MŚ 2010: King jest przekonany, że sprosta zadaniu

Ledley King jest przekonany, że poradzi sobie z presją występu na Mistrzostwach Świata oraz zadaniu zastąpienia na środku obrony Rio Ferdinanda. Z udziału defensora Machesteru United na mundialu wykluczyła kontuzja kolana. King to obok Jemiego Carraghera główni konkurenci do gry obok Johna Terrego.

W tym artykule dowiesz się o:

Perspektywa udziału w mundialu może wiązać się z występem w aż siedmiu meczach tego turnieju. Problemem Kinga może być niedawny uraz kolana. Piłkarz jest jednak optymistą przed występem W RPA. - Wierzę w to - stwierdza. - Obecny zespół medyczny i urządzenia nie mają sobie równych. Z ich wsparciem mogę wiele osiągnąć. Dzięki temu zespołowi mam szansę na rozegranie większej ilości meczów. O nic więcej prosić nie mogłem - dodaje.

Na chwilę obecną King jest w stanie rozegrać 45 minut w meczu z USA. Amerykanie to pierwszy przeciwnik Anglii na Mistrzostwach Świata. - Ten sezon dobitnie pokazuje, iż jestem w stanie regularnie grać w krótkich odstępach czasowych. Mecze od poniedziałku do piątku nie powinni stanowić dla mnie problemu. Jednakże mam nadzieję, że zagram wiele minut i w razie potrzeby wystąpię również w sobotę - podkreśla 29-letni defensor Tottenhamu.

King wierzy, że jest w stanie stworzyć groźny duet środkowych obrońców wraz z Johnem Terrym. - Johna znam już dość długo. Świetnie komunikuje się z partnerami na boisku, a to jest bardzo potrzebne - ocenia King.

- Nie będziemy mieli zbyt wielu okazji gry z sobą. Pozostają jednak treningi i gierki raz, dwa razy w tygodniu. Odpowiednio komunikacja jest kluczem do sukcesu. Jeśli znajdziemy wspólny język, możemy osiągnąć wiele - analizuje kandydat na zastępce Rio Ferdinanda, nie kryjąc przy tym współczucia dla kolegi: - Był kandydatem na kapitana. Dla każdego piłkarza współuczestnictwo w mundialu jest czymś wielkim. Niestety on nie będzie mógł brać w tym udział. W tej chwili jest bardzo rozczarowany z tego powodu.

- Nie mniej jednak będzie trzymał za nas kciuki, aby pokazać swój gest poparcia. Oczywiście moją pierwszą reakcją na nieszczęście Rio było rozczarowanie i gest solidarności z nim. Starałem się wczuć w jego sytuację jako przyjaciel i kolega z boiska - mówi. Na koniec zaś puentuje: - Ja jednak zawsze byłem przygotowany do gry. Nic w tym zakresie się nie zmieniło. Trzeba być czujnym, bo nigdy nie wiadomo co się czai za rogiem. W każdej chwili może nastąpić jakiś moment zwrotny i nagle zostaniesz wezwany.

Komentarze (0)