważnej karierze.
Co Pan sądzi o wyborze rajdów przez Roberta Kubicę?
- Niewątpliwie jest to plus dla rajdów.
Rajdy będą teraz z pewnością popularne w Polsce, a jaką przyszłość
w naszym kraju mają wyścigi na torze?
- No właśnie, te dwie dyscypliny w moim przekonaniu od dawna ze sobą rywalizują. Nie da się ukryć, że jest o co, ponieważ koszty są znaczne. Rajdy w sensie historycznym w Polsce zdołały zbudować pewną tradycję, co w dużej mierze ułatwiło popularyzację tego sportu w kolejnych dziesięcioleciach, było to poniekąd naturalne. W przypadku wyścigów ten potencjał cały czas ewaluuje. Starty Kubicy nie były w moim przekonaniu niestety takim przełomem, jakim być powinny i to pomimo fenomenalnego odzewu ze strony kibiców. Właśnie ten aspekt pozwala bardzo optymistycznie spojrzeć na ogromny potencjał drzemiący w tej dyscyplinie. Pomimo takiego zainteresowania kariera Kubicy w Formule 1 nie zaowocowała promocją młodych zawodników, czy kategorii, nie stanowiła pomostu pomagającego innym w tego typu dążeniach, a przecież to zainteresowanie jest równoznaczne z możliwym potencjałem marketingowym. Właśnie z tej konstatacji i z chęci zmiany tej sytuacji wynikają poniekąd działania podejmowane przez fundację.
***
Jarosław Wierczuk, były kierowca wyścigowy, a obecnie szef Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.
Profil Fundacji na FB: [b]facebook.com/FundacjaWRP
[/b]