Michał Kołodziejczyk z Moskwy
Mój przyjaciel, doświadczony dziennikarz, lubi mieć rację i nie lubi, gdy ktoś się z nim nie zgadza. Kiedy uwierzył w Adama Nawałkę, jego wiary nie można było zmącić w żaden sposób. Dzień przed meczem z Senegalem na konferencji dopowiadał do wypowiedzi trenera przynajmniej po jednym zdaniu.
- Wierzę, że jesteśmy optymalnie przygotowani - mówił Nawałka.
- Ja też - dopowiedział kolega.
- Nie wątpię w doskonałe przygotowanie Grzegorza Krychowiaka - precyzował trener.
- Ja też - dopowiedział kolega.
Spotkaliśmy się znowu po meczu. Tam, gdzie nie ma dużo czasu, bo przed drzwiami stoi kolejka. - Jak tam? Wierzysz jeszcze w optymalne przygotowanie drużyny i doskonałego Krychowiaka? - zapytałem. - Znowu dałem się nabrać - powiedział kolega i pojechał do hotelu. Przez chwilę pomyślałem, że się obraził, ale chyba po prostu był zły.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Senegal. Kuriozalna bramka dla rywali. Ekspert wskazał głównego winnego
Daliśmy się nabrać wszyscy, ale nie na to, że mamy świetnych piłkarzy. Chociaż teraz sprężyna nienawiści odkręca się z taką samą siłą, z jaką nakręcana była miłość, piłkarzy mamy tak samo dobrych jak przed meczem z Senegalem. Sukcesy kadencji Nawałki zwyczajnie uśpiły czujność, a kto w futbolu stoi w miejscu, ten się cofa.
Mówiliśmy o idealnym wieku pokolenia, które wyprowadziło naszą piłkę z piwnicy - a może jest jednak tak, że piłkarz 33-letni powinien być już tylko doświadczonym uzupełnieniem składu, a nie kimś, kogo słabsza forma na boisku paraliżuje pozostałych. Może jest tak, że jeśli brak kontuzjowanego obrońcy osłabia naszą drużynę o 30 procent, to znaczy, że nie potrafimy wyszukać następców. Może jest tak, że Thiago Cionek nigdy nie powinien dostać szansy gry w takim meczu, bo skoro już za uszy został wciągnięty do reprezentacji, to jednak próba wciągania na jeszcze wyższy poziom boli go za bardzo. Może jest tak, że Kamil Glik nie wystąpi na mundialu ani minuty, a pojechał, bo musiał, a film dokumentalny o jego walce o powrót do zdrowia puszczany w odcinkach doskonale się sprzedaje marzącym o bohaterach kibicom. Może jest tak, że najlepszy czas świetnego pokolenia już minął dwa lata temu we Francji, czego najlepszym dowodem jest miejsce w najlepszej ósemce mistrzostw Europy.
Zabrakło trudnych pytań, bo były zwycięstwa i propaganda sukcesu. Po porażce żarty kadrowiczów bawią jakoś mniej nawet najwytrwalszych żartownisiów, a i zaufanie do perfekcyjnego planu Nawałki jakby mniejsze, bo okazało się, że może świetnie zaplanował wypad na strzelnicę, ale kluczowych dziewięćdziesięciu minut w ostatnich dwóch latach już nie potrafił.
Porażka z Senegalem nie jest porażką zwykłą. Nie można naszej drużyny głaskać i dziękować, że i tak dała nam wiele radości. Można tak było robić jeszcze dziesięć lat temu, gdy polski piłkarz był synonimem obciachu, gdy powstawały głupie żarty o meczach otwarcia, o wszystko i o honor, a awans na wielki turniej był świętowany jak zdobycie mistrzostwa. Teraz, gdy jedna z sieciówek przed mundialem rozsądnie wrzuciła do sklepów t-shirty przygotowujące kibiców na porażkę z Senegalem z napisem "Nic się nie stało", dostało jej się po głowie, że wiary w niej mało, a jeszcze mniej patriotyzmu. Bo przecież zwycięstwo było pewne.
Trudno mi zrozumieć przemianę, jaka w reprezentacji Polski dokonała się w jeden ciepły wieczór w Moskwie. Sam widziałem piłkarzy, którzy przed meczem mówili spokojnie, byli pewni siebie, znali swoje możliwości i brzmieli bardzo przekonująco zapewniając o świetnym przygotowaniu. Później w trakcie meczu Arkadiusz Milik wygrał jeden na osiem pojedynków, Robert Lewandowski cztery na dwadzieścia dwa, a Jakub Błaszczykowski dwa na sześć. Oba gole przeciwników zostały im przez naszych piłkarzy zwyczajnie podarowane. Piłkarze kręcili głowami z niedowierzaniem już po kwadransie gry. Nie wierzyli, że naprawdę nie są w stanie nic zrobić, przecież miało być tak pięknie. Kiedy po meczu wyszli z szatni, miałem wrażenie, że nie pogniewaliby się, gdyby czekał na nich samolot nie do Soczi, gdzie mają bazę, ale do Warszawy.
Głupio było pisać o naszych piłkarzach to, co krzyczeli kibice na trybunach. Głupio przecież było zakładać, że Polaków zjadł strach - przecież na co dzień grają w wielkich klubach, a z presją radzą sobie doskonale. O braku odwagi piłkarze powiedzieli jednak sami, niemalże wszyscy. I mówili to głosem już zupełnie innym niż przed meczem. Ciszej, ze wstydem, ze wzrokiem w podłodze. Wiara w siebie na dziesięciostopniowej skali spadła z dziewięciu do zera. Bali się zaatakować, nie potrafili. Robert Lewandowski dodał jeszcze zdanie o oczekiwaniach, które być może były zbyt duże. O Kolumbii tylko z szacunkiem. Będzie trudniej, bo Kolumbia jest lepsza od Senegalu. Przez chwilę pomyślałem, że ci piłkarze dali się na wszystko nabrać tak samo jak ja, teraz do nich dociera, że żyli w ułudzie i zrobiło mi się ich podwójnie żal.
Przechodzący przez strefę mieszaną Glik zapytany o najbliższy mecz odpowiedział, że będą walczyć, bo co mają robić. Kibice będą kibicować, bo pewnie też nie mają akurat nic lepszego do roboty. Po takim meczu trudno znaleźć kogoś, kto krzyknie: "Teraz zlejemy Kolumbijczyków", a bardzo mi kogoś takiego brakuje.
Oglądaj mecze reprezentacji Polski w Pilocie WP (link sponsorowany)
BEDNAREK GLIK PAZADAN BERESZYŃSKI GÓRALSKI LINETTY RYBUS ZIELIŃSKI
KOWNACKI
LEWANDOWSKI Czytaj całość