- To reanimacja żywego trupa - słowa takiego defetysty, jakim jest Jan Tomaszewski mają w sobie pierwiastek prawdy.
Rzeczywiście Stefan Majewski wybrał się drogą jednokierunkową i w razie klęski, bezlitośnie wyląduje w trenerskiej otchłani. Prawdopodobieństwo porażki jest bardzo duże. Wystarczy tylko wspomnieć, że nawet w przypadku dwóch zwycięstw w ostatnich eliminacyjnych meczach musimy liczyć na reprezentację... San Marino.
Po wtóre, Majewski w klubowej piłce znacznych sukcesów nie osiągnął, a znany jest przede wszystkim z tego, że archaicznymi metodami motywuje, a w większości przypadków raczej demotywuje, swoich podopiecznych.
Nie sposób jednak nie spojrzeć na jasną stronę "Doktora", przynajmniej z perspektywy, jaką nakreślił sam zainteresowany w ostatnich wypowiedziach. Selekcjoner z pewnością ma świadomość, że jego przygoda na reprezentacyjnym polu może zakończyć się równie szybko, jak się zaczęła. Mimo to oświadczył, że priorytetową kwestią będzie próba "zwerbowania" do kadry takich graczy jak Sebastian Boenisch i Robert Acquafresca, czyli tych, których z Polską łączą odległe lub bliskie więzy krwi.
Podobnych przypadków jest więcej, z czego polscy kibice doskonale zdają sobie sprawę. Panuje powszechne przeświadczenie, że w czasach Leo Beenhakkera rzecz ta była zaniedbywana. Gdyby rok, dwa lata temu przystąpić do ofensywy, jaką planuje Majewski, pewnie dzisiaj biało-czerwone koszulki z napisami "Acquafresca" i "Boenisch" sprzedawałyby się najlepiej. - Obraniak sam starał się o obywatelstwo, pomagał mu w tym Tadek Fogiel i właściwie to trwało trzy lata. Gdyby nie upór Fogla w tym wszystkim, to zawodnik po półtora roku zrezygnowałby z tej zabawy. Wszyscy wiedzą, że w konsulacie w Lille były spore problemy, a pomocy ze strony związku nie było - przypomina kazus Ludovica Obraniaka Stefan Białas, ekspert jednej z telewizyjnych stacji.
Żeby jednak wypowiedzi byłego trenera Amiki i Widzewa nie odczytać jako populistycznych, trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście sprowadzenie wyżej wspomnianych piłkarzy jest realne i czy istnieją skuteczne mechanizmy, którymi posłużyć może się menedżer.
Boenisch urodził się w Gliwicach, ale zaraz potem przeniósł się za zachodnią granicę. Rozegrał dziewięć spotkań w reprezentacji Niemiec U-20 i dziesięć w U-21. W niejednym wywiadzie sugerował jednak, że poważnie zastanawia się nad możliwością gry dla Polski, ale władze PZPN zaskakują go opieszałością. Przeciwnie niemieccy działacze, którzy wiedzą jak zachowywać się w takich sytuacjach. Wystarczy wspomnieć przypadki Klose i Podolskiego.
W ostatnich tygodniach Majewski ponoć dzwonił do Boenischa i dowiedział się, że zawodnik Werderu nie ma dokumentów potwierdzających polskie obywatelstwo. Jedynym, przynajmniej formalnie, problemem jest kwit, który można uzyskać na podstawie aktu urodzenia. Selekcjoner zrobił więc to, co pozornie wydaje się małym ruchem, a w praktyce jest milowym krokiem.
Sprawę Acquafreski doskonale zna Bogusław Kaczmarek, były asystent Beenhakkera i bliski znajomy polsko-włoskiej rodziny. W wywiadzie dla SportoweFakty.pl stwierdził: - Trzeba przede wszystkim jechać do Turynu, usiąść z rodziną Roberta, przedstawić ściśle określone propozycje. Jeżeli zawodnik zadeklaruje chęć przyjęcia obywatelstwa i gry dla Polski, powołać go na zgrupowanie.
Ta prosta recepta na pierwszym miejscu stawia rzeczową rozmowę, zwraca uwagę na bezpośredni kontakt. Prostej recepty szuka również Majewski. Pozwólmy mu działać.