Stolica Tatarstanu sześć razy pełniła rolę gospodarza podczas MŚ 2018. Zaczęło się niewinnie, zgodnie z przewidywaniami. Francuzi pokonali 2:1 Australijczyków, Hiszpanie 1:0 Irańczyków, Kolumbijczycy zdeklasowali Polaków (3:0). Potem stadion w Kazaniu zyskał złą renomę wśród potęg piłki.
To tam skompromitowali się Niemcy, którzy przez 90 minut nie mogli sforsować koreańskich zasieków, atakowali coraz wścieklej i wystawili się na odstrzał. Azjaci wyprowadzili dwa ciosy, a samotny rajd Heung-Min Sona do pustej bramki upokorzył mistrzów świata 2014. Nasi zachodni sąsiedzi po raz pierwszy w historii pojechali do domu po fazie grupowej.
Kolejny mecz i następni faworyci spakowani. Tym razem takiego scenariusza nie dało się uniknąć, bo w 1/8 finału spotkali się Francuzi z Argentyńczykami. Któraś z wielkich firm musiała cierpieć. Po porywającym boju Trójkolorowi pożegnali Albicelestes (4:3).
W Kazaniu swoje szanse pogrzebali także Brazylijczycy. Canarinhos nie podnieśli się po dwóch trafieniach Belgów w pierwszej połowie, zaciekle dążyli do remisu, ale gol Renato Augusto tylko zmniejszył rozmiary ćwierćfinałowej porażki (1:2).
Co ciekawe, pecha przynosi nie tylko tamtejszy stadion. Poza turniejem są już wszyscy piłkarze namalowani w Kazaniu przez graficiarzy: Cristiano Ronaldo, Lionel Messi i Neymar. Kolejnych ofiar już nie będzie, na tym stadionie rywalizacja dobiegła końca.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Odwiedziliśmy muzeum mistrzostw świata w Moskwie