Mundial 2018. Brazylia - Belgia. Dwa ciosy i wysoka garda! Złote pokolenie w półfinale MŚ!

Getty Images / Buda Mendes / Na zdjęciu: radość Belgów
Getty Images / Buda Mendes / Na zdjęciu: radość Belgów

Belgijscy chłopcy, przez lata pokornie czekający w przedpokoju na zaproszenie, w końcu usiedli przy stole z dorosłymi. Zwycięstwo z Brazylią 2:1 w ćwierćfinale mundialu można traktować jak manifest: jesteśmy gotowi, w Rosji walczymy o pełną pulę.

Z Kazania Paweł Kapusta

Gdy Renato Augusto strzałem głową zdobywał kontaktowego gola, kilkanaście tysięcy brazylijskich fanów wrzasnęło dziko. A gdy ryk poniósł się przez trybuny, nie ustał do samego końca. Canarinhos przegrywali po pierwszej połowie 0:2, o życie walczyli z furią dzikiej bestii do ostatniego gwizdka Milorada Mazicia. Próbowali Neymar, znów Renato Augusto, Philippe Coutinho - wszystko na nic! Brazylia jedzie do domu, Belgia zostaje i wciąż śni sen o złocie.

Rosło to nowe pokolenie belgijskich piłkarzy i rosło, zapowiadało się mocno i szumnie, ale gdy nadchodził moment próby, brakowało iskry. Jedni nazywają ją doświadczeniem, inni turniejowym cwaniactwem. Już przed czterema laty na brazylijskim mundialu miało być pięknie, ale wówczas w ćwierćfinale łzy wycisnęli z dziecięcych oczu argentyńscy wyjadacze. Przed dwoma laty pięknie miało być na Euro, ale tam ku szokowi całego świata pobiła ich Walia. Przed startem mundialu w Rosji znów mówiło się to samo: już. Teraz. W końcu. Ćwierćfinał przeciwko Brazylii miał dać odpowiedź na pytanie, czy pokolenie wychowane przez słynny system szkolenia wyrosło już z krótkich portek. Wyrosło. W pierwszej połowie wyprowadzało ciosy, w drugiej - trzymało gardę. Opuściło ją tylko raz.

Gol na 1:0 to w sumie przypadek. Dośrodkowanie z rzutu rożnego i samobój Fernandinho. Ale druga bramka? Majstersztyk! Romelu Lukaku rozprowadził akcję na skrzydło, piłkę przejął Kevin De Bruyne i z narożnika pola karnego huknął w kierunku dalszego słupka. Fantastyczne trafienie! Brazylia odpowiedziała w drugiej połowie dośrodkowaniemm Coutinho i celną główką Renato Augusto.

Jeśli można w ogóle mówić o istnieniu futbolowych zaświatów, Neymar nie ma szans na niebo. To prawda: jest świetny. Bywa magikiem, z piłką potrafi zrobić więcej, niż większość z nas z myślami. Cóż jednak z tego, skoro całą maestrię topi w bagnie zwanym symulacją. W Kazaniu Brazylia przegrywała już 0:2, trwała druga połowa, ale do końca meczu zostało jeszcze grubo ponad pół godziny, gdy piłkarz PSG rzucił się w polu karnym jak na wersalkę. Wszyscy, chyba nawet tysięce fanów z Brazylii, zdawali sobie sprawę, że ich gwiazda - ZNÓW - chciała wszystkich oszukać. Jeśli można więc mówić o futbolowych zaświatach i piłkarskiej sprawiedliwości, dobrze że Neymara w tym turnieju już nie ma. Mundial to nie jest miejsce dla nieudolnych kabareciarzy.

Przed meczem mówiło się o brazylijskich problemach, ale lekceważenie ich kadry - nawet mimo faktu, że rozkręcała się w Rosji bardzo powoli oraz miała kłopoty ze zdrowiem i formą poszczególnych zawodników - to jak włożenie skaleczonej ręki do akwarium pełnego piranii i liczenie na to, że ryby gustują akurat w innej grupie krwi. Wiadomo, jak to jest z Canarinhos - na mundial frunąć mogą z kontenerem zmartwień, ale dla kibiców na całym świecie wszystkie dylematy giną w blasku ich kanarkowych trykotów, roztapiają się w mieszaninie bogatej historii, trofeów i filozofii Joga Bonito.

Oczekiwania jednak swoją drogą, a rzeczywistość swoją. Po grupowych starciach Canarinhos byli mocno krytykowani przede wszystkim za grę w ofensywie, obrywało się Neymarowi, który ostatnie miesiące spędził na leczeniu kontuzji stopy i miał po prostu nie zdążyć z powrotem do odpowiedniej dyspozycji. I nawet po meczu z Meksykiem - mimo strzelenia gola na 1:0 i zaliczenia asysty przy trafieniu na 2:0 - powszechna była opinia, że Neymar z Rosji to jeszcze nie Neymar ze szczytu piłkarskiej piramidy. Maszyna pracowała, tryby się kręciły, ale jednak coś w jej działaniu było cały czas nie tak. Awarii nie udało się naprawić do meczu z Belgią, więc resztę turnieju drużyna z Ameryki Południowej obejrzy w telewizji.

Ale przecież Belgia tego turnieju też nie rozpoczęła w jakimś kapitalnym stylu. Zespół Roberto Martineza wygrał wprawdzie wysoko z Panamą, ale z mundialowym nowicjuszem męczył się niemożliwie. Po wspomnianym meczu w Soczi napisaliśmy, że w całej mistrzowskiej zabawie nie chodzi przecież o to, by z najcięższej amunicji wystrzelać się już na samym początku, a na drugą fazę wyjść z cepem lub motyką. Mundial trwa miesiąc, trzeba rozkładać siły, utrzymywać formę przez tygodnie. Belgowie o mały włos nie wypadli jednak z turnieju już w 1/8 finału, gdy dwukrotnie dali się skarcić Japonii. Wtedy jednak pokazali swoją wielką moc, rywala doszli, a w ostatnich sekundach zadali mu śmiertelny cios. W takich chwilach zespoły potrafią się rodzić na nowo. I rzeczywiście, oni wtedy powstali niemal z martwych i poczuli własną siłę. Pokazali ją w piątkowy wieczór w Kazaniu.

Półfinał Francja - Belgia 10 lipca w Sankt Petersburgu.

Brazylia - Belgia 1:2 (0:2)
0:1 - Fernandinho 13' - sam.
0:2 - Kevin De Bruyne 31'
1:2 - Renato Augusto 76'
Składy:

Brazylia: Alisson - Fagner, Thiago Silva, Miranda, Marcelo - Paulinho (72' Renato Augusto), Fernandinho - Willian (46' Roberto Firmino), Philippe Coutinho, Neymar - Gabriel Jesus (58' Douglas Costa).

Belgia: Thibaut Courtois - Toby Alderweireld, Vincent Company, Jan Vertonghen - Thomas Meunier, Axel Witsel, Marouane Fellaini, Nacer Chadli (82' Thomas Vermaelen) - Kevin De Bruyne, Romelu Lukaku (86' Youri Tilemans), Eden Hazard.

Żółte kartki: Fernandinho, Fagner (Brazylia) - Toby Alderweireld, Thomas Meunier (Belgia).

Sędzia: Milorad Mazić (Serbia).

ZOBACZ WIDEO Polski nie stać na selekcjonera z "topu"? "Potrzeba człowieka z charyzmą"

Źródło artykułu: