Mundial 2018. Rosja - Chorwacja. Artiom Lwie Serce. Cały kraj oszalał na punkcie napastnika

Getty Images / Clive Rose / Na zdjęciu: Artiom Dziuba
Getty Images / Clive Rose / Na zdjęciu: Artiom Dziuba

Kibice tatuują sobie podobiznę piłkarza, nazywają dzieci na jego cześć, zmieniają nazwy miejscowości. Artiom Dziuba tak bardzo chciał jechać na MŚ, że wyłożył pieniądze za mecz ligowy. Teraz jest bohaterem całej Rosji i nadzieją na półfinał mundialu.

- Kilka osób powiedziało mi: strzelaj. Rozejrzałem się wokół i pomyślałem, dlaczego by nie? Szczerze mówiąc, było mi ciężko. Cały świat patrzy, nie daj Boże spudłuję i wszystko przepadnie - mówił w rozmowie z championat.com.

Dziarsko podszedł do jedenastki, nie zawahał się, uderzył pewnie i doprowadził do remisu z Hiszpanami. Podbiegł do narożnika i odmeldował wykonanie zadania. Salut w stylu żołnierza ze słusznie minionej epoki stał się jednym z symboli turnieju. Bez jego gola nie byłoby heroicznej obrony wyniku, serii karnych i parad Igora Akinfiejewa.

Rodacy pokochali rosłego, barczystego piłkarza. Za ofiarność, waleczność, bezgraniczne oddanie, niezłomność. Za współczesny patriotyzm. W jednym z wywiadów przyznał, że chciałby być nazywany "Artiomem Lwie Serce".

Współczesny heros

Małżeństwo z Jekaterynburga, państwo Dziuba, nazwało syna na jego cześć. Mieszkańcy niewielkiej Dzhubgy w kraju krasnodarskim przemianowali nazwę na "Dzyubga" (na razie na tablicach informacyjnych). Nowo narodzony żubr w obwodzie moskiewskim, bardzo dorodny okaz, dostał imię "Dziuba". Jeden z kibiców wytatuował sobie wizerunek napastnika w charakterystycznym salucie. Szaleństwo rozlało się na cały kraj.

Z Hiszpanami zszedł wyczerpany po 66. minutach, bo w pojedynkę tyrał z przodu. Taktyka Rosjan nie była zbyt wyrafinowana, długa piłka do Artioma, może coś zdziała. Wskórał więcej niż niejeden duet napastników. Wygrał rekordowe 13 pojedynków, to po jego strzale głową Gerard Pique nieroztropnie wystawił rękę i podarował karnego. Po przerwie ciężko łapał powietrze, ale pokręcił nosem, gdy Stanisław Czerczesow wezwał go do boksu. Najchętniej biegałby do odcięcia prądu, od początku przygotowań nikt tak nie zasuwał. Po zejściu do bazy wymienił spojrzenia z trenerem i aż sypały się iskry. W końcu sam mówił przed spotkaniem: - Każdy z nas będzie musiał umrzeć na boisku piłkarskim.

Ochłonął, przyjął rozkaz generała i pomagał na wszelkie sposoby. Gdy Hiszpanie zepchnęli ich do rozpaczliwej defensywy, wstawał z ławki i pobudzał publiczność. Za każdym razem Łużniki odpowiadały rykiem. Zamienił się w II trenera, w przerwach na nawodnienie to on, nie Czerczesow, udzielał wskazówek zmiennikowi, Fiodorowi Smołowowi.

Rosyjscy dziennikarze śmiali się, że dzięki niemu Akinfiejew znalazł sposób na jedenastki. Ponoć jako jedyny ćwiczył karne. Jako bramkarz. Internet podbija filmik, na którym Dziuba odbił uderzenie w niemal identyczny sposób jak jego kolega. Jeśli tak dalej pójdzie, to kwestią czasu jest komiks z napastnikiem w roli superbohatera.

- Tyle lat piłkarskie szczęście odwracało się od nas. Wydawało mi się: teraz albo nigdy. Wspaniałe chwile zdarzają się przy wielkich okazjach. Po prostu kosmos - kipiał ze szczęścia po awansie do ćwierćfinału.

Rok temu prawie zatrzasnął sobie furtkę do drużyny narodowej.

ZOBACZ WIDEO Rosjanie niesieni dopingiem kibiców. Z Chorwacją powalczą o kolejną niespodziankę

Igranie z ogniem

Po ME 2016, czyli odkąd Czerczesow przejął dowództwo, zagrał w kadrze ledwie raz. Latem 2017 roku nagle opuścił zgrupowanie przed Pucharem Konfederacji. Oficjalnie: kontuzja kolana. Nieoficjalnie z powodu konfliktu z selekcjonerem. Plotki podsycił sam Dziuba. Sborna odpadła po fazie grupowej, a piłkarz, razem ze swoim druhem z Zenita St. Petersburg, Aleksandrem Kokorinem, puścili w świat głośno komentowane zdjęcie. Obaj imitowali ręką wąsy Czerczesowa, jakby naśmiewali się z trenera.

Potem gęsto się tłumaczyli, nawiązywali do swojego sposobu świętowania bramek. - Ta wiadomość to żart. Nie używamy tego gestu po raz pierwszy. Ludzie próbują wszcząć skandal i oczernić nas - zapewnił Dziuba. Trzy grosze wtrącił Czerczesow: 
- Nie wiem, do kogo zaadresowali wiadomość. Nie mamy konfliktu. Kategorycznie zaprzeczam.

Mundial za wszelką cenę

Prawdy może dowiemy się po turnieju, ale fakty są takie, że przez rok ani razu nie pojawił się w rosyjskiej "kamandzie". Pod koniec 2017 roku szanse na MŚ spadły do minimum. Dziubę pogrążały statystyki (15 meczów, 1 gol). Popadł w niełaskę u trenera Roberto Manciniego, zimą stracił miejsce w jedenastce, musiał szukać ratunku. - Mistrzostwa są priorytetem, to dzieje się raz w życiu. Postawiłem sobie taki cel - tłumaczył. W styczniu pomocną dłoń wyciągnął Arsenal Tula.

Na wypożyczeniu strzelał aż miło, 6 bramek w 10 spotkaniach. Był tak zdeterminowany, że z własnej kieszeni zapłacił 60 tys. euro, byle tylko wyjść na murawę przeciwko Zenitowi Sankt Petersburg! Kluby dogadały się, że występ Dziuby będzie warty 120 tys. - Nikt nie będzie wpływał na moją grę. Jeśli bym tego nie zrobił, stałbym się pośmiewiskiem całego kraju - zapowiedział portalowi sports.ru. Wyłożył kasę, a potem zemścił się na Mancinim. Tuż przed końcem wyrównał stan meczu (3:3). Tych punktów brakło Zenitowcom do kwalifikacji Ligi Mistrzów.

Wychodził na prostą, w międzyczasie koszmarnej kontuzji kolana doznał jego druh, podstawowy napastnik Sbornej, Kokorin. Czerczesow miał dylemat - do wyboru utalentowana młodzież albo niepokorny Dziuba. Postawił na doświadczenie. Pierwszy mecz z Saudyjczykami zaczął na ławce, ale na ostatnie 20 minut zmienił bezproduktywnego Smołowa. 89 sekund po wejściu cieszył się z bramki. Selekcjoner aż mu zasalutował. - Pokazałem, że powinienem grać, a trener najwyraźniej mnie zrozumiał. Zrobiło mi się bardzo miło - komentował. Gest tylko potwierdził, że zostawili za sobą wszelkie niesnaski (jeśli w ogóle były). Pozostałe mecze zaczynał w jedenastce, po bramkach z Egiptem i Hiszpanią oddawał honory Czerczesowowi.

Niesforny przywódca

Uwielbiają go nie tylko kibice. Po meczach nie zarzuca dziennikarzy sztampowymi wypowiedziami, wbija szpilki, sypie żartami, jest szczery, momentami prostolinijny. Wcześniej taki wizerunek bardziej przeszkadzał, wielokrotnie powiedział kilka słów za dużo. Kilka lat temu, w macierzystym Spartaku Moskwa, zrównał z ziemią Unaia Emery'ego. Nazwał szkoleniowca "trenerishka", co najłatwiej i najłagodniej można przetłumaczyć jako "mały trener". Kiedyś wypalił, że będzie rosyjskim Zlatanem Ibrahimoviciem. Jak na tak rosłego faceta całkiem nieźle operuje piłką, ale porównanie oczywiście mocno przesadzone.

Krnąbrny charakter sprawiał, że ściągał na siebie kłopoty. Jako 20-latek o mało nie wylądował za kratkami. Kolega ze Spartaka, Władimir Bystrow, oskarżył go o kradzież z hotelowego pokoju 23 tysięcy rubli. Wskazaną kwotę znaleziono przy Dziubie. Trener Walerij Karpin nie wierzył, że zawodnik zarabiający milion rubli miesięcznie połakomił się na tak "marny" grosz. Napastnik zaprzeczał, twierdził, że wrobili go koledzy, z którymi miał na pieńku. Tak czy inaczej, Spartak za karę zesłał go do Tomska.

Kilka lat temu kursował między Moskwą a wypożyczeniami do Rostowa, nie wierzył w niego trener Karpin, Fabio Capello nie zabrał go na MŚ 2014, bo nie odpowiadała mu jego osobowość. W 2015 roku poszedł pod prąd, wybrał grę dla znienawidzonego Zenita, czym rozwścieczył fanów Spartaka. Dopiero teraz spokorniał, choć nie do końca.

Przed MŚ 2018 zganił dziennikarzy, którzy bez opamiętania krytykowali kadrę, nie dostrzegając ich przedturniejowej harówki. Golem z Saudyjczykami ostatecznie zamknął usta malkontentom. Kibice zaczęli się z nim utożsamiać, w mediach społecznościowych do tej pory bije rekordy popularności.

Tuż przed 30. urodzinami nadszedł jego wielki czas. - Nigdy nie widziałem tak grającego Dziuby - stwierdził kolega z Zenitu, Słowak Robert Mak. Już nie jest "maluczkim piłkarzem", jak odpowiedział mu kiedyś Emery. - Stał się prawdziwym wojownikiem - napisał na Instagramie były kadrowicz, Aleksandr Kierżakow. I dowódcą rosyjskiej bandy, która zmierzy się z Chorwatami o półfinał MŚ 2018.

Spotkanie zaplanowano 7 lipca o godz. 20.00.

Źródło artykułu: