Nie spodziewałem się takiego zainteresowania - rozmowa z Krzysztofem Dzyrem, kierowcą rajdowym

Krzysztof Dzyr, podobnie jak każdy z zawodników swoją karierę rozpoczął od startów w rajdach amatorskich. Kolejnym krokiem były występy w Pucharze PZM za kierownicą Fiata Cinquecento, które zaowocowały pierwszymi sukcesami. W sezonie 2007 Krzysztof Dzyr rozpoczął starty w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski i przesiadł się do Opla Astry. Debiut podczas Rajdu Elmot zakończył się jednak poważnym wypadkiem, po którym zapadła decyzja o zakończeniu kariery. Obecnie Krzysztof Dzyr zajmuje się czymś zupełnie innym, zorganizował bowiem akcję Stop Pijanym Kierowcom, mającą na celu walkę z patologią na drodze. Krzysztof jest także inicjatorem akcji Fans for Kramar, wspierającej utalentowanego rajdowca, Tomasza Kramarczyka.

Mateusz Senko: Można powiedzieć, że w rajdowym środowisku jesteś osobą dość rozpoznawalną, a wszystko za sprawą współorganizowanych przez Ciebie akcji Stop Pijanym Kierowcom i Fans for Kramar.

Krzysztof Dzyr: Staram się być widoczny, nie mogłem jako zawodnik, mogę za to jako instytucja charytatywna (śmiech). A tak poważnie akcje Stop Pijanym Kierowcom i Fans for Kramar są dla mnie bardzo ważne i jestem w nie zaangażowany na 100%.

Zacznijmy od akcji Stop Pijanym Kierowcom, którą znają już chyba wszyscy. Skąd pomysł właśnie na takie przedsięwzięcie?

- Sam nie piję, więc jest mi łatwiej. Na pomysł akcji SPK wpadłem przed Rajdem Barbórki 2 lata temu, gdy usłyszałem jakąś informację dotycząca pijaka na drodze. Pomyślałem, że mogę założyć stronę www.pijanikierowcy.pl, lecz była ona już zajęta. Postanowiłem się odezwać do właścicieli tej strony i poznałem kolegę Mariusza, z którym wspólnie omawialiśmy moje działania. Oczywiście wcześniej ten problem przelatywał mi przez głowę, ale to właśnie od tamtej pory postanowiłem powiedzieć zdecydowane NIE dla pijanych kierowców, oklejając moją Astrę w barwy SPK.

Do tej pory byliśmy świadkami kilku podobnych pomysłów, jednak to właśnie akcja Stop Pijanym Kierowcom odniosła sukces. Co w takim razie o nim zadecydowało?

- Mogę powiedzieć, że odbyło się to jak w rajdach, czyli max attack. Moje zaangażowanie w tą działalność oraz wielu oddanych ludzi. Doskonałym przykładem jest mój kolega Howard, który wraz ze mną zaangażował się maksymalnie w całą inicjatywę. Jest kolegą na którego można liczyć, a jego auto przypomina billboard reklamowy z jednym podstawowym hasłem, Stop Pijanym Kierowcom. Prowadzi on również naszą stronę www.dzyr.pl, gdzie można znaleźć większość newsów z naszych akcji. Naklejki z logo SPK można było już ujrzeć w telewizji i prasie. Wspólnie z Policją łapaliśmy także pijanych kierowców na drogach. Po takiej reklamie już było z górki, bardzo dużo ludzi się do nas odzywało, że popiera nasza akcję i chce się przyłączyć.

Logo Stop Pijanym Kierowcom szybko obiegło więc całą Polskę.

- Można nawet powiedzieć, że mamy w kraju filie, które prowadzą kampanię przeciwko pijanym kierowcom: Mazowsze, Śląsk, Małopolska, Pomorze, Mazury, czy Dolny Śląsk. Wszystkim tym ludziom należą się ogromne brawa za poświęcenie i trud, jaki wkładają w walkę z pijanymi kierowcami. Działacze z wielu Automobilklubów bardzo chętnie piszą i dzwonią, że chcieliby u siebie także prowadzić podobne akcje. Tomaszów, Kielce, Radom, Kraków, Krosno, Tarnów, Wałbrzych, prawie cała Polska przyłącza się do akcji Stop Pijanym Kierowcom. Pomagając im, wysyłam naklejki, koszulki i banery, dzięki którym jesteśmy bardzo widoczni.

Do akcji przyłączyło się także wielu zawodników i kibiców rajdowych. Spodziewałeś się takiego zainteresowania?

- Absolutnie nie spodziewałem się takiego zainteresowania. Początki były takie, że wystawiałem naklejki z logo akcji na Allegro. Nie chodziło mi o zarobek, ale o zainteresowanie akcją. Większość naklejek wysyłałem za darmo, bo cieszyłem się ogromnie, że społeczeństwo jest ze mną. Dlatego myślę, że akcja przeciwko pijanym kierowcom odnosi taki sukces, bo ktoś ten problem pokazuje. Cieszę się, że wszystko idzie po mojej myśli, bo jako pierwszy bez żadnych skrupułów opowiadam o problemie, jaki mamy w naszym kraju. Jest on ogromny, w ciągu roku łapanych jest na naszych drogach ponad 200 000 nietrzeźwych kierowców, a ilu nie zostaje złapanych, nie wie nikt. Do grona zwolenników i zainteresowanych przyłączyli się również zawodnicy.

Czy wszyscy zawodnicy, także ci z czołówki chętnie umieszczali naklejki z logo SPK na swoich rajdówkach?

- Większość z nich bez problemu pozwalała umieścić naklejkę z logo SPK na swoim aucie. Należy im się za to wielki szacunek i podziękowanie! Jest też zła strona medalu, może troszkę śmieszna, która jednak mnie troszkę irytuje. Ktoś mi kiedyś powiedział, że moje naklejki na aucie przynoszą pecha, i niektórzy nie dojeżdżają do mety. Powiem tylko tyle, na pewnej imprezie logo naszej akcji mieli zawodnicy z pierwszej dziesiątki RSMP i każdy dojechał do mety. Czasami zawodnicy większych zespołów nie zgadzają się na umieszczenie naklejki, ale rozumiem, że nie każdy może sam podjąć decyzję, aby umieszczać coś poza programowego na aucie. Chciałbym, aby kiedyś każde auto rajdowe na świecie miało takie logo na stałe, więc stąd apel, przyłączcie się do tego planu, a zacznijmy od Polski! Najzabawniejsza była sytuacja, gdy spytałem Krzysztofa Hołowczyca, czy można umieścić naklejkę na jego aucie. Odpowiedź brzmiała: tak, ale będzie to kosztowało 100 000 PLN. Ale absolutnie nie mam pretensji, duże teamy rządzą się swoimi zasadami, a Krzysiek i tak jest ambasadorem bezpieczeństwa w naszym kraju, za co i tak należą mu się podziękowania.

Ze zdjęć umieszczonych na Twojej stronie internetowej można wywnioskować, że Akcja Stop Pijanym Kierowcom zawędrowała także poza granice naszego kraju.

- Mało tego, akcję SPK znają nawet najlepsi kierowcy świata. Rok temu byłem Rajdzie Finlandii, gdzie autograf, a jednocześnie poparcie złożyli Sebastian Loeb oraz Marcus Gronholm, a także wielu innych kierowców. Startował tam również nasz zawodnik, Andi Mancin, który bez wahania zgodził się na umieszczenie naklejki. Akcja Stop Pijanym Kierowcom daje mi tyle satysfakcji, ile nie dają nawet starty w rajdach. Jesteśmy wszędzie! Podróżując po świecie sam propagowałem tę akcją. Nasze logo znają już na 4 kontynentach (śmiech), w Europie, Azji, Afryce i w Ameryce Południowej. Jeżeli ktoś chciałby nam pomóc, i wybiera się na pozostałe, niech się zgłosi do mnie, przekażę materiały, aby propagować naszą akcje także na innych kontynentach. Początkowo używaliśmy naklejek w języku polskim, potem przyszła potrzeba na język angielski. Następnym życzeniem były większe rozmiary naklejek, a także banery, koszulki i kurtki.

Wróćmy do akcji Fans for Kramar, którą również zapoczątkowałeś. Dlaczego wybrałeś właśnie Tomka Kramarczyka?

- Gdy ja zakończyłem swoje starty, chciałem uczestniczyć w tym sporcie, z którym nie da się po prostu skończyć. Chciałem pomóc komuś, kto nie ma budżetu, ale ma za to talent. Wypatrzyłem Tomka Kramarczyka, który jest dla mnie jednym z najszybszych kierowców w naszym kraju. Tu nie ma mowy o pomyłce, Tomek startując 15-letnim Oplem Astra objeżdża połowę stawki RSMP. To nie jest przypadek, zerknijcie proszę na pierwsze tegoroczne rundy RSMP. Dlatego zająłem się Tomkiem, bo zawsze jest potrzebny pierwszy ruch wykonany przez kogoś innego. Ja nie mam z tym problemu, więc pierwszym krokiem było forum, potem ktoś dalej przerzucił newsa i maszyna ruszyła. Wywiad w TVN Turbo, pierwsze zainteresowanie sponsorów i ten upragniony start nowym Lancerem. Dla Tomka było to spełnienie najskrytszych marzeń, a ja mogłem się cieszyć razem z nim.

Także inicjatywa Fans for Kramar zakończyła się sukcesem, zebraliście bowiem spore środki, a Tomkiem zainteresowały się media.

- Fans for Kramar powstała dla kibiców i dzięki tym, którzy zakochali się w stylu jazdy Tomka Kramarczyka. Ktoś nawet zamieścił w Internecie porównanie przejazdu przez jeden z zakrętów Astrą Tomka i innego zawodnika w Peugeocie S2000, różnicy w pokonaniu zakrętu nie było prawie żadnej. Dzięki kibicom akcja bardzo szybko się rozkręciła. Zostały zrobione pierwsze koszulki dzięki firmie Schnug, która wyłożyła pierwszą większą sumę. Koszulki bardzo szybko zaczęły cieszyć się zainteresowaniem i były sprzedawane w ilościach niemal hurtowych. Tomek nawet nie zdawał sobie sprawy, ilu ludzi chce go oglądać na oesach. Na forum Autoklubu o temacie poświęconym akcji prawie się zagotowało.

W czym tkwił więc sukces akcji Fans For Kramar?

- Sukces tkwi przede wszystkim w zaangażowaniu ludzi, którzy się maksymalnie poświęcają oraz w zaufaniu ludzi, którzy wierzą w talent Tomka. Daje sobie głowę uciąć, że jeżeli Tomek zasiadłby za sterami auta S2000, za kilka miesięcy zacząłby wygrywać polskie rajdy. Zaczynając pomoc dla Tomka mówiłem każdemu, że w następnym roku widzimy się z nim na rundzie RSMŚ. Daleko chyba nie będziemy musieli jechać, bo prawdziwe rajdówki zawitają w czerwcu do Mikołajek i mam nadzieję, że także Tomek będzie miał możliwość uczestniczenia w Rajdzie Polski i walki na maxa. Najważniejsze to dać sygnał do natarcia, co zrobiłem na początku roku, wielu chciało nam pomóc, tylko mówiąc o tym. Ja jeżeli mam coś zrobić to zaczynam poza obietnicami również działać.

Również podczas tej akcji z pomocą prócz kibiców przyszli także inni zawodnicy.

- Dzięki kibicom oraz zawodnikom, między innymi Ariel Team i Ani Wódkiewicz na akcję były przekazywane gadżety rajdowe, pamiątki, a nawet modele aut rajdowych, które byłe sprzedawane na aukcjach internetowej. Całość dochodu ze sprzedaży była przeznaczona dla Tomka. Łącznie zebraliśmy około 10 tysięcy złotych, więc jak na kilku miesięczną akcję było to niesamowite. Dzięki tym pieniążkom, Tomek miał okazję wystartować Astrą na wyczynowych oponach, pokazując na co stać tego młodego zawodnika, zaczynającego dopiero starty w RSMP. Od tamtej pory zaczęło być głośno wokół osoby Tomka Kramarczyka. Dzięki pomocy Przemka Zawady Tomek miał możliwość przymierzyć się i testować Suzuki Ignisa S1600. To chyba był najszybszy skok w jego karierze. Dzięki Tomkowi Mikołajczykowi, który również mu zaufał nasz zawodnik miał możliwość startu w aucie najwyższej klasy, Mitsubishi Lancerze Evo 9. Znakomicie poczuł się za sterami tak mocnego auta, wygrywając na niektórych odcinkach z zawodnikami z czołówki, a na większości oesów trzymał się prawie równo z nimi, bo kilkusekundowe różnice trudno nazwać dużymi stratami.

Obecnie jednak akcja nieco przycichła, a zapowiadany start Tomka Kramarczyka w Rajdzie Rzeszowskim nie doszedł do skutku. Czy akcja Fans for Kramar działa dalej?

- Szum wokół Tomka rzeczywiście przycichł, ale powiem tak, będzie to cisza przed burzą. Nie znaczy to oczywiście, że nic się nie dzieje. Przed przyszłym sezonem w akcję Fans for Kramar jest zaangażowanych już trochę osób. Chcemy, aby team Tomka Kramarczyka ruszył na najwyższym poziomie. Wkrótce odbędzie się premiera oficjalnej strony Tomka, prowadzone są także rozmowy z potencjalnymi sponsorami. Jeżeli wszystko potoczy się po naszej myśli na krajowe trasy wyruszy nowy Mistrz Polski.

Może nie wszyscy kibice wiedzą, że Krzysztof Dzyr także ścigał się na trasach RSMP i Pucharu PZM. Jak wspominasz te występy?

- Piękne czasy (śmiech). Tak się zakochałem w rajdach , że w ciągu trzech lat z KJS-ów awansowałem do RSMP. W roku 2006 zacząłem starty w Pucharze PZM i urzekły mnie fantastyczne klimaty, wspaniali kierowcy, piękne trasy. W tym okresie poznałem dużo fajnych i miłych ludzi. Najlepiej wspominam niemiecki Rajd Lausitz, gdzie debiutując za granicą zająłem pierwsze miejsce w klasie. Był to dla mnie ogromny szok, ale i szokiem była organizacja oraz podejście do zawodnika. Nie wiem dlaczego tak jest, ale w naszym kraju zawodnik, startując w rajdzie czuje się jak piąte koło u wozu.

Swoje starty zakończyłeś jednak po groźnym wypadku na Rajdzie Elmot, a zdjęcie lecącej w powietrzu Astry obiegło niemal całą Polskę.

- Owszem, zdjęcie wykonane przez jednego z kibiców, którego poznałem po wypadku obiegło chyba już całą Polskę. Film, który również został nakręcony z samego lotu też cieszył się sporym zainteresowaniem. Fakt, było za szybko, ale takie są rajdy, jak by powiedzieli wszyscy zawodnicy. Po rajdzie przyszedł czas na przemyślenia, rozmowy z rodziną i postanowienie, że się wycofuję. Teraz mam już dla kogo żyć i nie chcę się aż tak się narażać, bo wiadomo, nie jest to najbezpieczniejszy sport. Nie oznacza to jednak, że już mnie nigdy nie zobaczycie na oesach. Może kiedyś wrócę i pojadę dla zabawy jakiś rajd, bardzo bym chciał, bo wiadomo, że w takich ludziach jak my zamiast krwi płynie benzyna (śmiech).

Wcześniej startowałeś za kierownicą Fiata Seicento w Pucharze PZM, czy przesiadka do Opla Astry i debiut w RSMP nie okazał się więc zbyt ambitny?

- Trzeba iść do przodu, tak jak wcześniej mówiłem, jak się do czegoś zabieram, angażuję się na 100%. Fiatem nie dało się już jeździć w RSMP, bo zerówki by mnie wyprzedzały (śmiech). Szukałem auta, którym można było już nie dojeżdżać na końcu. Najpopularniejszą rajdówką stała się Astra, więc wybór padł właśnie na nią. Szkoda, że starty w RSMP zakończyły się dla mnie już na pierwszym rajdzie i na drugim oesie.

Po tak ciężkim wypadku zwykle trudno jest wrócić do ścigania, nie ciągnie Cię jednak z powrotem za kierownicę rajdówki?

- Ciągnie mnie strasznie, ale tak ja mówiłem wcześniej, coś za coś. Teraz najważniejsza jest dla mnie rodzina, a hobby może poczekać.

Zmieńmy temat. Jakiś czas temu zostałeś tatą, masz więc na pewno dużo nowych obowiązków?

- Jeszcze więcej niż jako zawodnik, a i tematy rozmów ze znajomymi mi się troszkę zmieniły (śmiech). Bycie głową rodziny nie jest proste, ale za to bardzo wdzięczne. Patrząc jak rośnie moje dziecko daje mi to tyle pozytywnej energii, której nie zaznałem nigdy i nigdzie. Zosia ma już 9 miesięcy i jest oczywiście najwspanialszą i ukochaną córką tatusia, który poświęca jej każdą wolną chwilę.

Czy chciałbyś więc, żeby Twoja pociecha została polską Michele Mouton?

- Myślę, że będzie miała inne hobby (śmiech), ale czas pokaże.

Komentarze (0)