Diego Maradona, bo o nim tu mowa to postać wyrazista i kontrowersyjna. Kiedyś znakomity piłkarz, dziś trener. Reprezentacji Argentyny.
Cebula
Na świat przyszedł 30 października 1960 roku. W mieście Lanus, do dziś owianym sławą. Ziemia ta bowiem zrodziła boskiego "Don Diego". Karierę piłkarską rozpoczął w wieku 10 lat w drużynie o swojsko brzmiącej nazwie Los Cebollitas (pol. cebula). Sześć lat później stawiał swoje pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu. W Argentinos Juniors grał do roku 1981. W ciągu pięciu lat gry w tym klubie zdobył 115 bramek. Tak rozpoczęła się jego wielka przygoda z piłką.
Podziwiał go cały świat. Potrafił w pojedynkę wygrywać mecze. Trafił do przeciętnego Napoli, które dzięki geniuszowi Maradony zdobyło mistrzostwo Włoch. Czarował dryblingiem. Lubił chyba także siatkówkę, o czym mogli przekonać się Anglicy. Jak przystało na gwiazdę lubił także być w centrum uwagi.
Gdy było mu źle wiedział jak temu zaradzić. Szkoda tylko, że w sposób nie do końca dozwolony. No cóż taka natura ludzka. Wypić każdy lubi, wiadomo nie często, no ale przecież imieniny babci, cioci, wujka, kumple dzwonią, odmówić przecież nie można?
Z piłkarskiej sceny zejść nie potrafił. Po latach "urlopowania", umacniania przyjaźni z Fidelem Castro i podziwiania atrakcji Morza Karaibskiego postanowił wrócić. - Oto i jestem - skromnie obwieścił. Kibice pukali się w czoło, gdyż trener z niego żaden. Piłkarz genialny, a wiele ryzykuje. No tak my znamy przykład z naszej ziemi, polskiej ziemi. Grzesiu kopać potrafił, strzelał nawet wielkiej Brazylii, został królem strzelców mundialu...Szkoda, że na tym nie poprzestał. Dziś "rządzi i dzieli" polskim futbolem. Ale może lepiej pasuje tu słowo "próbuje". Tak, tak. Nie o nim jednak miał być mowa...
No właśnie Maradona objął zaszczytne stanowisko selekcjonera Albicelestes. Podjął się zadania nad wyraz trudnego. Jednak dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. Obiecał już wszem i wobec, iż mieszkańcy Buenos Aires podziwiać będą mogli jego "męskość". Oczywiście nie za darmo. Warunkiem jest zwycięstwo Argentyny na boiskach RPA. Zaczęli dobrze, od wygranej z Nigerią. Jak skończą? O tym, że prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą, a nie jak zaczynają nie muszę chyba pisać...
Diego zaskoczy. Na pewno nie raz. No ale bez niego byłoby nudno i mało śmiesznie. Don Diego wiecznie żywy, ufff...znaczy się Bóg wiecznie żywy.