Mundial 2018. Paweł Kapusta: Jak wszyscy znów daliśmy się nabrać (felieton)

Newspix / LUKASZ SKWIOT/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Jan Bednarek (z lewej) oraz  Yoshinori Muto (z prawej)
Newspix / LUKASZ SKWIOT/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Jan Bednarek (z lewej) oraz Yoshinori Muto (z prawej)

Soczi miało być bazą polskiego sukcesu, zostało przyczółkiem klęski i wstydu. Trudno wyzbyć się wrażenia, że wszyscy padliśmy ofiarą wielkiego oszustwa.

Paweł Kapusta z Soczi

Leczymy kaca i staramy się odnaleźć na urwanym filmie odpowiedź na pytanie: dlaczego impreza skończyła się dla nas tak szybko. Jak to możliwe, że zespół będący symbolem powstania z kolan, kojarzony z sukcesem i zwycięstwami, zarył dziobem o muliste dno? Z lektury setki analitycznych tekstów po odpadnięciu Polaków z mundialu wyłania się cała masa problemów. Mając jednak w pamięci ostatnie tygodnie oraz słowa wielokrotnie wypowiadane przez piłkarzy i trenera - można być teraz tylko skołowanym. Mówi się o złym przygotowaniu fizycznym, złej atmosferze w kadrze, wyborze bazy w fatalnym klimacie i złych warunkach pogodowych, ale przecież wszystkie te zarzuty są bezwzględnie odrzucane przez piłkarzy i selekcjonera.

Dla mnie sprawa jest jasna: ojcem klęski jest Adam Nawałka. Brnął ślepo w taktykę, do której nie mieliśmy wykonawców, nawet w obliczu kontuzji kluczowych graczy odchodził od dobrze nam znanych schematów (i co z tego, że przewidywalnych dla rywali? Przecież na mundialu i tak wszyscy są przeczytani jak bajka na dobranoc), w których czuliśmy się najpewniej, stawiał na zestawienia personalne, w których nigdy wcześniej nie graliśmy. Postawił na Wojciecha Szczęsnego, który znów zaliczył turniej - niewypał. I wszystko runęło.

Jaką kadrę widziałem poza tym w ostatnich tygodniach? Permanentnie odizolowaną. Zamkniętą na cztery spusty. Schowaną przed światem. To również była decyzja selekcjonera. Nawet w momencie, gdy trzeba było szorować brud własnymi łapami, filary drużyny schowały się za filarami hotelu i wysługiwały młodszymi kolegami. Byliśmy przestraszeni, niepewni, smutni, odcięci, odklejeni. Kompletnie nie pasowaliśmy do towarzystwa.

ZOBACZ WIDEO Gmoch: Przeceniliśmy naszą reprezentację po eliminacjach

Pomijając już zawodową klęskę Nawałki i blamaż czysto piłkarski, do tej mundialowej kompromitacji, a raczej do tego, jak bardzo nas to wszystko teraz boli, dołożyliśmy się WSZYSCY. Media kreowały obraz kadry zwycięskiej i gotowej na najtrudniejsze wyzwania. Trudno by było inaczej, skoro z Euro odpadliśmy po ćwierćfinale, eliminacje wygraliśmy, a przed mundialem na każdym kroku słyszeliśmy zapewnienia piłkarzy i trenerów, że są gotowi i w lepszej formie niż przed Euro. Również po seansach filmów z "Łączy nas piłka", przepełnionych pozytywną energią, trudno było podejść do tych mistrzostw inaczej niż bez strachu. Czujność mediów uleciała, izolacja nie pomogła.

Z kolei kibice, spragnieni zwycięstw po latach upokorzeń, wierzyli w ten projekt  bezgranicznie. Kochali zespół, wielbili piłkarzy. Pewne zdarzenia z Arłamowa nakazywały nawet sądzić, że miłość to była obłędna, szalona. Dorośli ludzie wybiegali z dzikiego tłumu ze łzami w oczach, ciesząc się ze zdobycia autografu Kuby Błaszczykowskiego, płakali po nieudanej walce o podpis Roberta Lewandowskiego. Wspólnie więc, z własnej woli i pragnienia obcowania z wielką drużyną, stworzyliśmy obraz herosów, dzięki różowym okularom na nosach, wielu z nas w to uwierzyło. Piłkarze też. Dało się odczuć, że niektórym z nich ta miłość mocno się udzieliła, zdążyli się zakochać w sobie samych ze wzajemnością. Przyłożyliśmy później w Rosji ten obraz do rzeczywistości, a ta zlała nas po zszokowanych pyskach.

Chciałbym wierzyć, że dla wielu z tych zawodników - wciąż młodych, mających wiele lat kariery przed sobą - zimny, rosyjski prysznic będzie otrzeźwieniem, siarczystym plaskaczem stawiającym na równe nogi. Obawiam się jednak (chciałbym się mylić), że tak nie będzie. Już rozjechali się na urlopy, niektórzy do swoich wież z kości słoniowej rozlecieli się po Polsce helikopterami, prywatnymi odrzutowcami. Za moment pojadą z idealnymi partnerkami na idealne, rajskie wakacje. Wypiją drogie koktajle, zjedzą kolacje w luksusowych restauracjach, do których dojadą drogimi samochodami. Później wrócą do swoich ogromnych apartamentów i zapomną.

My w tym czasie, wyrabiając nadgodziny i wyglądając nad korporacyjne biurka, a później łapiąc świeżość w niskim pressingu w wynajmowanych mieszkaniach na obrzeżach miast, wciąż dyskutować będziemy o zawalonym mundialu i zawiedzionych nadziejach. O tym, jak bardzo nas to wszystko boli. Będziemy źli, ale też zapomnimy. Tuż po ich pierwszym zwycięstwie, najpóźniej jesienią. 2002, 2006, 2012. Jesteśmy niereformowalni.

Komentarze (193)
avatar
Realista...
1.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
I znowu Błaszczykowski "bohaterem"... i tak trzymać do następnego mundialu.!!!
Oj wy pismaki i eksperty od 7-miu boleści, całe przygotowania i tego nieudacznika Nawałkę, wszystko i wszystkich n
Czytaj całość
RUNner
1.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nawałka to trener bardzo asekuracyjny i w sytuacji gdy jego ulubieni piłkarze byli w tym sezonie bez formy, lub nie w pełni sił, musiał przegrać te mistrzostwa. Bo nie miał odwagi postawić na i Czytaj całość
Zwykły Polak
1.07.2018
Zgłoś do moderacji
1
3
Odpowiedz
Niestety amok przedmundialowy to element ogólnego zaczadzenia społeczeństwa polskiego propagandą sukcesu, "naszyzmem" ("my sa najlepsi") i innymi elementami pisowskiego oszustwa... Polacy obudź Czytaj całość
Captcha
1.07.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Z kim spotka się "grupa Z": Lewy, Ronaldo, Messi, Neuer w 1/8 finału? Z kibicami na Lotniskach :) 
avatar
Jarek Witkowski
1.07.2018
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Nie pierwsze i nie ostatnie mistrzostwa, które się przegrywa. Statystycznie to tylko Niemcy i Brazylia prawie zawsze coś osiągają a reszta musi umieć znieść porażki. Nie w porażce problem ale w Czytaj całość