Do wydarzenia doszło na Gold Coast. Córki Russella Ingalla, które mają 13 i 15 lat, wyszły z tramwaju i zostały zaatakowane przez bandytów. Były kopane i bite, jednak nikt nie zareagował. Sprawa wstrząsnęła Australią. Wideo z całego zajścia szybko trafiło do mediów społecznościowych, atakowi poświęcono też uwagę w programie "A Current Affair".
- Miałem wiele niebezpiecznych sytuacji w trakcie mojej kariery wyścigowej. Niektóre z nich były wręcz przerażające. Jednak nigdy nie bałem się tak mocno jak wtedy, gdy dostałem telefon od córki, że zostały napadnięte przez bandytów - powiedział Ingall.
Australijczyk twierdzi, że nie zapomni tych chwil do końca swego życia. - Grupka zbirów do nich podeszła, zaczęła przepychać, potem kopać. Na szczęście jedna z córek szybko uciekła i zadzwoniła do mnie. To był najbardziej rozpaczliwy krzyk, jaki kiedykolwiek słyszałem w życiu. Dziewczyny były w szoku. W tym gronie atakujących byli nie tylko chłopcy, ale też dziewczyny - dodał były kierowca wyścigowy.
53-latek ma nadzieję, że po tym zajściu ktoś wyciągnie konsekwencje i w Australii zaostrzy się przepisy dotyczące kar za tego typu incydenty. - Upublicznianie takich historii to zawsze ryzyko. Ciągle obawiam się o bezpieczeństwo moich córek. Jednak mamy takie społeczeństwo, że nikt nic nie robi. Bandyci mają tego świadomość. Wiedzą, że są nieletni i przepisy są takie, że mogą uciec od odpowiedzialności za taki atak. Nasz system sądowniczy jest zły. Jest śmieszny i musi zostać zmieniony. Musimy czegoś nauczyć tych zbirów i oczyścić z nich ulice - podsumował Ingall.
Ingall ma 53 lata. W sezonie 2005 został mistrzem serii Supercars. Dwukrotnie wygrywał też prestiżowy wyścig Bathurst 1000, który jest rozgrywany w ramach tej kategorii. W Europie startował w Formule 3 i Formule Renault, ale nie udało mu się przebić do świata Formuły 1.