Nowa polska nadzieja na medal w Rio? Michał Haratyk objawieniem w pchnięciu kulą

Jeszcze niedawno jego nazwisko kojarzył mało kto. Wyniki z ostatnich kilkunastu dni sprawiły jednak, że teraz o Michale Haratyku mówi się jako o przyszłej gwieździe polskiego sportu.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
PAP / Tytus Żmijewski
Tomasz Majewski i długo, długo nikt - tak przez lata wyglądała nasza sytuacja w zmaganiach kulomiotów. Był 2008 rok gdy zawodnik został mistrzem olimpijskim w Pekinie. Cztery lata później Majewski powtórzył ten sukces podczas igrzysk w Londynie. Gdy wygrywał po raz pierwszy, 16-letni Michał Haratyk właśnie rozpoczynał swoją przygodę z pchaniem. Gdy bronił tytułu, Haratyk mógł pochwalić się nowym rekordem życiowym wynoszącym powyżej 17 metrów.

Dziś Majewski powoli schodzi ze sceny, ale w Rio de Janeiro chce jeszcze powalczyć o ostatni wielki sukces w życiu. Sytuacja na krajowym podwórku uległa zmianie - 34-latek ma godnych następców, którymi są Konrad Bukowiecki i właśnie Michał Haratyk, objawienie tegorocznego sezonu halowego.

- Trenuję od siedmiu lat z Piotrem Galonem w Krakowie. Zarówno trener jak i klub dużo mi pomagają. Wszystko jest więc na dobrej drodze do tego, by pchać daleko - mówi 23-latek. Wspomniany klub to AZS AWF Kraków. Dalekie pchanie wychodzi młodemu zawodnikowi już teraz.

5 lutego podczas łódzkiego Pedro's Cup Haratyk niespodziewanie stał się największą gwiazdą całego mityngu spychając w cień liczne grono sław. Kulomiot będący do tego dnia postacią anonimową dla przeciętnego kibica (choć wicemistrzem Polski na otwartym stadionie był już w zeszłym roku) uzyskał w najlepszej próbie 21,35 metra. Ten wynik dał Polakowi pozycję lidera światowych list. W Walentynki o 22 centymetry przerzucił go Amerykanin Kurt Roberts.

Dokładnie tydzień później Haratyk znów wygrał, tym razem na Copernicus Cup w Toruniu, gdzie pokonał i Bukowieckiego i Majewskiego. Udało się więc potwierdzić wcześniejszy sukces i udowodnić, że wygrana w Łodzi nie była przypadkowa. - W Toruniu nie było już tak równej serii, jak na Pedro’s Cup. Był stres, do tego trochę brakowało sił. W drugim pchnięciu udało się jednak uzyskać daleki wynik, więc jest dobrze - mówi nowa nadzieja polskiej lekkoatletyki.

Co ważne, Haratyk również w grodzie Kopernika przekroczył granicę 21 metrów, choć tym razem tylko o 4 centymetry. - Tak, jest znowu 21 metrów, ale zobaczymy co będzie dalej. Na razie tylko raz udało mi się uzyskać taką odległość dwukrotnie w jednych zawodach. Nie można więc jeszcze mówić o regularności, ale jestem na dobrej drodze do tego, by ją uzyskać - wierzy w swoje możliwości kulomiot.

Tegoroczny sezon halowy ma swój najważniejszy moment, którym będą mistrzostwa świata w Portland. Światowy czempionat odbędzie się w dniach 17-20 marca. Ze względów regulaminowych do Stanów Zjednoczonych będzie mogło pojechać tylko dwóch Polaków pchających kulą, choć kandydatów do miejsca w składzie jest trzech. Haratyk siłą rzeczy staje się polską szansą na medal.  - O Portland nie myślę - studzi emocje 23-latek. - Wszystko rozwiążą mistrzostwa Polski. To będzie decydujący start i zobaczymy jak to się wszystko ułoży.

Krajowe mistrzostwa odbędą się na początku marca, znów w szczęśliwym dla kulomiota Toruniu. To tu przed rokiem pierwszy raz pokonał 20 metrów, a teraz wygrał Copernicus Cup. Wcześniej będzie jednak okazja także do innych występów - W najbliższych planach mam start w Sztokholmie, już w środę - zapowiada Haratyk. W Szwecji po raz pierwszy od ostatnich polskich sukcesów wystąpi w zagranicznej imprezie. Tam nie będzie już dopingu własnej publiczności, ale młody kulomiot prezentuje się na tyle dobrze, że nie powinien być to dla niego żaden problem.

Zobacz wideo: Ewa Swoboda - urodzona mistrzyni
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×